Dlaczego odmawiam ciężko chorej teściowej choćby szklanki wody?

newsempire24.com 1 tydzień temu

Jeśli myślicie, iż słyszeliście już wszystko o okropnych teściowych — uwierzcie, moja historia przebije każdy żart. Ta kobieta zamieniła moje życie w wieloletni dramat, gdzie gram rolę cierpliwej synowej, choć codziennie słyszę wyrzuty, obelgi i podłe aluzje. A teraz, po osiemnastu latach małżeństwa, gdy wydawało się, iż mogę odetchnąć, los znów rzuca wyzwanie: teściowa doznała wylewu.

I wiecie, czego teraz ode mnie oczekują? Żebym rzuciła wszystko, zwolniła się z pracy, dniami i nocami karmiła ją łyżeczką, prowadziła do toalety i śpiewała kołysanki. Tak, dokładnie tak. Mam być „wdzięczna”. A ja nie mogę. Nie chcę. Nie dlatego, iż mam małe dzieci i pracę, w której wreszcie awansują. Chodzi o coś innego.

Nie zapomnę, jak przyszła na nasz ślub z Markiem, trzymając za rękę jego byłą dziewczynę. Omal nie uciekłam z wesela. Albo gdy szeptała dzieciom, iż tata znajdzie sobie „porządną” żonę, a mnie wyrzuci. Jak odgrywała przedstawienia, iż jestem złą matką, gospodynią, żoną — choć to ja dźwigałam rodzinę, gdy jej syn rozmyślał, kim chce zostać.

Teraz mam się „odwdzięczyć”, bo rzekomo pomagała z dziećmi. Wiecie, jak to wyglądało? Stała z boku, wrzeszczała, gdy dziecko płakało, iż to moja wina, bo „źle karmię” lub „nie podałam kopru na kolki”. Taka jej pomoc.

Gdy próbowałam skontaktować się z jej córką, Ewą — która ma już dorosłe dzieci — choćby nie oddzwoniła. Jakby nie chodziło o jej matkę. A ja, z dwójką przedszkolaków, powinnam zostać pielęgniarką. Tylko dlatego, iż jestem synową.

Marek, jak zwykle, stanął po jej stronie. Ma talent do manipulacji. Mówiłam, iż nie dam rady — dzieci, dom, praca… Bez skutku. Oświadczył, iż jeżeli odmówię, wniesie o rozwód. Po tylu latach — i tak.

Mama, anioł cierpliwości, radzi: „Wytrzymaj, bądź mądrzejsza”. Ale nie mam już siły. Nie jestem z żelaza. Nie udźwignę codziennej złości, grymasów i udawania świętej wobec kobiety, która zamieniła moje życie w piekło.

I proszę, nie mówcie, iż jestem bez serca. Pomagałam obcym bardziej niż ona „ukochanej” rodzinie. Zaopiekowałabym się każdą staruszką, która okazałaby mi dobro. Ale nią… Boję się, iż jeżeli zostanę z nią sama, wykrzyczę wszystko, co tłumiłam przez dwadzieścia lat.

To normalne? Czy starość osoby, która siała konflikty, ma wyglądać jak zemsta? Czy ja, którą nienawidziła, mam być jej podporą?

Nie mogę. Nie chcę. A jeżeli mnie za to osądzą — niech osądzają. Niech ci, którzy mają wątpliwości, zabiorą takich „krewnych” do siebie.

Na koniec — do przyszłych teściowych: Pamiętajcie, synowa to też czyjaś córka. Kiedyś możecie prosić ją nie o wybaczenie, ale o szklankę wody. Pomyślcie o tym teraz. Zanim będzie za późno.

Idź do oryginalnego materiału