„Przepraszam, Charlie” (2023)

horror-buffy1977.blogspot.com 2 godzin temu
Wolontariuszka w telefonie zaufania, Charlotte 'Charlie', walczy z zespołem stresu pourazowego będącego następstwem ataku zamaskowanego seryjnego mordercy i gwałciciela zwanego The Gentleman, który jako wabik wykorzystywał nagranie płaczu dziecka, a jego nadrzędnym celem było spłodzenie potomka. Opinia publiczna jest przekonana, że sprawcą jest skazany na dożywocie Edward Reed, ale Charlie nigdy nie wierzyła, iż ten człowiek odpowiada za jej krzywdę i ma powody przypuszczać, iż The Gentleman niebawem znowu pojawi się w jej życiu. W jej prywatnej fortecy, której od kilku miesięcy nie opuszcza. Czekając na poród upragnionego dziecka zbrodniarza w upiornym stroju, codziennie widywanego na jej zabezpieczonej posesji. W nieidealnych schronieniu i zarazem więzieniu kobiety doznającej halucynacji.

Plakat filmu. „Sorry, Charlie” 2003, Colton Tran, Tubi

W latach 1998-2003 w okolicach Baton Rouge i Lafayette w stanie Luizjana grasował seryjny morderca i gwałciciel, któremu nadano pseudonim The Baton Rouge Serial Killer. Sprawcę zidentyfikowano jako Derricka Todda Lee, Afroamerykanina skazanego na karę śmierci w 2004 roku – oddzielne procesy w sprawie dwóch zabójstw, które najprawdopodobniej nie były jedynymi na koncie Lee; badania DNA powiązały go jeszcze z pięcioma morderstwami. The Baton Rouge Serial Killer, jeden z antybohaterów brytyjsko-amerykańskiego serialu dokumentalnego „Obsession: Dark Desires” (2013-2020), zmarł w 2016 roku w wyniku choroby serca. Na początku 2003 roku narodziła się legenda miejska o Crying Baby Killer, którym miał być The Baton Rouge Serial Killer, rzekomo wywabiający kobiety z domów nagranymi dźwiękami płaczu dziecka. Mówiło się, iż ta informacja wypłynęła z biura policji w Baton Rouge, która szybko zdementowała te pogłoski, plotka jednak odżyła za sprawą serialu „Criminal Minds” (pol. „Zabójcze umysły”) Jeffa Davisa, a konkretnie dwóch odcinków trzeciego sezonu zatytułowanych „Children of the Dark” (2007) i „Tabula Rasa” (2008).

Nakręcony w siedem dni kameralny thriller psychologiczny z elementami slashera, „Przepraszam, Charlie” (oryg. „Sorry, Charlie”) w reżyserii Coltona Trana i na podstawie scenariusza Luke'a Gentona (którzy parę miesięcy wcześniej „pochwalili się” innym owocem swojej współpracy, wydanym w styczniu 2023 roku niskobudżetowym horrorem/thrillerem „Snow Falls”), swoją światową premierę miał w sierpniu 2023 roku na Popcorn Frights Film Festival, w październiku tego samego roku trafił na platformy streamingowe w Kanadzie i swoich rodzimych Stanach Zjednoczonych, a w Polsce zjawił się rok później na CDA Premium. Krótki film pełnometrażowy (całkowity czas trwania: około siedemdziesiąt pięć minut) opatrzony etykietą „inspirowany prawdziwymi wydarzeniami”, który w gruncie rzeczy opiera się na legendzie miejskiej swego czasu nieoficjalnie łączonej z autentyczną sprawą kryminalną z Luizjany (aresztowanie głównego podejrzanego, później skazanego Derricka Todda Lee, miało miejsce w Atlancie w stanie Georgia) i być może bardziej znanej opowieści o opiekunce do dzieci odbierającej złowróżbne telefony. Urban legend, która w świecie filmu funkcjonuje pod tytułem „Kiedy dzwoni nieznajomy”/„When a Stranger Calls” - dreszczowiec Freda Waltona z 1979 roku i luźny remake Simona Westa z 2006 roku. Akcja „Przepraszam, Charlie” rozgrywa się na małej przestrzeni w nieodludnej okolicy. Zabudowana działka odgrodzona od sąsiadów, otoczona wysokim płotem pustelnia straumatyzowanej młodej kobiety w zaawansowanej ciąży. Izolacja na amerykańskim przedmieściu, ewentualnie w „rajskim zakątku” w sercu wielkiego miasta. Niepewna kryjówka wolontariuszki przedstawiającej się jako Charlie. Pracująca zdalnie w telefonie zaufania, jak Sidney Prescott w „Krzyku 3”, ofiara zwyrodnialca-przebierańca. Skullface, a adekwatnie Dżentelmen (wyjątkowo niesmaczny przydomek, żeby nie powiedzieć czysta kpina z ofiar) w czerni, noszący maskę kościotrupa i cylinder drapieżnik z oryginalną przynętą. Widać, w przeciwieństwie do mnie, słyszał o badaniach naukowych streszczonych przed halloweenowym prologiem „Przepraszam, Charlie” Coltona Trana - okrężną drogą do „Kiedy dzwoni nieznajomy” Freda Waltona, dzieła tworzonego między innymi pod natchnieniem „Halloween” Johna Carpentera? Tak czy inaczej, twórcy omawianego filmu na wstępie z całą pewnością kłaniają się „Karnawałowi dusz” Herka Harveya – samotny wieczór filmowy młodej kobiety w czerwonej pelerynie popijające czerwone wino, przerwany przez rozpaczliwy płacz dziecka. Alarm wpędzający ją prosto w brudne łapska tajemniczego intruza z obsesją na punkcie spłodzenia potomka. Zbrodniarza, który najwidoczniej dopiął swego. Protagonistkę „Przepraszam, Charlie” poznajemy dziewięć miesięcy po brutalnej napaści seksualnej podobno dokonanej przez skazanego na dożywocie seryjnego mordercę i gwałciciela Edwarda Reeda. A pierwsza rozmowa telefoniczna tytułowej bohaterki z jej psychoterapeutką ujawnia poważne wątpliwości tej pierwszej odnośnie winy Reeda przynajmniej w jej sprawie. Pozostałe kobiety, którym udało się przeżyć atak zabójcy zdają się akceptować wyrok sądu, ale Charlie uważa, iż choćby jeżeli twardo upierający się przy swojej niewinności skazaniec skrzywdził tamte panie, to jej oprawca prawie na pewno uniknął kary.

Plakat filmu. „Sorry, Charlie” 2003, Colton Tran, Tubi

Teatr dwóch aktorów (nie licząc głosów), Kathleen Kenny i zamaskowanego Travisa Williama Harrisa, przy czym zdecydowana większość ciężaru opowieści spoczęła na niewątłych barkach - tj. zdolnościach aktorskich - tej pierwszej. Prosty scenariusz z niełatwą rolą pierwszoplanową, którą Kenny bez widocznego wysiłku udźwignęła. Mało znana aktorka pięknie wczuwająca się w potwornie okaleczoną wolontariuszkę z telefonu zaufania. Zwykle pracującą od świtu do późnego wieczora, co po części jest spowodowane bezsennością, ale głównie przemożną potrzebą uczynienia tego strasznego świata choć odrobinę lepszym. Charlotte, która swoich rozmówcom i rozmówczyniom jest znana jako Charlie, pomaga sobie pomagając innym. Fizyczne odcięcie od ludzi rekompensuje sobie kontaktem na odległość z nieznajomymi. Arcyważnymi rozmowami i zwykłymi pogawędkami, przy czym zdaniem Charlie wszystkie mają terapeutyczny wpływ na dzwoniących; może pomijając żartownisi i napaleńców. Ale bądź co bądź nie wszystkie oddziałują korzystnie na psychikę odbierającej połączenia. Na przykład poranek z Lily, zdesperowaną nastolatką, którą Charlie próbuje odwieść od samobójstwa. Dziewczyna woli umrzeć, niż przekazać swojej głęboko religijnej matce „apokaliptyczną” wieść o ciąży. Trudny początek nie najgorszego dnia. W każdym razie przed zapadnięciem zmroku z perspektywy Charlotte nie wydarzy się już nic szczególnego, ale widzom dreszczyku emocji mogą dostarczyć hipotetyczne halucynacje samotnej gospodyni domowej. Dłoń w czarnej rękawiczce wyłaniająca się ze schowka na środki czystości. „Kościotrup owinięty w przezroczystą folię”, stojący za plecami Charlie. I wreszcie domniemane nawiązanie do legendy miejskiej pod tytułem „Zabójca na tylnym siedzeniu”. UWAGA SPOILER Są też rozmowy z zabójcą – motyw przypuszczalnie zapożyczony ze wspominanej już opowieści o młodej niani, czy którejś z jej filmowych interpretacji (tutaj obstawiałabym „Kiedy dzwoni nieznajomy” Simona Westa) – czyli jedna z niespodzianek przewidzianych przez autorów „Przepraszam, Charlie”, obawiam się jednak, że niewielu zaskoczy bolesna(?) weryfikacja przeświadczenia postaci przewodniej, iż głos swego oprawcy zawsze i wszędzie by rozpoznała. Część jej gry czy faktycznie nie miała pojęcia, że człowiek, który „pomylił” telefon zaufania z seks telefonem to tak zwany The Gentleman? Tak czy owak, ostateczna konfrontacja to bezwstydna zrzynka z pewnego filmu z Angeliną Jolie... albo niewiarygodny przypadek KONIEC SPOILERA. Dreszczowiec może trochę ubogi w treść, ale nastrój całkiem sprawnie się buduje. Zdana na własne siły w ponurym domu, teoretycznie obserwowanym przez slasherowego mordercę (boogeyman killer) – fanom tego podgatunku prawdopodobnie nie umknie też klasyczne przebudzenie mocy, ten magiczny moment, kiedy „ordinary girl” staje się final girl. Nieuchronnie zbliżające się ponowne spotkanie z bezwzględnym osobnikiem, home invasion mordercy i gwałciciela, który stał się legendą... miejską. Albo udzielająca się paranoja sympatycznej bohaterki z PTSD. W zasadzie bardziej przejrzysta ta historia być już nie mogła – swoją drogą najbardziej rozbawiło mnie oldschoolowe zbliżenie na narzędzie zgubione w pokoju dziecięcym i późniejszy naiwny fortel w tym samym pomieszczeniu (trudno oprzeć się poczuciu, iż ten drugi incydent wyrósł z przesadnej wiary w słabą pamięć widza) – niemniej z ciekawością się to oglądało. Zmagania z wewnętrznymi demonami, z potwornymi wspomnieniami, omamami wzrokowymi i być może słuchowymi (płacz dziecka) w niecałkowitej izolacji społecznej. Niepowetowana krzywda i nieszukanie tak zwanej sprawiedliwości. Poddała się bez walki? Pozwoliła, by świat myślał, iż system jej nie zawiódł? Milczeniem wzmocniła akt oskarżenia przeciwko niewinnemu mężczyźnie? Zdaje się, że Charlie choć raz wystąpiła w obronie Edwarda Reeda: przynajmniej napomknęła, iż człowiek, który ją zgwałcił miał inny głos. Tylko tyle?! Cóż, wyciągnęła wnioski ze wstrząsających historii innych. Bezowocnych batalii niezliczonych ofiar przemocy seksualnej (producenci filmowi, księża i inni uprzywilejowani) o tę marną namiastkę sprawiedliwości, jaką ponoć gwarantuje im system prawny.

Niedługa opowieść, którą gdzieś już widzieliście. Tradycyjne motywy w niewymyślny sposób pospinane; w sumie najprostszy z możliwych. Przewidywalny lockdownowy thriller z dodatkiem slashera o legendarnych Crying Baby Killer. Dobre tempo, niezły klimat, angażująca pierwszoplanowa kreacja aktorska i stylowo ubrany, intrygujący czarny charakter. Bardzo skromne dziełko, w gruncie rzeczy przyzwyczajonego do takich skromnych, niedrogich przedsięwzięć filmowych amerykańskiego reżysera Coltona Trana. „Przepraszam, Charlie” poszukiwaczom innowacyjnych rozwiązań do gustu raczej nie przypadnie, ale miłośnikom nieskomplikowanych historii z dreszczykiem polecić chyba mogę. Serial killer movie z niższej półki (nie najniższej) w sam raz na jeden raz.

Idź do oryginalnego materiału