Mąż postanowił zatrzymać dzieci po rozwodzie. Niech je zatrzyma…

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mąż zdecydował się zatrzymać dzieci po rozwodzie. I niech zatrzyma…

Z Łukaszem byliśmy małżeństwem ponad dziesięć lat. Było różnie – i radości, i przykrości, ale nigdy się sobie nie zdradziliśmy. Mamy dwoje dzieci: starszego syna i młodszą córkę, która niedawno skończyła trzy lata. Szczerze wierzyłam, iż jesteśmy zgraną rodziną, bo przeżyć tyle lat razem bez zdrady to już rzadkość. A potem, jak grom z jasnego nieba, dowiedziałam się, iż mąż ma kochankę. Okazało się to oklepane i obrzydliwe. Po prostu zdradził. Zdeptana została moja miłość, zaufanie, nadzieje – potraktował je jak śmieci. Nie krzyczałam, nie robiłam scen. Po prostu złożyłam pozew o rozwód. Nie mogłam zostać z tym człowiekiem.

Łukasz najpierw upierał się, błagał, by się nie spieszyć. Mówił, iż to pomyłka, iż wszystko można naprawić. Ale ja już podjęłam decyzję. Serce raz złamane nie można skleić. Potem powiedział: „Dobrze. Rozwódź się. Ale dzieci zostają ze mną”. Na początku nie zrozumiałam, o co mu w ogóle chodzi. A on poważnie – stwierdził, iż zapewni im przyszłość, a ja choćby siebie nie potrafię utrzymać.

Najpierw byłam w szoku. Ale kiedy emocje opadły, zaczęłam się zastanawiać – może ma rację? Łukasz ma własne mieszkanie po matce, dobrą pracę, samochód. A ja? Zaledwie pół roku temu wróciłam do pracy, pensja marna, wynajmowane mieszkanie i długi za czynsz. Sama nie pociągnę dwójki dzieci. Nie chcę ich skazywać na biedę i niedostatek. A jeżeli zostaną z nim, będą mieć wszystko: jedzenie, dach nad głową, ubrania, stabilność.

Nie poddałam się, podjęłam decyzję – dla dobra dzieci. Wspólnie poszliśmy do sądu. Rozwiedliśmy się szybko, bez kłótni. Łukasz zrzekł się alimentów, powiedział, iż sam sobie poradzi. Obiecałam pomóc – na ile będę w stanie. Syn początkowo cierpiał – już dużo rozumiał. A mała Kasia nie od razu pojęła, iż mama już z nimi nie mieszka. Każdy weekend odwiedzałam ich, dawałam ciepło, ile mogłam.

Początkowo Łukasz dzwonił sto razy dziennie. Pytał, co podać do jedzenia, jak położyć spać, skarżył się, iż jest zmęczony. Potem te telefony stały się rzadsze. A po kilku miesiącach – zupełnie zniknęły. W tym czasie wynajęłam mieszkanie, znalazłam nową pracę, zaczęłam stawać na nogi.

Po dwóch miesiącach Łukasz oświadczył, iż zmienił zdanie: jest mu ciężko, dzieci przeszkadzają jego życiu osobistemu, jest zmęczony. I teraz ja mam je przejąć. Bo on, widocznie, nie zapisywał się na takie coś.

Słuchałam go i nie wierzyłam. Ten, który krzyczał o swojej „odpowiedzialności”, zapewniał, iż da dzieciom wszystko, teraz chce je po prostu oddać, jakby były niepotrzebnym przedmiotem? I tak, zarzucał mi, iż „porzuciłam” dzieci. Twierdził, iż jestem złą matką. A ja nie jestem zła. Po prostu nie chcę powtarzać drogi tysięcy kobiet, które niszczą swoje zdrowie i nerwy, aby sprostać cudzym oczekiwaniom.

To on pierwszy mnie zdradził. To on rozbił rodzinę. Dlaczego teraz ja mam dźwigać to wszystko sama? Nie jestem bohaterką. Jestem zwykłą kobietą. I moje dzieci mają ojca. Niech poniesie swoją część.

Kochałam swoje dzieci. Niezmiernie. Ale podjęłam decyzję – trzeźwą, świadomą. Może ktoś mnie potępi. Ale nie żałuję. Nie porzuciłam dzieci. Dałam im szansę na stabilność. A życie pokaże, kto z nas miał rację.

Idź do oryginalnego materiału