– I czym ty, córko, adekwatnie myślisz? – powtarza mi mama już od pół roku. – Przypomnij sobie, jak wyglądałaś po rozwodzie z nim. Ledwo do siebie doszłaś. A teraz co? Znowu to samo. Dziecko ma ojca, po co wam jeszcze razem mieszkać, no po co?

przytulnosc.pl 9 godzin temu

Mam teraz 33 lata. Wychowuję cudownego syna. I znowu jesteśmy razem z mężem, choć jeszcze niedawno byliśmy rozwiedzeni. To niesamowite uczucie – przeżywać coś na nowo, kiedy wydawało się, iż wszystko zostało już zburzone. A potem znowu twój ukochany mężczyzna siedzi obok przy stole i masz wrażenie, iż nic już nie przeszkodzi waszemu szczęściu.

Przed naszym rozwodem byliśmy w małżeństwie pięć lat. On był moim jedynym, prawdziwym. Rozstaliśmy się przez jego bezpodstawne sceny zazdrości. Najbardziej męczyło mnie ciągłe wysłuchiwanie podejrzeń i oskarżeń. Wielu mówi: jak facet zazdrości, to znaczy, iż kocha.

Nie zgodzę się z tym. Mój mąż może i kochał, ale ta zazdrość przekraczała wszelkie granice. jeżeli zostawałam dłużej w pracy albo spędzałam czas z koleżanką, on wydzwaniał i pytał, gdzie jestem. Potrafił podjechać i zabrać mnie do domu, bo tak było mu wygodnie i spokojnie. Kontakty ze współpracownikami – mężczyznami – były całkowicie zakazane. Twierdził, iż szukam przygód. A gdy ktoś powiedział mi komplement, od razu widział w nim rywala. Ubrania miałam nosić jak najbardziej zakryte. Znosiłam to, bo bardzo go kochałam.

Kiedy pojawił się nasz syn, nic się nie zmieniło. przez cały czas traktował mnie jak swoją własność. Kochający ojciec, owszem, ale aż nadto kontrolujący. Opieka nad dzieckiem musiała wyglądać dokładnie tak, jak on uważał za słuszne. Inaczej – nie do przyjęcia. A ja tak nie potrafiłam żyć!

Złożyłam pozew o rozwód. Dla nas wszystkich to było bolesne – i dla mnie, i dla niego. Ale byłam już skrajnie zmęczona, chciałam odpocząć. A syn? Płakał rozpaczliwie, gdy usłyszał, iż tata zamieszka osobno.

Minęło parę miesięcy. Niespodziewanie on stanął w drzwiach z ogromnym bukietem kwiatów. Poprosił, żebym znów została jego żoną. Obiecał, iż nie będzie już żadnych bezsensownych podejrzeń. Zgodziłam się – syn tęsknił za ojcem, a ja w tej rozłące zrozumiałam, iż wciąż go kocham.

Byłoby pięknie, gdyby nie rodzice. Ciągle słyszymy od nich jedno i to samo: iż pękniętej filiżanki się nie sklei, iż do tej samej rzeki się nie wchodzi dwa razy. Dlaczego nie mogą po prostu uwierzyć, iż nam razem jest dobrze? Z jednej i z drugiej strony powtarza się tylko:

— Rozwód znów wisi w powietrzu.

Po co? Dlaczego? Dlaczego rodzice tak bardzo się sprzeciwiają? Tego już naprawdę nie rozumiem…

Idź do oryginalnego materiału