„Mamo, żyliśmy razem piętnaście lat, ale może nie powinnaś była mieć trójki dzieci” — usłyszałam od syna…

newsempire24.com 4 dni temu

„Mamo, przeżyliśmy razem piętnaście lat, ale może nie powinniśmy mieć trojga dzieci” — te słowa usłyszała od swojego syna…

Gdy Barbara Nowak usłyszała od swojego trzydziestosześcioletniego syna Krzysztofa takie słowa, świat zawalił się jej pod nogami. Jak to możliwe? Jak ukochany syn, duma jej życia, opoka i radość, może coś takiego powiedzieć? Przypomniała sobie, jak przez całą młodość cierpiał przez Małgosię — tę samą dziewczynę, która w szkole zatruwała mu życie, robiła podchody, śmiała się, rozpuszczała plotki. A teraz chce przez nią zniszczyć wszystko — rodzinę, dzieci, lata wspólnego życia.

Barbara pamiętała każdy szczegół. Jak Małgosia w podstawówce knuła przeciwko jej synowi, jak on znosił to w milczeniu, choć trenował judo i mógłby odpowiedzieć. Był jednak dobrze wychowanym chłopcem, uczciwym. choćby wtedy, gdy sama gotowała się ze złości i chciała iść do dyrekcji, przenieść go do innej szkoły — on tylko machał ręką. Znosił.

Gdy szkoła się skończyła, Krzysztof jakby odżył. Skończył ją z wyróżnieniem, dostał się na studia, uczył się, pracował, budował przyszłość. Wyrosnął na silnego, mądrego mężczyznę, cenionego w pracy. A potem… nagle w progu ich domu pojawiła się Ona. Małgosia. Ta sama. Jakby z najgorszego koszmaru, by znowu wszystko zrujnować. A syn, jak zahipnotyzowany, sięgnął po nią. Zakochał się, wybaczył przeszłość, zaczął z nią budować związek. I mimo iż go zdradziła, iż zostawiła go dla innego tuż przed ślubem — nie stał się zgorzkniały. Zraniony, ale nie złamany.

Po tamtej tragedii Krzysztof zaczął spotykać się z Agnieszką — dziewczyną z dobrego domu, córką przyjaciółki Barbary. Wszystko układało się dobrze: wzięli ślub, urodziło im się troje dzieci, kupili mieszkanie. Barbara pomagała, jak mogła. Agnieszka — zaradna, dobra, troskliwa matka. Nie krzyczy, nie kłóci się, dźwiga cały dom na plecach, choć nie pracuje zawodowo. Wydawało się, iż życie wreszcie się ułożyło.

Ale pewnego dnia wszystko się przewróciło. Do Warszawy przyjechała Małgosia. Znów wkroczyła w życie jej syna jak burza, jak popiół, którego nie da się zmyć. Spotkali się przypadkiem, zamienili parę słów, i tyle — Krzysztof noling stał się innym człowiekiem. Zaczął mówić, iż nie kocha Agnieszki, iż nigdy jej nie kochał. Że był z nią tylko dlatego, iż był zagubiony. Że dzieci to błąd, konsekwencja utraty Małgosi. Mówił to spokojnie, zimno. Jakby nie chodziło o życie, o dzieci, o kobietę, która przeszła z nim przez wszystko. Tylko o przypadkową pomyłkę w obliczeniach.

Barbara nie wierzyła własnym uszom. Jak mógł zapomnieć, iż Małgosia go zdradziła? Jak może ufać kobiecie, która bez wahania wymieniła go na innego? Teraz wróciła, bo na Wschodzie jej nie wyszło, i znów wszystko burzy?

Najstraszniejsze było to, iż mówił, iż odejdzie. Że zostawi Agnieszkę, zostawi troje dzieci, byle tylko być z tą, która go znów zawołała. Jakby komuś wyłączyło mu rozum, zostawiając tylko chorą obsesję.

Barbara patrzyła na wnuki i nie wiedziała, jak im powiedzieć, iż ojciec chce je porzucić. Nie wiedziała, jak spojrzeć w oczy Agacie, która niczego nie podejrzewała. Serce pękało jej z bólu. Jej syn, za którego się modliła, walczyła, któremu oszczędzała łez — teraz sam staje się źródłem cierpienia.

Po raz pierwszy w życiu poczuła się bezsilna. Bo Krzysztof jest dorosły. Bo sam decyduje o swoim życiu. Ale czy matka może na to patrzeć i milczeć? Czy można się odciąć, gdy rozpada się rodzina?

Barbara Nowak wiedziała jedno — będzie walczyć. O Agnieszkę. O wnuki. O to, by jej syn nie zgubił się całkiem. Nie pozwoli, by ta kobieta znowu zniszczyła to, co z takim trudem budowali. choćby jeżeli będzie musiała sprzeciwić się własnemu dziecku. Bo czasem miłość matki nie jest o aprobacie. Jest o obronie. choćby jeżeli nikt o nią nie prosi.

Idź do oryginalnego materiału