Życie z poczuciem niedopowiedzenia
„Mamo, gdzie są moje pluszaki?” – Weronika gwałtownie rozejrzała się po pokoju, który w jedno poranne przebudzenie zamienił się z przytulnego gniazdka w sterylny pokój. – „Na półce stały też moje zabawki z Kinderów, też ich nie widzę!”
„Nika, oddałam je cioci Basi. Ma taką śliczną wnuczkę, prawdziwy aniołek. Ciocia Basia mówiła, iż jej Zosia cały ranek nie odstępuje torby z twoimi zabawkami” – dobiegł głos mamy z drugiego pokoju.
„Co? To jakiś żart? Mamo, to moje rzeczy! Moje zabawki!” – ze łzami w oczach Weronika wpadła do kuchni, ledwo powstrzymując się od krzyku.
„Jezu, dorosła panna, a ryczy przez jakieś bzdury. Dałam je cioci Basi, niech choć ktoś się nimi bawi. Twoje tylko kurzyły się na półce. Albo w twoim wieku będziesz się bawić jak małe dziecko? I przestań wyć, jakbym ci cały pokój oddała!”
„To się nie zdziwię, jeżeli następnym razem tak zrobisz! Wrócę, a tu jakaś wnuczka czy córka twojej koleżanki już mnie wyrzuciła!” – krzyknęła w złości Weronika i wybiegła do przedpokoju.
I tak zawsze. Weronika od piętnastego roku życia dorabiała, żeby nie prosić mamy o pieniądze na ciuchy i kosmetyki. A ledwo kupiła z pierwszej wypłaty sweter i dżinsy, mama od razu urządziła rewolucję w jej szafie i wyciągnęła stamtąd worek „niepotrzebnych” rzeczy.
„Teraz zarabiasz, a sąsiadka z trzeciego piętra ma córkę w twoim wieku. Przecież widzisz, jak żyją. Żal ci?” – wyrzuciła mama, gdy Weronika szukała ulubionej bluzy przez całą godzinę.
„Mamo, no przecież tak nie można! To. Moje. Rzeczy! Chociaż powinnaś mnie zapytać!”
„Ja ci nic nie powinnam, a ty, niewdzięcznica, nie masz prawa do mnie tak mówić! Kupowałam ci to wszystko za swoje ciężko zarobione pieniądze” – odcięła się mama.
„Czy ona naprawdę nie rozumie?” – wściekała się w duchu Weronika, patrząc na opróżnioną półkę. – „Jak można tak po prostu oddać rzeczy obcej osobie?”
Następnym razem, wracając ze szkoły, zobaczyła pustą półkę na książki. Seria, którą zbierała od czwartej klasy, zniknęła.
„Mamo, dostałam je od babci. Nie ty kupowałaś! Dlaczego tak robisz?” – znów ze łzami w głosie pytała dziewczyna.
„I tak ich nie czytasz, jaka różnica. Tylko kurz zbierały. Zresztą to książki dla dzieci, po co ci one? I tak byśmy je na działkę wywieźli i w piecu spalili” – wzruszyła ramionami mama.
„Ale co to za różnica! To moje rzeczy! Dzwoni do tej swojej koleżanki i niech oddaje.”
„Oszalałaś? Wstyd. Nikomu nie będę dzwonić. Nie wiem, jak ja cię taką wychowałam. Chciwa i drobiazgowa, jak twój ojciec. On też mnie za każdy skarpetek krytykował, a ty taka sama.”
Tego dnia mama nie powiedziała, komu oddała książki. Od tamtej pory Weronika kupowała tylko niezbędne rzeczy, odmawiała prezentów od mamy, żeby uniknąć wyrzutów. Czasopisma i książki, które jeszcze nie trafiły w obce ręce, zawiozła do babci, a nowe rzeczy chowała wyłącznie na swoją półkę, uprzedzając mamę, iż tego nie wolno ruszać. Mama obrażała się i długo nie odzywała. „Doprowadziliśmy do tego, iż już choćby szmaty dzielimy. Co dalej, jedzenie każdy sobie osobno kupować będzie?” – rzucała i zamykała się w sobie.
Ostatnią kroplą okazały się zabawki. Wracając do domu i widząc, iż mama oddała je cioci Basi, Weronika nie wytrzymała. Wiedziała, gdzie mieszka jej przyjaciółka i, mimo „wstydu”, pobiegła odebrać swoje rzeczy. „Niech sobie myślą, co chcą. Nie pozwolę rozdawać moich rzeczy” – była gotowa pokłócić się ze wszystkimi, byle tylko obronić swoje.
„Nika! Gdzie lecisz?” – krzyknęła mama za nią. – „Nie waż się iść do Basi i mnie kompromitować!”
Ale dziewczyna już nie słuchała. Dla kogoś to tylko zabawki, dla niej – całe wspomnienia.
Zapukała do drzwi. Otworzyła sześćdziesięcioletnia kobieta. Ciocia Basia znała ich rodzinę od lat. Kiedyś pomogła mamie znaleźć pracę po rozwodzie z ojcem, czasem opiekowała się małą Niką.
„Weronika, co się stało?” – zaniepokoiła się Barbara.
„Dzień dobry… Nie, nic… A adekwatnie nie” – zawahała się na progu, czując, jak spocone dłonie przyklejają się do spodni. Dawna pewność zniknęła, a w sercu pojawiło się pytanie – czy na pewno postępuje słusznie?
„Nie stój w drzwiach. Wejdź, spokojnie pogadamy” – ciocia Basia wpuściła ją do środka.
Weronika weszła i, nie zdejmując butów, usiadła na małym puffie przy wejściu.
„Ciociu Basiu… Mama dała wam dziś torbę z zabawkami…”
„Oj tak, wielkie dzięki! Zosia uwielbia pluszaki. Właśnie chciałam ci coś dać w zamian, ale myślałam, iż twoja mama wpadnie. Skoro jesteś, to zaraz przyniosę” – Basia odwróciła się, ale Weronika ją zatrzymała.
„Proszę zaczekać… Strasznie mi wstyd, iż tak przychodzę. Mama pewnie będzie wściekła, ale… chciałabym prosić o oddanie zabawek.”
Barbara spojrzała na nią zdziwiona.
„Ale już wszystko Zosi dałam. To trochę niezręczne.”
„Rozumiem, jak to wygląda. I strasznie się wstydzę. Nie chcę wszystkiego, tylko kilka… Ciociu, mama mnie nie spytała. Gdyby zapytała, sama bym wybrała i oddała, naprawdę. Ale tam był stary miś, ten brązowy, i taka robiona na szydełku laleczka, wielkości dłoni. To nie są zwykłe zabawki. Tata dał mi je, zanim… oni z mamą się rozstali. To dla mnie ważne” – nagle rozpłakała się, zakrywając twarz dłońmi.
„Boże, kochanie” – ciocia Basia uklękła obok i mocno ją przytuliła. – „Myślałam, iż ci niepotrzebne, tak mama mówiła. Wzięłam je, nie mając złych intencji!”
Weronika nie mogła powstrzymać łez. Płakała bez opamiętania.
„No już, chodź” – Basia wstała, wzięła ją za rękę i zaprowadziła do kuchni. – „Zrobiłam świeżą herbatę, uspok– „Wiesz, Nika, ja też mam taką jedną rzecz, której nie mogę się pozbyć – to chustka mojej mamy, już cała w dziurach, ale gdy ją zakładam, to czuję, jakby mnie przytulała” – powiedziała ciocia Basia, a Weronika w końcu zrozumiała, iż niektóre rzeczy są więcej niż tylko przedmiotami.