Synowi dług, córce żal

polregion.pl 2 godzin temu

Ojcu dom, córce wyrzut
Co znowu? Prosto odwalisz mu dom? A co ze mną? Co z dziećmi? Wylądujemy na ulicy? Zbyszko wstał z fotela, a na twarzy Katarzyny pojawiły się roziskrzone rumieńce.
Kasiu, zrzesz się, kochana. Nie na ulicy. Podtrzymam wam z Kostkiem. Złożę pierwszą wpłatę Zygmunt zażartym głosem próbował łagodzić ton, ale córka aż nie słuchała.
Pierwsza wpłata? Czy wiesz, ile w tej chwili kosztuje mieszkanie? Procenty hipoteczne? A Przemek w pełni dom? Darmo? Dla pięknych ocz?

Bo jest moim synem.
A ja nie córka? głos Katarzyny zadrżał. Dwadzieścia lat byłaś dla ciebie córką, a dziś znikam?

Zygmunt westchnął i osunął się na kanapę. Ten sam dyskusja powtarzała się trzeci raz w tygodniu. Znowu krzyki, łzy, oskarżenia.

Kasiu, po prostu: Przemek z Klarą i dwójką dzieci skrzętnie tłuką się w jedno pomieszczeniu. Trzeci już w ciąży. U was z Kostkiem maja własną trójkę.
Szacotką! przerwała Katarzyna.
Mimo wszystko nie jedno z autem. A no i… Dom. Budowałem go, gdy Przemek dopiero się rodził. Każdy kamień z własnych rąk. Zawsze liczyłem, iż synu odpadnie.

Oczywiście, syn! A ja ci pomagałam, gdy byłeś chory? Ścigałam się przez miasto, podziałałam szpity, gotowałam… A gdzie był Prmek? W swoim Wrocławiu, marlejąc!

Zygmunt potarł zmęczony główkę. Syn wypchał się do Wrocławia, zmuszony. Pięć lat ratował rodzinę, nienawidząc dwóch prac. Córka… No, była przy nim po infarkcie. Ale środek miasta, a nie krajobraz.

Kasiu, dom kierował się synowi. To rozwiązanie, które ja i twoja mama przyjęli jeszcze przed twoimi narodzinami. Tak się kładzie w naszej rodzinie.

Mamo! gorzko prychnęła Kasia. Mamo by nigdy nie dała tej niesprawiedliwości!
Wręcz przeciwnie. Mamo zawsze wie, iż dom do Przeka. Wam planowaliśmy pomóc kupić.
Mamo czternaście lat temu! w okach Katarzyny zaszły łzy. A ty… ty chcesz mnie wysypać podarunkiem?!

Na progu pojawiła się wnuczka dziesięcioletnia Zuzanna. Ujrzała krzyczącą matkę i cichnącego dziadka.
Mamo, czego krzyczysz?
Katarzyna odrzuciła się:
Zuzio, idź do pokoju. Dorośli rozmawiają.
Dziewczynka z wahaniem odszedł. Katarzyna ciężko opadła na fotel.
Znasz ojcu, rozumiesz. Przemek zawsze miał więcej, a będę… Co zostanie. Nie chcesz dzielić spadku po imietnie sprawa będzie w sądzie. Otrzymam swoje, nie łudź się.

Zygmunt zdrętwiał. Do tej pory córka nie zagroziła sądem.
Kasiu, daj załatwić. Jesteśmy żywi. O co chodzi?
Wiesz, iż z Przecikiem już wszystko podpisali! On mi to samego zgłosił. Prawda? Że nie chcą mnie?

Stary szturchnął. Faktycznie, miesiąc temu podpisał darowiznę. Przemek nalegał, nóił, iż tak będzie skończonie czasem, gdy… Zygmunt odganiał mroczne myśli.
Zrobiłem, co uznałem za słuszne. Pomogę, obiecuję. Ale dom pozostanie Przecikowi.

Katarzyna wstała jak burza.
So, wiesz… nie dokończyła, pchnęła torebkę do drzwi i rzuciła się w stronę. Zuzio! Rychtuj się, wychodzimy!

Zuzanna pojawiła się za minutę, wstydliwie się uśmiechając do dziadka.
Nie złoś się na mamę, ciotka. Ona tylko zmęczona.

Zygmunt wymyślił. Gdy tylko drzwi skrzywiły, szturchnął do okna. Katarzyna z córką gwałtownie kroczyły przez chodnik do bramy. Na samej granicy obejrzała się, jakby poczulawszy spojrzenie, ale odwróciła gwałtownie i zauważyła wroty.

Zygmunt smętnie wpatrywał się w dwoje. Czy Katarzyna ma rację? Czy jest do niej niesprawiedliwy? Dzieci mają być równe, ale majątki… Zawsze spadały synom. Taka była tradycja. W rodzinie domy bardziej bardzo synów. Dziad, tatuś, on sam… Przemek teraz.

Dziewczyny przyszły w związek, dawały wyżby, przeszły przez inne domy. Syni zasługiwali na proweniencję, byli w kraju, pielęgnowali imiennicy, dawali rodzinie. Z czego?. Podobnie się dzielili.

Drzwi wezwały Zygmunta: telefon. Przemek.
Tatuś, jak tam? głos好不容易 spotykamy się w piątek, jak przygotowaliśmy. Klara niemal wszystko mają za ladę, dzieci jest gotowa.
Tak, synku Zygmunt oprzegnął. No jasne, czekam.
A Kasiu była? Powiedziałeś?
Tak, powiedziałem… Zygmunt zawahał. Nie prezent projektuła.
Jak myślę! głos Przemu rezonował. Zawsze była chaczessorą. Czy, też scena?

Zygmunt prychnął. Syn zdawał się mniej zrozumieć, iż Katarzyna też ma ciężko z Kostkiem. Wcale pleć z nimi, a jej łączyła trzy dni w bibliotece.

Przemek, nie mów tak o siostrze. Dla niej trudne. Z Kostkiem nie najlepiej, kasy nigdy nie starcza…
Kto ma? Przemek przerwał. Ja także nie mam złota, ale pracuję, a nie jej płaczę!
Kasia także pracuje uświadamiał tata.
Dwa dni w bibliotece? To nie praca, tylko… Porat koniec, tatko, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. I prawidłowo. W dom tom poprawny decyzji. Troszcze się o ciebie, daję słowo.

Zygmunt prychnął bez gadka. Z ostatnich lat troskami Era Recepcie przez rzadkie rozmowy i rzadsze odwiedziny. Choć wiedział, iż Przemu długo mu się nie dawało. Małżonka, dzieci, kolejna w ciąży, ciężka praca…

Jasne, synk. Wiem.

Po telefonie z Przecikiem jeszcze cięższe na sercu. Zygmunt w kotlinie położył czajnik. Stary dom skrzypiał, jakby narzekał na pana. Za oknem zaczął gęstej. Jesień aż ciężka, zimna.

Telefon znowu zgrzytli. Tym razem Katarzyna.
Tatko głos chrupki przeprosiłam za scenę. Szarpłam się.
Nic, córko. Rozumiem.
Nie, nie rozumiesz. I ja nie bardzo. To… to mi przykre. Wiesz, zawsze myślałam, iż ty i Przemek mnie równe. A teraz wychodzi inaczej.
Kasiu, wy oboje moi dzieci, i was równie lubię Zygmunt poczuł, jak guz przeszywa gardło. Ale dom… już był dlar Przuka. To tradycja.
Tradycja echem Katarzyna się wypowiedziała. Czy wiesz, jakie dziś słychać? XXI wiek! Jakie?>

Zygmunt nie miał powiedzi. Kasia cisnął:
Zeszła, tatko. Pomyślałam i zdecydowałam… nie będzie się z autem. Skończy się głupie. rodzina. Ale i do ciebie nie przyjdę. Nie umiem. Zbyt drapiąc.
Kasiu, no co ty…
Nie, tatku. Podjęłam. Zuzannę zobaczysz, jeżeli chcesz. Nie zabraniaj. Ale sama… sam nie przyjdę.

Zygmunt poczuł, jak jabko stchnęło. Dzień stracili łza. Za oknem całkowicie zaszło. Czajnik zmarnował i ostygnął. W domu wtedy cisza.

Następne dni wzmiankały się. Przemek przywiózł rodzinę, dom wypełnił się hałasem, dzieci, plotkami. Śwagrz Katarzyna od razu zajął czyszczeniem, przenikaniem. Przemu stacował wskazówki, montował szafki do placu. Pięciolatek Kacper i trzyletnica Oksanka biegali po pokojach, oswojąc mieszkanie.

Zygmunt wyznaczył sobie dawny pokój. Śwagrz dokonała go wygodnie: fotel, zasłony, ortopedyczny materac.
Tato, zgodnie? z troską pytała. Może drugi stół?
Nie, mało, wszystko wystarczy odmawiał stary. Co za rzeczy…

Wieczorami zbierali się na kuchni. Śwagrz gotowała, Przemek kazał plany. Spodziewał przestawki, dach, ogrzewanie.
Tatku, pofałdował się szczęśliwie, iż w budownictwie pracuję, uśmiechał się Przemu. Wszystko z upustem, dzięki znajomości.
Zygmunt odrzucał i uśmiechał się. Ale myśli biegły z daleka. Często myślał o Kasiu, o Zuzannie. Jak tam? Córka nie dzwoniła, pojawiał się tylko jednowskaźnikowymi, odwalał na zajętość.

W jednym z wieczorów, gdy dzieci ułożyły, a Świagrz poszła do łazienki, Zygmunt zdecydował się pogadać z Przecikiem.

Przemu, ciągle myślę o Kasiu…

Syn popsutił.
A co z nią? Znowu pieniory?
Nie, synku. Po prostu… Może niewłaściwie postąpiliśmy z domem? Moze miał skończyć inaczej?
Przemek odłożył gazetę, spojrzał na ojca.
Tatuś, już wszystko jest dobrze. Dom dawal z tradycją. Tato, kim jesteś, zawsze mówił. I potem, u mnie rodzina większa, dom potrzebny.
Kasiu też? ticho chonował Zygmunt.
Rodzina? prychnął Przemek. Alkoholik-i-toczek i jedna córka. I mająt, choć pełno. A u nas trójka dzieci i własna krotność.
A może… może podzielić? Mały dział, mogliby…
Tato, już porozmawialiśmy. Umowy, podpisy. Kasia zawiódł. Zawsze była zawiódł. Znasz, jak wtedy wypaliła, gdy ci samochód dałem za osiemdziesiąt?
Ale jej też dałem…
Za dwa lata! Nie samochód, a tylko kurz. Nie zasiliła herself, by zarobić. Więcznie wszystko z dachu.
Zygmunt westchnął. W słowach syna była porcja fact. Kasia była tak, lekko myślą. W przeciwieństwie do celownikowego Przemu, ona jakby płynąła. Ale to nie jej wina. Oni sami wyrobili dzieciaki.

A potem kontynuował Przemek, jest mężem. Puszcza się. A ty, ojciec, i ja o tobie. To sprawiedliwe.

Do pokoju wpadła Świagrz, wynurojąc się z mokrzymi włosami.
O czym duszycie, panowie?
O Kasiu uśmiechnął się Przemek. Tatko się zastanawia, czy ja jej nie podk_ble.
Świagrz usiadła obok Zygmunta i wzięła go za rękę.
TATO, nie myśl o tym. Wszystko jest dobrze. Kasia załeknie się. I my o was. Uwierzałam.

Zygmunt z wdzięcznością uśmiechnął się. Świagrz była dobrą kobietą, troskliwą. Przemu się szczęśliwie.

Życie potekło swym tokiem. Zygmunt pomagał z wnukami, pracował w ogródku. Przemek z Świagrzy budowali dom. Stopniowo stary przyczoł. Ale myśli o Kasiu nie zostawiły go.

Jednego poranka, gdy biedze rozchodziły Przemek na robotę, Świagrz zabrala dzieci do przedszkola zabębnił w drzwi. Na progu zrobiła się Zuzanna.
Dziadu, cześć! rzuciła się objawem. Czekałam!
Zuzio, słońce! Zygmunt objął wnuczkę. Jakież się powiększyła!
Całych dwa centymetry dumnie oświadczyła dziewczynka. A jeszcze jestem najlepsza. Czy chcesz dnie?
Jasne, chodź, czaj stawiam.

Za czajem Zuzanna opowiadała o kole, o sklepach, o przyjaciółkach. Zygmunt usłyszał każde słowo, starając się nie przegapić szczegółu.
A jak mama? ostrożnie spytał.
Zuzanna zaledwie zmroczniła.
Mama smuci się. Często płacze, kiedy myśli, iż nie widzę. Z tatusiem się kasztanek.
Kasztanek?
Tak. Tata mówi, iż nas nikomu nie potrzeba, a mama mówi, iż on winowaty. A potem tata udaje, a mama płacze. Zuzanna cisnęła. A mama powiedziała, iż przenieśmy się.
Przenieść? Dokąd?
Nie wiem wzruszyła ramieniem. Mama powiedziała, iż biblioteka się zamknęła, a u nas kasy mają się nie starczyć.
Zygmunt poczuł, jak serce skurczyło, ból. Czy Kasia zostanie? Czy zabierze córkę?

A tata z wami?
Zuzanna pokręciła głową.
Nie. Tata zostanie. Oni się rozwodzą.

To było dno. Zygmunt znał o Kasiu z mężem, ale rozwód…
Dziadu, a mogę przyjeżdżać na wakacje? spytała nagle Zuzanna. choćby jeżeli przenieśmy się daleko?
Jasne, słońce Zygmunt objął wnuczkę. Jasne, dziękuję ci za to.

Gdy Zuzanna odeszła, Zygmunt długo siedział. Myśli w myśli. Kasia rozwidnie, zostanie sama z dzieckiem. On, ojciec, niczym nie pomógł córce. Na odwrót, zabrali ostatnią wiązkę. Żeby w domie matki.

Wieczorem, gdy ugotowali, Zygmunt był niespokojny. Przemek z Świagrzy omawiali plany weekendowe, dzieci się uciszały, ale stary dalej myślał.

Koń, gdy Świagrz założyła dzieci i poszła do sypialni, a Przemek usadowił telewizor, Zygmunt zdecydował się.
Synku, chętniej pogadać.
Przemek odwrócił się od ekranu.
Po co?

Kasia rozwidnie się z mężem rzekł Zygmunt. Przenie MSI w inny miasto.
Długo stało prychnął Przemu. Kostka marnie się-choice. Tylko coś…
To nie o to chodzi przerwał ojciec. Chciałbym pomóc Kasi.
Pomożesz? Jak?
Sprzedam dom.
Przemek przeszedł na krzesło.
Co?! Jak to? Zabłaznałeś? Dom jest mojej, ty go zapomniałeś? Darowizna!
Anuluję darowiznę. Można to zrobić przez sąd, sączonełem.
Tato, ty… Przemu ścisnął pięści. To Kasia! On cię związał! adekwatnie, przychodziła? Szlochała?

Nie, syn. Kasia nie przychodziła. Przychodziła Zuzanna. Moja wnuczka. Twoja kroniciela. Powiedziała, iż mama często płacze. Przyjedzie. Chcesz, żebym nie widział wnuczki?
Tato, ty wszystko jadź źle. Nikomu nie zakazano przyjeżdżać…
Przyjeżdżać gorzko zdławił Zygmunt. A mieszkać gdzie? Na najmu? W innym mieście?
Ale dom… Przemek zaskoczony osunął się na sofę. To nasz dom. Początek dawny. Dziada.
Dom to tylko przynęt, synku. A rodzone to rodzina. I nie potrafię wybierać między dziećmi. Nie mogę jednemu wszystkiego, a drugiemu…

W zawiasie pojawiła się Świagrz. Słuchała rozmowy.
Przemek łagodnie rzekła a może tatko ma rację. Kasiu cięższe, niż nam. Mamy ciebie, mnie, wsparcie. A ona sama.
A ty sio? Przemek zniechęconie spojrzał na żonę. Cokolwiek myśmy czekali! A teraz wszystko na nić?
Nie na nic, a siostrze i kronicylarze zdecydowanie rzekła Świagrz. Przemek, przemyśl. jeżeli o twoją córkę chodzi, chcesz, żeby pomógł?
Przemek długo milczał, patrząc w jedno miejsce. Potem westchnął.
Chyba. Robie, jak chcesz. Tylko potem nie szlochajcie, jeżeli Kasa wszystko sprzedaje i znowu zostanie bez czegoś.

Zygmunt podszedł, chwycił Przemu za ramię.
Dziekuje, synku. Wiedziałem, iż zrozumiesz. Ty mój syn.

Następnego dnia Zygmunt zadzwonił do córki.
Kasia, musimy się spotkać. To ważne.
Tato, jestem zajęta. I tak…
O sprzedaży domu przerwał Zygmunt. Spotkaj się dziś o sześciu.
Kasia przychodziła dokładnie o szesnastu. Wyglądała głódna, pobladła. Przemek i Świagrz byli również w domu. Siedzieli napięci, jak na spadku.
Wchodź, córko Zygmunt zaprowadził Kasię do salonu. Siadaj. Mamy istotną narada.

Kasia napięła się, osiadła w krześle, pytająco patrzyła to na ojca, to na brata.
Zdecydowałem się sprzedać dom rzekł Zygmunt. Kupimy dwa mieszkania. Jedno Przemu, drugie tobie i Zuzannie.
Kasia mrugnęła, nie wierząc.
Co? Ale… A Przemek… A darowizna?
Darowizna zostanie anulowana spokojnie rzekł Zygmunt. Przemek zgodził się.
Kasia spojrzała na brata. Ten ciężko kiwnął.
Dlaczego? szepnęła.
Bo wy oboje moi dzieci po prostu rzekł Zygmunt. I nie potrafię wybierać. Nie miałbym choćby próbować.

Kasia zakryła twarz dłońmi, pochylała się. Świagrz powczechnie się ujęła.
Wszystko będzie dobrze, Mariuszu. Poradzimy sobie. Razem.

Zygmunt patrzał na swoich dzieci i czuł, jak ciężar, który naciskał na serce, nieznacznie ulagający. Wziął trafne decyzję. Jedyne prawidłowe.

Wiosną stary dom został sprzedany. W zamian pojawiły się dwa mieszkania: trójeczka dla Przemu i dwójka dla Kasi. Zygmunt przeszedł do córki tak było wygodniejsze. Kasię wzięto do szkoły, zmierzyła się z pracą, gwałtownie się zapowiedziała i choćby rozpoczęła klub czytelniczy.

W lipcu obie rodiny wspólnie pojechały na morze. Siedząc na promenadzie i patrząc, jak Przemek z Świagrzy grają w siatkówkę z Kasią, jak rzucają się dzieci Kacper, Oksanka i Zuzanna Zygmunt myślał, jak był blisko strasznej błędu. Jak mógł zniszczyć to, co trzycie rodzinę.

Dom to tylko ściany. Rodzina to ludzie, którzy ciebie kochają. I których kochasz ty.

Idź do oryginalnego materiału