Mąż zdecydował się zatrzymać dzieci po rozwodzie. Niech tak będzie…

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mój mąż postanowił zatrzymać dzieci po rozwodzie. Niech tak będzie…

Z Piotrem byliśmy małżeństwem przez ponad dziesięć lat. Przeżyliśmy wiele — euforii i smutki, ale nigdy nie zdradziliśmy się nawzajem. Mamy dwoje dzieci: starszego syna i młodszą córkę, która niedawno skończyła trzy lata. Szczerze wierzyłam, iż mamy solidną rodzinę, bo przeżyć razem tyle lat i nie zdradzić się — dziś to rzadkość. A potem, jak grom z jasnego nieba, dowiedziałam się, iż mój mąż ma kochankę. Wszystko okazało się przerażająco banalne i obrzydliwe. Po prostu zdradził. Zadeptał moją miłość, zaufanie, nadzieje — jak niepotrzebne śmieci. Nie krzyczałam, nie robiłam scen. Po prostu złożyłam pozew o rozwód. Nie mogłam zostać z tym człowiekiem.

Piotr początkowo się sprzeciwiał, przekonywał, prosił, abym się nie spieszyła. Mówił, iż to pomyłka, iż wszystko można naprawić. Ale ja już podjęłam decyzję. Serce, które raz pękło, nie sklei się z powrotem. Potem powiedział: „Dobrze. Rozwiedź się. Ale dzieci zostają ze mną”. Na początku nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Ale mówił poważnie — twierdził, iż zapewni im przyszłość, a ja choćby siebie utrzymać nie potrafię.

Byłam w szoku. Ale kiedy emocje opadły, zaczęłam się zastanawiać — może jednak ma rację? Piotr ma mieszkanie po matce, dobrą pracę, samochód. A ja? Dopiero pół roku temu wróciłam z urlopu macierzyńskiego, moja pensja jest śmieszna, wynajmowane mieszkanie i długi za rachunki. Nie poradzę sobie sama z dwojgiem dzieci. Nie chcę ich ciągnąć w biedę i niedostatek. A jeżeli zostaną z nim, będą mieć wszystko: jedzenie, dach nad głową, ubranie, stabilność.

Nie poddałam się, dokonałam wyboru — dla dzieci. Wspólnie poszliśmy do sądu. Rozwiedliśmy się szybko, bez skandali. Piotr zrezygnował z alimentów, powiedział, iż sam sobie poradzi. Obiecałam pomagać, jak tylko mogę. Syn na początku cierpiał — już wiele rozumiał. Mała Marysia nie od razu zrozumiała, iż mama teraz z nimi nie mieszka. Każdy weekend przyjeżdżałam, zabierałam ich, dawałam tyle ciepła, ile potrafiłam.

Na początku Piotr dzwonił po sto razy dziennie. Pytał, czym karmić, jak układać do snu, narzekał, iż jest zmęczony. Potem telefony były coraz rzadsze, a po kilku miesiącach całkiem zniknęły. W tym czasie wynajęłam mieszkanie, znalazłam nową pracę, zaczęłam się powoli podnosić.

A po dwóch miesiącach Piotr stwierdził, iż zmienił zdanie: jest mu ciężko, dzieci przeszkadzają mu w życiu osobistym, jest zmęczony. I niech teraz ja je zabiorę. Przecież „nie podpisał się” na takie życie.

Słuchałam go i nie mogłam uwierzyć. Ten, który krzyczał o swojej „odpowiedzialności”, który zapewniał, iż da dzieciom wszystko, teraz chce się ich pozbyć jak niepotrzebnej rzeczy? I tak, wyrzucał mi, iż „porzuciłam” dzieci. Mówił, iż jestem złą matką. Ale nie jestem złą. Nie chcę powtarzać drogi tysięcy kobiet, które niszczą swoje zdrowie i nerwy, tylko po to, aby sprostać cudzym oczekiwaniom.

On pierwszy mnie zdradził. To on rozbił rodzinę. Dlaczego teraz ja mam ponosić wszystko sama? Nie jestem bohaterką. Jestem zwykłą kobietą. I moje dzieci mają ojca. Niech ponosi swoją część odpowiedzialności.

Kocham swoje dzieci. Bezgranicznie. Ale dokonałam wyboru — rozsądnego i świadomego. Może ktoś mnie osądzi. Ale nie żałuję. Nie porzuciłam dzieci. Dałam im szansę na stabilność. A życie pokaże, kto z nas miał rację.

Idź do oryginalnego materiału