Życie w cieniu: Konflikty wokół matki męża

newsempire24.com 1 dzień temu

*Dziennik, 12 marca 2024*

Od pół roku mój mąż, Krzysztof, mieszka u swojej matki. Ona udaje, iż jest chora – wcześniej zdarzało się, iż zostawał u niej na trzy tygodnie, ale teraz to już przesada. A on jeszcze mi wypomina, iż go nie rozumiem i nie staram się pomóc.

Jak mam pomóc teściowej, która celowo niszczy nasze małżeństwo? Przywiązuje syna do siebie najprościej, jak się da – udając bezradność. Mieszkałam z nią już wcześniej. Dziękuję, nie zrobię tego po raz drugi.

Gdy tylko dowiedziała się, iż bierzemy ślub, trudno było ukryć jej niezadowolenie. Nie kłóciła się otwarcie – chciała, by Krzysztof widział w niej dobrą matkę. Ale za każdym razem starała się mnie sprowokować, miałam wrażenie, iż wszystko, co robię, jest jej nie w smak.

Nie dałam się wciągnąć w te gry, zwłaszcza iż nie musiałyśmy się często widywać. Mieliśmy własne mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy razem. Oczywiście, teściowej też się to nie podobało. Trudno kontrolować życie syna, kiedy nie mieszka pod twoim dachem, a tym bardziej synowej, która nie musi się starać, by jej dogodzić.

Wtedy wpadła na inny pomysł. Nie pierwsza i nie ostatnia – udawała ciężko chorą, wymagającą stałej opieki.

Krzysztof, który nigdy nie spotkał się z taką manipulacją, dał się wciągnąć. „Biedna staruszka” miała tyle dolegliwości, iż mogłaby stać się obiektem badań w całej Polsce. Wysokie ciśnienie, niskie ciśnienie, bóle w klatce, kręgosłup, chrupające kolana, omdlenia… Minęło trochę czasu, zanim zrozumiałam, iż to gra. Myślałam, iż to przez stres – przecież jej jedyny syn wyprowadził się do innej kobiety.

Kiedy pierwszy raz „zachorowała”, a Krzysztof został u niej na tydzień, spakowałam rzeczy i pojechałam pomóc. Pierwszego dnia grała wiarygodnie. Ale po dwóch dniach zauważyłam coś – jej objawy znikały, gdy tylko mąż wychodził z domu. Wracała do formy, uśmiechała się. A gdy tylko słyszała jego kroki w przedpokoju – znowu jęczała z bólu.

Powiedziałam o tym Krzysztofowi, ale nie uwierzył. Nic dziwnego – grała świetnie. Ja jednak nie dałam się oszukać. Wzięłam swoje rzeczy i wróciłam do domu.

Mąż wrócił po kilku dniach, mówiąc, iż matka nagle wyzdrowiała. Pewnie nie mogła ukryć radości, gdy w końcu wyszłam. Ale po kilku tygodniach znowu zaczęła swoje przedstawienie.

Wkurzało mnie to, bo za każdym razem, gdy tylko „zachorowała”, Krzysztof wprowadzał się do niej na nieokreślony czas. Zdrowiała dopiero wtedy, gdy mówiłam, żeby wezwał lekarza. Przecież zdrowy człowiek nie może tak ciągle chorować!

Gdy tylko teściowa słyszała o lekarzu, nagle wracała do formy. Mąż, pewny, iż nic jej nie jest, wracał do mnie.

I tak trwa to już pół roku. Na początku miała operację kolana – dwa lata temu się przewróciła i lekarz zalecił zabieg. Krzysztof został przy niej, żeby pomóc. Nie miałam nic przeciwko, to zrozumiałe.

Ale minął tydzień, miesiąc… a on nie wracał. Jego matka udawała, iż wciąż nie chodzi. Mogła już normalnie się poruszać, ale opowiadała synowi, iż przewraca się, gdy tylko jest sam.

Od pół roku mój mąż wierzy w te bajki. Żaden lekarz nie widzi problemu – operacja się udała, może chodzić bez kul, tylko nie biegać. Ale co tam wiedzą lekarze, prawda?

Postawiłam ultimatum – wraca do domu na stałe albo zabieram sprawę do sądu. Teraz on oskarża mnie, iż go nie kocham, nie rozumiem. Przecież nie jest u kochanki, tylko pomaga matce!

Wszystkie przyjaciółki pytają, na co jeszcze czekam. Pewnie mają rację. Chyba w końcu zrozumiałam, iż mój mąż nigdy nie wybierze mnie. Szkoda tylko, iż tak długo mi to zajęło.

*Dzisiaj nauczyłem się jednego: czasem miłość to za mało, gdy druga osoba wciąż żyje w cudzych iluzjach.*

Idź do oryginalnego materiału