„Moi rodzice też pomagają – choć nie pieniędzmi” – historia jednej domowej kłótni, która nauczyła nas czegoś ważnego

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Wszystko zaczęło się od jednej, z pozoru niewinnej frazy:

Moi rodzice zawsze nam finansowo pomagają.

Te słowa wypowiedział mój mąż, Michał. I właśnie one wywołały między nami kłótnię.

Rodzice Michała rzeczywiście często nas wspierają – mają dobrą pracę, wysokie zarobki. Pomogli nam przy zakupie mieszkania w Krakowie, kupili sprzęt AGD, dołożyli się do remontu. Moi rodzice, z Gniezna, z kolei nie mają wiele, ale również starają się jak mogą – często zabierają nasze dzieci, przywożą coś domowego, pomagają w codziennych sprawach. Zawsze są blisko. Dają z siebie to, co mogą.

Dopóki nie pojawił się temat remontu, Michałowi to nie przeszkadzało. Kiedy jego rodzice przekazali nam sporą sumę na wykończenie mieszkania, zapytał: – Weroniko, twoi rodzice mogą znaleźć fachowców?

– Myślę, iż tak. Mają wielu znajomych – odpowiedziałam.

– Super! Przynajmniej na tym zaoszczędzimy!

Zdziwiłam się. Nigdy nie sugerowałam, iż moi rodzice zapłacą za remont. Ledwo starcza im na własne potrzeby. Owszem, mój tata, pan Stanisław, sam może coś zrobić, ale opłacić ekipę? Nie ma takiej możliwości.

– Nie mówiłam, iż zapłacą. Tata może przyjść i zrobić to własnoręcznie, ale za innych nie zapłaci.

Michał spochmurniał. Atmosfera zrobiła się napięta. Zaczął wyliczać: – Moi rodzice kupili mieszkanie, sprzęt, dali pieniądze na remont…

Przerwałam mu: – A moi mogą pomóc inaczej – zrobią remont sami, wybiorą materiały, przyniosą meble, posprzątają po wszystkim. Ale nie oczekuj, iż będą płacić.

Zrozumiał, iż temat zamknięty. Długo chodził milczący, a temat remontu zupełnie ucichł. Podejrzewam, iż uznał, iż skoro nie będzie tak, jak sobie wyobrażał, to lepiej nic nie robić. Dla mnie było to niezrozumiałe. Czy naprawdę najważniejsze są pieniądze? Przecież moi rodzice zawsze byli pomocni, kochają go jak syna – czy to nie cenniejsze?

Po jakimś czasie wróciłam do tematu. Spokojnie wytłumaczyłam Michałowi, iż choć moi rodzice nie mogą dać nam pieniędzy, to mogą dać coś więcej – swój czas, wiedzę, siłę. Tata z przyjaciółmi zajął się remontem, mama, pani Helena, pomagała w przygotowaniach, wybierała z nami meble i malowała ściany. Choć z zawodu jest prawniczką, ma doskonałe wyczucie stylu.

Po remoncie zaprosiliśmy obie rodziny do odnowionego mieszkania. Rodzice Michała byli pod wrażeniem. Teściowej, pani Grażynie, szczególnie spodobały się meble. Powiedziałam, iż to zasługa mamy – natychmiast przeszły na „babskie” tematy. Teść, pan Zbigniew, poprosił mojego tatę o pomoc przy naprawie gniazdek w ich domu w Tarnowie.

A Michał? Następnego dnia przyszedł przeprosić. Powiedział, iż wstyd mu za swoje słowa. Obiecał, iż już nigdy nie będzie porównywał pomocy finansowej z inną formą wsparcia. Zrozumiał, iż liczy się nie ilość pieniędzy, a gotowość do bycia razem i pomocy.

Od tego momentu nie kłóciliśmy się już o pieniądze. I dobrze. Bo rodzina to nie bilans wydatków. To obecność, zaangażowanie i serce, które się daje.

Idź do oryginalnego materiału