– Spakowałeś wszystkie rzeczy? – zapytała Maria męża.
Andrzej skinął głową w milczeniu.
– Sprawdziłeś dokumenty?
– Tak, sprawdziłem.
„Jakiś taki ponury dzisiaj” – pomyślała Maria.
Nie chciała jednak drążyć tematu – i tak nic by jej nie powiedział. Może denerwował się przed kolejnym wyjazdem służbowym? W końcu projekt, nad którym pracował, był ważny. No i miał wyjechać aż na półtora miesiąca…
Sama Maria miała wylatywać za dwa dni do Egiptu razem z synem, Jarosławem.
Początkowo nie planowali wyjazdu, ale Andrzej nalegał.
Były jesienne ferie, a morze wciąż ciepłe.
„Andrzej nie miał choćby chwili urlopu. Skończy się ten projekt – zacznie się następny. Przynajmniej ja i Jarek odpoczniemy” – pomyślała Maria.
– Trzymaj się – powiedziała, całując męża w policzek przy jego taksówce.
Wydawało jej się, iż się wzdrygnął.
„Może mi się tylko zdawało” – pomyślała.
– Napisz, jak dojedziesz – powiedziała do Andrzeja.
– Oczywiście. I wy też piszcie. Miłego wypoczynku.
Przytulił syna, wsiadł do taksówki i odjechał.
Marię ogarnął dziwny niepokój. Nie chciała myśleć o kolejnym, kto wie już którym, wyjeździe męża…
Ich własny wylot był tuż-tuż, trzeba było się pakować.
Wieczorem Andrzej nie napisał. Maria dzwoniła kilka razy – sygnał był, ale nikt nie odbierał.
Napisała kilka wiadomości. Bywało, iż Andrzej nie odpowiadał od razu – najpierw docierał do hotelu, kładł się spać, a dopiero rano oddzwaniał.
Następnego dnia Maria otrzymała krótką wiadomość:
„Wszystko w porządku, bardzo zajęty, przepraszam.”
Słońce w Hurghadzie było ciepłe, morze krystalicznie czyste, a turystów niewielu.
Wszystkie problemy zniknęły gdzieś daleko.
Maria i Jarosław spędzali dni na plaży, w hotelowym aquaparku, spacerując i ciesząc się czasem razem.
Dzwonek telefonu wytrącił Marię z błogiej beztroski. To była jej mama.
– Maria, a Andrzej na pewno wyjechał? – zapytała matka.
– Oczywiście, na początku tygodnia. A co się stało? – zdziwiła się Maria.
– Weszłam do waszego mieszkania podlać kwiaty i zauważyłam, iż jego szafa jest pusta. Rzeczy są porozrzucane, ale prawie niczego w niej nie ma… No, jego rzeczy…
– Mamo, przecież pojechał w delegację. Wziął dużo ubrań i pewnie jak zwykle robił bałagan. Przed naszym wyjazdem wszystko uporządkowałam, może coś przeoczyłam?
– Nie, Maria, tu jest… inaczej. Zostały tylko jakieś stare ubrania. Nie ma nic z jego rzeczy…
– Mamo… Pewnie się mylisz. Spakował się i wziął dużo rzeczy, bo wyjechał na długo.
– No tak, może… A jak u was? Jak morze?
Maria zadzwoniła do Andrzeja – znów długie sygnały i brak odpowiedzi.
Wysłała mu wiadomość z pytaniem o jego rzeczy.
Telefon niemal natychmiast się podświetlił:
„Zadzwonię wieczorem.”
Dzień minął błyskawicznie.
Andrzej zadzwonił, gdy Jarosław wesoło pluskał się w basenie z innymi dziećmi.
Maria odeszła na bok, szepcząc synowi, iż tata dzwoni i zaraz wróci.
– Możesz rozmawiać?
– Tak, jesteśmy z Jarkiem przy basenie, świetnie się bawi. Jak tam u ciebie? Jak podróż? Mama mówiła coś dziwnego o twoich rzeczach, pewnie się pomyliła, bo wziąłeś ich sporo. A morze cudowne, pogoda idealna. Andrzej? Czemu milczysz?
– Maria… Ja nie wrócę z tej delegacji. Nie chcę do ciebie wracać. Nie chcę już udawać, iż wszystko między nami jest dobrze. Nie potrzebuję tego. Życie jest jedno… Chcę być szczęśliwy.
– …
– Będę wysyłał pieniądze na Jarka i utrzymywał z nim kontakt. jeżeli chcesz rozwodu, złóż pozew. jeżeli potrzebujesz jakichś dokumentów, wyślę je. Ale nie pisz mi już wiadomości. Podjąłem decyzję.
Andrzej rozłączył się, nie dając Marii szansy na odpowiedź.
Maria stała nieruchomo, trzymając telefon w dłoni.
Odwróciła się w stronę syna. Nie chciała myśleć o niczym… Po powrocie do pokoju położyła Jarosława spać i sama się położyła.
Dopiero rano dotarło do niej, co się stało.
Andrzej nie wróci. Nie chce wrócić. Ich rodzina już nie istnieje. Ma sama złożyć pozew o rozwód. To wszystko działo się tam, gdzieś daleko. A tu świeciło słońce…
Oczywiście, dlatego ich wysłał na wakacje. Bał się powiedzieć to w twarz. Ale on był teraz gdzieś tam, daleko…
Maria machinalnie spakowała do torby ręczniki i krem do opalania.
– Mamo, wszystko w porządku? Jak tata? – zapytał Jarosław.
– Wszystko dobrze. U taty też.
Gdy chłopiec chlapał się w morzu, Maria obojętnie patrzyła na fale. Nie chciała krzyczeć, płakać, współczuć sobie ani zastanawiać się, jak żyć dalej.
– Proszę pani, wszystko w porządku? Proszę pani!
– Przepraszam, co?
– Czy wszystko w porządku?
– Tak, tak… Po prostu się zamyśliłam – odpowiedziała Maria.
– Jestem Irena – przedstawiła się nieznajoma.
– Maria.
– Maria, chodź do nas. Nasze dzieci już drugi dzień bawią się razem. Przyjechałyśmy tu z koleżankami i dziećmi, bez mężów. A pani?
– My też. Z synem. Odpoczywamy. Dziękuję.
Wieczorem było wino musujące. Maria opowiedziała tym zupełnie obcym kobietom wszystko. Wypłakała się.
Potem pamięć zaczęła podsuwać jej obrazy – paragon z jubilera. Wtedy mąż powiedział, iż składali się na prezent dla głównej księgowej, a on go kupował.
Potem wiadomość o dostawie kwiatów, która przyszła na jego telefon. Twierdził, iż zamówił je dla dyrektora fabryki, z którym współpracował.
Drobne szczegóły, na które wcześniej nie zwracała uwagi, nagle zaczęły układać się w całość.
Mąż odszedł do innej – lepszej, piękniejszej, ciekawszej.
Zostawił rodzinę, przekreślił wszystko, co ich kiedyś łączyło. Było mu obojętne – ona, ich syn, ich plany, nadzieje. Wszystko…
– Dwa, trzy, cztery miesiące i wróci. Będzie przepraszał. Wielka miłość nie trwa dłużej – powiedziała Marii Olga, jedna z nowych znajomych. – Tylko trzeba podejść do tego mądrze. Mam dobrego prawnika.
Potem były tańce do białego rana.
Maria obudziła się, gdy słońce znów chyliło się ku zachodowi.
Jarosław był z nowymi znajomymi. Wieczorem ustalili, iż dzieci będą nocować razem. Był szczęśliwy, radosny, bawił się z innymi dziećmi na plaży.
– Wszystko w porządku? – zapytały jej nowe znajome.
Kiwnęła głową.
– Potrzebuję kontakt do tego prawnika. Olga wczoraj proponowała – powiedziała Maria.
– Zapytamy o prawnika. A ty odpoczywaj! Jesteś nad morzem, jesteś młoda i piękna, masz cudownego syna. Cała reszta nie ma teraz znaczenia!
Prawnik zrobił na niej dobre wrażenie już przy pierwszej rozmowie. Doradził, by poprosiła męża o darowiznę mieszkania na syna.
Maria spodziewała się, iż Andrzej będzie się opierał lub w ogóle odmówi rozmowy. Ale wystarczyła jedna wiadomość:
„Zadzwoń, musimy omówić rozwód.”
Odpisał od razu. Ku jej zaskoczeniu, nie upierał się przy mieszkaniu. Wysłał wszystkie potrzebne dokumenty na adres jej matki.
Maria postanowiła wykorzystać sytuację i poprosiła o dodatkowe pieniądze – chciała przedłużyć wakacje dla siebie i syna.
Zostali jeszcze dwa tygodnie i wrócili do domu po miesiącu zamiast po dziesięciu dniach.
Trochę opuścili szkołę, ale byli absolutnie szczęśliwi.
Maria przerejestrowała mieszkanie na syna. Rozwód, bez podziału majątku, poszedł szybko.
Został jeszcze samochód Andrzeja, który stał na podwórku.
„Niech go zabiera, jak chce” – pomyślała Maria.
Minęło pół roku.
Przez ten czas Andrzej kilka razy zadzwonił do syna, zapytał o szkołę, o jego życie. Nie przyjechał ani razu. Wyglądało na to, iż jego „delegacja” nie pozwalała mu zabrać reszty rzeczy i auta.
W maju Maria i Jarosław wrócili od babci, u której spędzili święta. Cała kuchnia była zastawiona różami… Pierwsza myśl Marii wcale nie była taka, iż Andrzej zrozumiał swój błąd. Pierwsza myśl brzmiała:
„Jak można być tak głupią i przez pół roku nie zmienić zamków w drzwiach?!”
Potem przyszły niekończące się telefony, czekanie na nią pod pracą, kwiaty, prezenty.
Zaloty, wyznania miłości, prośby, by „spróbować jeszcze raz dla syna”. Maria nie spodziewała się tego. choćby zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście nie warto spróbować…
Był ciepły letni dzień. Wracała z zakupami. Na ławce przed blokiem siedziała starsza para, cicho rozmawiając. Trzymali się za ręce. Niekończące się zaufanie, spokój. Maria aż się zatrzymała. Już nigdy tak nie będzie. Z Andrzejem na pewno nie. Nie będzie zaufania, ciepła, zwykłego kobiecego szczęścia. Nie było go w jej życiu tak długo, iż nauczyła się żyć sama. Sama dbać o syna, sama radzić sobie z trudnościami, sama płakać… Stał się obcym człowiekiem.
I nagle przestało ją obchodzić, gdzie jest, co robi, co myśli. Znalazło się w niej miejsce na obojętność. A gdy pojawia się obojętność, uczucia już nie wracają. Weszła do mieszkania. Wybrała numer.
– Dzień dobry, czy mogę zamówić ślusarza na dziś?
– Dzień dobry. Oczywiście. Co się stało?
– Nic. Wszystko w porządku. Po prostu muszę wymienić zamki w drzwiach. Przez nieuwagę zostawiłam jeden komplet kluczy osobie, której nie powinnam ufać. Muszę naprawić swój błąd.