Dlaczego teściowa kocha jedno wnuczę, a drugie niemal ignoruje?

newsempire24.com 1 tydzień temu

Młodszy wnuk się nie liczy? Dlaczego teściowa kocha jednego, a o drugim jakby zapomniała…

Czasem najboleśniejsze rany zadają nie wrogowie, ale ci, których uważaliśmy za najbliższych. Moja historia właśnie o tym. Nazywam się Kinga, jestem żoną Jacka już od sześciu lat, mamy wspaniałego synka Kubę. Niestety, od jego narodzin w naszym życiu wisi cień – obojętność babci od strony ojca, mojej teściowej.

Wszystko zaczęło się długo przed Kubą. Kiedy poznałam Jacka, był już dwa lata po rozwodzie. Jego syn z pierwszego małżeństwa miał wtedy pięć lat. Jacek nie ukrywał, iż płaci alimenty i widuje się z synem, ale podkreślał, iż z byłą żoną wszystko skończone i nie będzie ingerować w naszą rodzinę. Oboje wierzyliśmy, iż możemy zacząć od nowa.

Teściowa od początku była wobec mnie chłodna. Nie to, żeby niegrzeczna, ale trzymała dystans. Rozumiałam – może wciąż miała nadzieję, iż pierwsza synowa wróci. Może uważała mnie za „rozbijaczkę”, choć Jacek odszedł długo przed naszym spotkaniem. Starałam się nie zwracać uwagi na ten chłód. Ale to, co wydarzyło się później, bolało bardziej niż słowa.

Gdy urodził się Kuba, teściowa choćby nie zadzwoniła. Ani gratulacji, ani wizyty – cisza. Tymczasem starszego wnuka widywała regularnie – zabierała na weekendy, zapisywała na zajęcia, kupowała prezenty. A o Kubie – jakby nigdy nie słyszała.

Jacek był smutny, ale wierzył, iż się opamięta, przyzwyczai. *„Mama jest trochę staroświecka – mówił. – Potrzebuje czasu.”* Zaproponował, żeby sam zawiózł Kubę do babci, ale odmówiłam. Jak zostawić dziecko z kobietą, która choćby na niego nie spojrzała? A jeżeli go nie zaakceptuje?

Lata mijały. Nasz synek ma już prawie cztery lata. Rośnie na wesołego, otwartego chłopca. Często odwiedza go starszy brat i to nas cieszy – mimo różnicy wieku, mają świetny kontakt. Moi rodzice uwielbiają wnuka, przyjeżdżają co weekend. Ale babcia od strony ojca nigdy nie przyszła.

Ani na pierwsze urodziny, ani na drugie, ani na trzecie. Nie zapraszaliśmy – po co się narzucać? Nie przypominaliśmy – nie chcieliśmy się upokarzać. W środku nosiłam tyle bólu i żalu, iż po prostu postanowiłam: niech będzie, jak chce. Skoro jej nie trzeba – trudno. Nie jest babcią, jeżeli jej wszystko jedno.

Najgorzej jednak patrzeć w oczy Jacka. Milczy, nie narzeka, ale widzę – boli go to. Całe życie uważał swoją mamę za dobrą i ciepłą. Nie rozumie, jak może tak łatwo odrzucić własnego wnuka. Rozmawialiśmy o tym iż sto razy. Próbował choćby z nią porozmawiać, ale odpowiadała wymijająco – iż nie ma siły, zdrowia, czasu.

Wiem, iż w głębi serca wciąż ma nadzieję. Że onegdaj zapuka do drzwi, przyniesie tort i powie: *„Wybacz, myliłam się.”* Ale ja już nie czekam. I nie chcę, żeby mój syn dorastał w oczekiwaniu na cud, który może nigdy nie nadejść.

Daliśmy Kubie wszystko, co możemy – miłość, troskę, wsparcie. Ma rodziców, którzy go kochają, dziadków od mojej strony, starszego brata. Skoro nie ma babci od taty – trudno. Nie będę na siłę wprowadzać do naszego życia kogoś, kto sam się odwrócił.

A jednak – serce matki nie jest z kamienia. Czasem łapię się na myśli: a jeżeli pewnego dnia zapyta, dlaczego babcia do niego nie przychodzi, nie zaprasza, dlaczego brat ma babcię, a on nie? Co mu odpowiem? Że go nie kocha? Że jest dla niej obcy?

Nie chcę, żeby mój syn czuł się niekochany, niechciany. Ale też nie będę mu kłamać. Niech wyrośnie ze świadomością, iż miłości nie da się wymusić. Albo ją dostajesz – albo nie.

Jacek jeszcze się nie pogodził. Ma nadzieję, iż jego mama kiedyś zrozumie, iż zaniedbała niewinne dziecko. Że będzie chciała nadrobić stracony czas. A ja tylko modlę się, żeby Kuba nie poczuł tego zimna, które kiedyś dotknęło mnie. Bo nic nie rani tak, jak obojętność najbliższych.

I jeżeli teściowa kiedykolwiek przeczyta te słowa – niech wie: drzwi naszego domu są otwarte. Ale nie na zawsze. A miłość wnuka trzeba sobie zasłużyć – nie słowami, ale czynami. Póki jeszcze nie jest za późno…

Idź do oryginalnego materiału