Nienawidzę swojej teściowej. Bo jest obłudna.
Nazywam się Weronika Kowalska, mam 34 lata. Od trzech lat jestem zamężna, ale każdego dnia dźwigam brzemię — obecność jednej osoby zatruwa nasze życie. Ta osoba to moja teściowa, Antonina Dąbrowska. Nie pojmuję, jak można być tak fałszywą, udawać świętoszkę, a jednocześnie siać zatrutą sieć oszczerstw.
W mojej obecności chwali: „Ależ ty dzielna”, „Jak pięknie wyglądasz”, „Co za wykwintne dania!”. Gdy jednak odwrócę plecy — sąsiadka, szwagierka, choćby mój mąż przypadkiem zdradzają, co plotkuje. Że jestem „niegodna jej syna”, iż „nie potrafię prowadzić domu”, iż „celowo nie zachodzę w ciążę”, bo „upolowałam go dla pieniędzy”. Że „takie jak ja” powinno się trzymać z daleka.
A wszystko przez przeszłość. Byłam wcześniej zamężna. Pobraliśmy się z pierwszym mężem, gdy miałam 19 lat. Chodziliśmy do tej samej klasy, rodzice się przyjaźnili. Był biały welon, limuzyna, tysiąc zdjęć. Potem przyszła dorosłość — kłótnie o rachunki, niedzielne nudy. Po pół roku rozstaliśmy się, a po kolejnych trzech — rozwód. Głupstwo młodości? Dla Antoniny — piętno. Jestem „używana”, „z bagażem”, „gorszy sort”. Gdy tylko Marek, obecny mąż, oświadczył się, szeptała mu:
— Zastanów się, synu. Jesteś przystojny, zdolny. Ona już miała faceta. Dziewczyna z przeszłością to nie skarb. Znajdziesz lepszą.
Na szczęście Marek nie jest maminsynkiem. Wziął ślub. Myślałam, iż teściowa w końcu odpuści. Myliłam się.
Oficjalnie gra uprzejmą. Dzwoni na Boże Narodzenie, przynosi słoiki z kiszoną kapustą, pierogi przesiąknięte smalcem, rosoły, w których łyżka staje. Za każdym razem tłumaczę:
— Dziękuję, pani Antonino, ale nie jadamy tego. Stosujemy dietę.
Ona wzdycha:
— A mój Mareczek tak uwielbiał! Od małego tak go karmiłam!
Właśnie dlatego ma teraz zgagę i wrzody. Ja gotuję mu lekkie zupy, podaję napary z rumianku, a ona wciska tłuste resztki. Później dziwi się, iż unika jej stołu.
Pewnego dnia pękłam:
— Proszę przestać. Jest pani dorosła, a zachowuje się jak kapryśne dziecko. Szanuję panią jako matkę Marka, ale nie musimy się przyjaźnić. I nie życzę sobie oszczerstw.
Zamilkła na miesiąc. Potem znów dzwoni. Ględzi o serialach, narzeka na sąsiadkę, która „zbyt głośno chodzi”. Kiwałam głową, udając zainteresowanie. W końcu przestałam odbierać. Marek wie. Nie wtrąca się. Kocha mnie, ale to jego matka — nie zabroni jej oddychać. Rozumiem. Nie wymagam.
Chcę tylko spokoju. Niech nie udaje. jeżeli nie potrafi być szczera, niech przynajmniej zostawi nas w spokoju.
Mam prawo być sobą. Mam prawo stawiać granice — choćby przed teściową. Czy to naprawdę takie dziwne?