Chcę oddać syna byłemu mężowi – dziecko stało się nie do opanowania, a ja nie daję sobie rady.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Pragnę oddać syna byłemu mężowi. Dziecko stało się nieposłuszne, a ja nie daję już rady

Mój syn ma 12 lat. Gdyby ktoś mi powiedział dziesięć lat temu, iż będę rozważać oddanie dziecka ojcu, wyśmiałabym go w twarz. Teraz jednak stoję na skraju przepaści, duszę się z bezsilności i czuję, jak życie ucieka ze mnie kropla po kropli. Tonę, a nikt nie rzuca mi koła ratunkowego.

Mój syn, Bartosz, stał się zupełnie obcym człowiekiem. Kłóci się ze mną o wszystko, bije się w szkole, przynosi do domu cudze rzeczy, twierdząc z bezczelnym uśmiechem, iż to nie kradzież, a tylko “pożyczył do zabawy”. Telefon dzwoni bez przerwy – nauczyciel, wychowawca, rodzice kolegów z klasy. Każda rozmowa to cios w serce, każdy dzień to krok przez pole minowe.

Z mężem jesteśmy po rozwodzie już od dawna. Moja mama mieszka na sąsiednim osiedlu w naszym miasteczku pod Wrocławiem, ale jej pomoc jest zerowa. Tylko wyrzuty i “mądre” rady, po których chce się wyć. Przychodzi wieczorem na pół godziny, krytykuje mnie i wychodzi, zostawiając gorycz. Tak więc Bartosz jest całkowicie na mojej głowie. Krzyczę, płaczę, grożę, odbierałam kieszonkowe – nic nie pomaga. Patrzy na mnie bezczelnymi oczami, uśmiechając się, jakby wiedział, iż jestem bezsilna, iż moje słowa są niczym.

Ostatnio eksplodowała kolejna bomba. Znalazłam w jego plecaku cudzy telefon – drogi, od razu widać, iż nie tani.

– Bartoszu, skąd to masz? – spytałam, wiercąc go spojrzeniem pełnym złości i rozpaczy.

– Znalazłem – rzucił, choćby nie mrugając.

– Gdzie znalazłeś?

– Na ławce.

– Na jakiej ławce, do cholery?! Odpowiadaj normalnie, mały bandyto! – wybuchłam. – Rozumiesz, iż to cudze? Ukradłeś!

– Nie ukradłem, wziąłem – odpowiedział spokojnie.

– I co zamierzałeś z nim zrobić?

– Nic – wzruszył ramionami. – Chciałem tylko zobaczyć.

Robiła się we mnie wściekłość, wewnętrznie kipiałam jak lawa.

– Wiesz, iż tak nie można? To nie jest twoje! Jutro pójdziesz do szkoły i oddasz!

Spojrzał na mnie wyzywająco, aż zadrżały mi ręce.

– Nie pójdę.

– Co to znaczy “nie pójdę”?! Nie waż się ustalać mi tu reguł! – krzyczałam tracąc kontrolę.

– Nie pójdę i już.

Nie wytrzymałam – łzy popłynęły strumieniem, a on po prostu poszedł do swojego pokoju, jakby nic się nie stało, jakby moje łzy to była błahostka nie warta uwagi.

Następnego dnia zadzwoniłam do jego ojca, Sebastiana. Głos mi drżał, ale powiedziałam wszystko:

– Chodzi o Bartosza. Nie radzę sobie. Stał się obcy, kradnie, jest niegrzeczny. Może zabierzesz go do siebie? Potrzebuje męskiego wzoru. Boję się, iż go stracimy i stanie się przestępcą.

Sebastian zamilkł na chwilę. Potem wydał z siebie ciężki westchnienie.

– Wiesz przecież, iż teraz nie mam jak. Pracuję do późna, nie mam czasu w jego wychowanie.

– A myślisz, iż ja mam czas?! – wybuchłam. – Jestem sama! Mama tylko oskarża, iż go zaniedbałam. Ty jesteś zajęty, ja jestem zajęta – ktoś w końcu pomoże mi?

– Ale przecież jesteś matką… – zaczął.

– A ty ojcem! – przerwałam. – Takim samym rodzicem jak ja!

Mruknął coś o “przemyśleniu” i odłożył słuchawkę. Wieczorem przyszła moja mama. Odważyłam się powiedzieć jej o swoim planie i to był koszmar.

– Ela, co ty, oszalałaś?! – zawołała, ledwo otworzyłam usta. – Oddać syna ojcu? Jak ci to mogło przyjść do głowy?

– Mamo, nie daję rady. Jestem sama, nie mam sił.

– Nie potrafisz? Urodziłaś – wychowuj! Gdzie widziano, żeby matka zrzekała się dziecka?

– A pomogłaś chociaż raz? Tylko wszystko krytykujesz! – wybuchłam. – Wszystko ciągnę na sobie – męża nie ma, ciebie nie ma, przyjaciół nie ma! Sama, zawsze sama!

Ona wyszła, trzaskając drzwiami, a ja zostałam w kuchni, wpatrując się w pustkę. Może faktycznie jestem złą matką? Może to moja wina, iż Bartosz stał się taki – buntowniczy, obcy, zagubiony? Ale potem myślę: jestem tylko człowiekiem, nie jestem z żelaza. Mam dość bycia zarówno matką, jak i ojcem, mam dość dźwigania na barkach tego niemożliwego ciężaru. Tak, jestem matką, ale Sebastian jest ojcem i dlaczego mam odpowiadać za nas oboje?

Od tego dnia Bartosz prawie nie wychodzi ze swojego pokoju, milczy, unika mnie. A ja siedzę, patrzę na telefon i czekam na telefon od Sebastiana. Zdecydowałam: jeżeli nie odezwie się w ciągu kilku dni, zadzwonię sama. Może się zgodzi wziąć syna? Czy jednak powinnam szukać siły w sobie? Nie wiem, co robić. Chcę uratować swojego chłopca, ale czuję, iż sama tonę i nikt nie poda mi ręki. Co robić?

Idź do oryginalnego materiału