Ważka, film otwierający 11. edycję Splat!FilmFest wprowadza widza w kameralną, ale pełną napięcia relację – na pozór prozaiczną, uderzającą surowym realizmem, ale w głębi jednak mocno niepokojącą, podskórnie dryfującą w stronę kina grozy. Autor i reżyser filmu Paul Andrew Williams może być znany festiwalowej publiczności z brutalnego thrillera o zemście pt. Bull (2021), który znalazł się w programie siódmej edycji Splat!FilmFest.
Tym razem przywiózł do Polski nastrojowego brytyjskiego slow burnera, w którym dopiero sam finał uzasadnia umieszczenie tytułu w sekcji Strach i terror. Co więcej, reżyser oglądał ten film razem z polskimi widzami, obserwując ich reakcje (np. śmiech, bo wbrew pozorom jest tutaj humor), a na koniec uczestnicząc w sekcji Q&A, odpowiadając na pytania dotyczące inspiracji, motywacji postaci i np. pracy z psem, bullterierem Sabre’em, pełniącym istotną rolę w tej historii.

Ważka (Dragonfly) to historia dwóch kobiet, które dzieli pokolenie, ale łączy samotność i pragnienie bliskości. Elsie (Brenda Blethyn) jest starszą panią, na której czas już mocno odcisnął swoje piętno – jej ciało coraz częściej odmawia posłuszeństwa, a zrobienie zakupów czy proste czynności domowe okazują się walką o przetrwanie. Swoją pomoc oferuje sąsiadka, żyjąca z zasiłków 35-letnia Colleen (Andrea Riseborough), zdegustowana stanem opieki społecznej i obojętnością otoczenia. Kobieta mieszka z psem o imieniu Sabre – jedynym stworzeniem, któremu naprawdę ufa.
Gdy Colleen wraz ze swoim czworonogiem wkracza do domu starszej sąsiadki, u podejrzliwego widza zapala się lampka ostrzegawcza. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jej intencje są naprawdę dobre – czy kierują nią bezinteresowność i potrzeba pomocy, czy może są też jakieś ukryte motywy. Ta niepewność sprawia, iż napięcie rośnie mimo iż kilka się tutaj dzieje.

Film zaczyna się od cytatu zaczerpniętego z Jamesa Thurbera: „Czas należy do ważek i aniołów. Pierwsze żyją za krótko, a drugie za długo”, co wskazuje, iż czas i nietrwałość są kluczowymi motywami filmu. Symbolika zawarta w tej frazie nie została jednak przełożona łopatologicznie na scenariusz – przeciwnie, przenika w sposób delikatny, niemal niewidoczny. Williams z niezwykłą precyzją buduje napięcie z rzeczy najdrobniejszych – codziennej rutyny, powtarzających się czynności, niepokojących spojrzeń i gestów.
Początkowo można sądzić, iż to Colleen symbolizuje anioła – w końcu jest młoda, ma przed sobą wiele lat życia, a pomoc starszej osobie może być postrzegana jako łatwa droga do Nieba. Jednak to nie jest takie oczywiste – ważka jest tutaj metaforą nietrwałości, a najbardziej ulotne są relacje międzyludzkie. Zaufanie, które rodzi się powoli, może zniknąć w jednej chwili. Spokój i bezpieczeństwo także mogą gwałtownie ulec zachwianiu. Wystarczy jeden nieprzemyślany czyn, by zburzyć kruchą więź między ludźmi.

Nie można odmówić reżyserowi umiejętności w budowaniu pełnych napięcia scen, ale duża w tym zasługa również znakomitych aktorek: Andrei Riseborough i Brendy Blethyn. Obie kreują postaci pełne niuansów – starsza w sposób subtelny odgrywa bezradność i narastającą frustrację wynikającą z konieczności polegania na innych, młodsza emanuje aurą tajemniczości i nieprzewidywalności. Kontrast między nimi nadaje filmowi psychologiczną głębię, a każda scena staje się polem emocjonalnej rozgrywki, podtrzymując nieustanne poczucie niepewności i napięcia. Nieoczekiwanym graczem w tej rozgrywce okazuje się syn Elsie, John (Jason Watkins), którego pojawienie się zmienia ton opowieści, burzy dotychczasowy porządek, sprawia iż historia ujawnia dodatkowy aspekt, związany z kinem gatunkowym, bliższy bywalcom Splat!FilmFest.
Ważce Paula Andrew Williamsa warto dać szansę, bo mimo wolno toczącej się akcji to kino angażujące emocjonalnie, wybitnie zagrane i trzymające w napięciu do ostatniej minuty. Film prowokuje do refleksji nad kruchością relacji międzyludzkich, granicami zaufania i tym, jak łatwo nasze intencje mogą zostać źle odczytane. To nie rasowy horror, ale kino psychologiczne z duszą thrillera, które – mimo początkowych wątpliwości – dobrze sprawdza się jako otwarcie bezkompromisowego festiwalu kina gatunkowego. Pokazuje, iż choćby z codziennej rutyny i surowego realizmu można gwałtownie przejść do krainy mroku – bo prawdziwe zagrożenie często kryje się w ludzkich emocjach.



![„To spektakl absolutnie unikatowy”. „Amadeusz” w Lublinie [ZDJĘCIA]](https://radio.lublin.pl/wp-content/uploads/2025/10/EAttachments90163776fa4f8f23f35ac82c26c84725ba80745.jpeg?size=md)













