Moja „szczęśliwa” rodzina rozpadła się w jednej chwili – wszystko okazało się kłamstwem…
Wczoraj odkryłam, iż nasze dziesięcioletnie, pozornie trwałe małżeństwo to tylko iluzja. Zwykły dzień, nic nie zapowiadało katastrofy. Rozmawiałam przez telefon z mężem, jak zwykle – planowaliśmy zakupy, wymienialiśmy się wrażeniami z dnia. Był w pracy, ja prowadziłam auto. Po rozmowie nie nacisnęłam czerwonego przycisku rozłączenia. Zwykle robił to on, ale tym razem, ironicznie, zapomniał. To zmieniło wszystko.
Jechałam dalej, gdy nagle z głośnika dobiegł jego głos – wyraźny, donośny. Okazało się, iż nie odłożył słuchawki. To, co usłyszałam, przeszyło mnie jak ostrze:
— No cóż, moje ptaszki, czekałyście? Świetnie. Teraz jestem tylko wasz. Lećcie do mnie!
Zamarłam. W słuchawce cisza, potem szelest, dziwne odgłosy. Żadnego kobiecego głosu, ale to nie było potrzebne. Kobieca i matczyna intuicja krzyczała: „Zdradza cię!”. Ścisnęłam kierownicę, serce waliło w skroniach. Zjechałam na pobocze, zatrzymałam się, patrząc przed siebie. Świat legł w gruzach. Nasz syn, dziesięć lat małżeństwa, dom budowany wspólnie, plany, nocne rozmowy – wszystko to było tłem dla kłamstw?
Zawsze wierzyłam, iż zaufanie to podstawa. Nie grzebałam w jego telefonie, nie wypytywałam, gdy się spóźniał. Byłam pewna: jest uczciwy. Nie dawał powodów. A teraz? Podłość, która nie była pomyłką. Brzmiało to, jakby mieli za sobą wiele takich chwil. Nie wiedziałam, co robić. Włączyłam kierunkowskaz i pojechałam do przyjaciółki.
Tamtego wieczoru postanowiłam: zanim z nim porozmawiam, muszę się pozbierać. Nie chciałam łez ani awantur. Zapisałam się do psychologa. Najpierw do mężczyzny. Liczyłam na spokojną analizę. Stało się inaczej.
Wysłuchał i stwierdził chłodno:
— Nie przyszło pani do głowy, iż sama jest pani winna? Podsłuchiwanie to naruszenie prywatności. Telefon nie należy do pani.
Oniemiałam. Zamiast wsparcia – oskarżenie.
— Niech pani udaje, iż nic nie słyszała. Naprawi relację. Albo rozwód – dodał, przeglądając papiery. — Proszę też wykupić dziesięć sesji, by zmniejszyć napięcie.
Wyszłam. Nie będę przepraszać za jego błąd.
Następnego dnia trafiłam do psycholożki. Inaczej. Spojrzała uważnie, mówiąc łagodnie, ale stanowczo:
— Nie musi pani wybaczać, jeżeli nie chce. Ale niech pani pamięta: rozmowa może zmienić wszystko. choćby rozstać. Jest pani gotowa?
— Tak — odparłam twardo. — Nie chcę żyć w iluzji.
Wieczorem spojrzałam w oczy człowiekowi, którego kochałam dekadę, i rzekłam spokojnie:
— Wszystko słyszałam. Nie rozłączyłeś się. Mówiłeś o ptaszkach. Kim one są?
Zbladł. Potem wybuchnął śmiechem:
— Serio? Myślisz, iż zdradzam? — Pokazał zdjęcia i nagrania z kurnika. — Karmiłem kury. Zawsze tak je wołam: „ptaszki”. To głupie, ale prawdziwe.
Czas się zgadzał.
— Czemu nie oddzwoniłeś? — spytałam cicho.
— Nie wiedziałem, iż słyszałaś. Ty zawsze rozłączasz — wzruszył ramionami. — A ty… już sobie wszystko wymyśliłaś.
Płakałam. Z ulgi, wstydu, strachu. Marek nie zdradził. Po prostu… zwątpiłam. To zwątpienie niem