Film „Heretyk” z 2024 roku to religijny horror, w którym 80 proc. akcji stanowią dialogi. W większości są to rozmowy o wierze, prawdzie i Bogu. Współscenarzysta i współreżyser Bryan Woods przyznał w jednym z wywiadów, iż wzorem dla niego był „Fajdros” Platona, będący filozoficznym dialogiem między Sokratesem a tytułowym sofistą.
W filmie stronami pojedynku na argumenty są dystyngowany i nieco ekscentryczny Mister Reed (grany przez Hugha Granta) oraz para młodych mormońskich misjonarek, chodząca po domach i ulicach, by nieść ludziom orędzie spisane przez proroka Smitha.
Polemika z mormonizmem, by wykazać nieprawdziwość każdej religii, może wydawać się pójściem na łatwiznę, jednak argumentacja użyta przez Reeda każe widzowi, zwłaszcza chrześcijaninowi, zastanowić się nad podstawami własnej wiary. Dlaczego wierzę w to, w co wierzę? Na czym opieram swoją pewność? Czy rzeczywiście jest to pewność? Bo przecież wiara, według słów św. Pawła, jest pewnością rzeczy przyszłych.
W tym sensie siostra Paxton (grana przez Chloe East) i siostra Barnes (grana przez Sophie Thatcher, nota bene byłą mormonkę) wydają się emblematycznymi przykładami wyznawców monoteizmu, którzy zostają skonfrontowani z pytaniami o fundamenty swojej wiary. Odpowiedź pierwszej z nich, iż „musisz to poczuć w swoim sercu i jeżeli czujesz, iż to prawda, to jest to prawda”, wydaje się stanowczo niewystarczająca.
Jeśli Boga nie ma…
Z czasem pojedynek intelektualny zamienia się – jak to w horrorach bywa – w walkę na śmierć i życie. W tym starciu pan Reed, który okazuje się ateistą, jawi się jako idealny przykład prawdziwości twierdzenia Dostojewskiego, iż jeżeli nie ma Boga, to wszystko wolno. Nie ma bowiem żadnego powodu, dla którego mielibyśmy być dla drugich dobrzy, życzliwi, ofiarni, bezinteresowni. Poza religijną nie ma żadnej innej podstawy, by postępować moralnie. jeżeli nie ma Boga, który ostatecznie potępi niegodziwość i nagrodzi szlachetność, to dobro i zło jawią się jako dwie równocenne drogi. Ta konstatacja prowadzi filmowego ateusza do logicznego, z jego punktu widzenia, wyboru. Jego „religią” staje się kontrola, manipulacja, sterowanie ludźmi, traktowanie ich jak przedmioty lub rośliny, nad którymi posiada boską władzę, mogąc z nimi zrobić, cokolwiek zapragnie.
Hanna Arendt pisała, iż masowe zbrodnie XX wieku, dokonane przez narodowych socjalistów i komunistów, byłyby niemożliwe, gdyby wcześniej sekularyzacja nie wyeliminowała z życia publicznego „jedynego elementu politycznego tradycyjnej religii, czyli strachu przed piekłem”. Gdy zabraknie tej nadprzyrodzonej sankcji ostatecznej, czyli wiecznej odpłaty, nic nie jest w stanie powstrzymać człowieka przed ludobójstwem. To nie Dostojewski, to Hannah Arendt.
„Heretyk” jest tego potwierdzeniem. Walka o wiarę zamienia się w walkę o życie. Przedstawiając ją twórcy filmu podsuwają nam co krok chrześcijańskie tropy. Odnalezienie ukrytych zwłok to zdemaskowanie fikcyjnego zmartwychwstania, a więc obnażenie fałszywości religii – coś, co nie zdarzyło się w przypadku Jezusa. Zdekonspirowane zło traci w ten sposób władzę nad umysłami. Pozostaje mu tylko władza nad ciałem, a więc naga przemoc. Niespodziewany ratunek przychodzi w ostatniej chwili, w czasie modlitwy ofiary za swego prześladowcę, a narzędziem wybawienia okazuje się deska z trzema gwoździami i krwią, dyskretny symbol Chrystusowego krzyża.