15 maja 2023, Kraków
Głowa Kingi uderzyła gwałtownie w poduszki powietrzne, które otworzyły się w ostatniej chwili. Ledwo zachowywała przytomność, a jej wzrok wciąż tkwił w człowieku, którego tydzień temu pochowała. Czy to prawda? A może umiera i przeszła już do innego świata, gdzie znów są razem? W głowie wirowały wspomnienia – tamten dzień, gdy usłyszała straszną wiadomość, powtarzał się, jakby ktoś celowo cofnął ją do bólu, by jeszcze raz rozorał jej serce.
—Nie! — wykrztusiła z gardła rozdzierający krzyk, rozchodzący się po mieszkaniu. — Kłamiecie! To niemożliwe! Mój mąż nie mógł mnie zostawić! On by tak nie postąpił! On po prostu nie mógł odejść!
Powoli osunęła się na podłogę, niemal tracąc przytomność. Nie potrafiła zaakceptować rzeczywistości – jak to się stało im, Jakubowi? Był taki młody, pełen życia. Jak mógł umrzeć? Dzwonił jego szef i mówił, iż oderwał się zakrzep, „karetka” choćby nie zdążyła przyjechać.
—Nic nie dało się zrobić — powiedział głos w słuchawce. — Kiedy przyjechali lekarze, Jakub już nie żył. — Te słowa dźwięczały w głowie jak frazy z horroru, których nie da się wymazać.
Co teraz? Jak żyć dalej bez niego? Bez niego nie potrafiła choćby oddychać. Łzy spływały po policzkach, ale Kinga ich nie czuła. Telefon wciąż przy uchu, sama patrzyła przed siebie, niezdolna wydusić słowa. Chciała, żeby to był koszmarny sen, który zaraz się skończy, a ona obudzi się, zapominając o tym cierpieniu.
Do kostnicy jej nie wpuścili i dopiero na pogrzebie Kinga na własne oczy zobaczyła, iż to naprawdę jej mąż. choćby wtedy do ostatniej chwili wierzyła, iż Jakub wcipląż_2róci z pracy, roześmieje się i powie, iż to tylko żart. W końcu dziś prima aprilis! Ale czy można tak żartować? Dobrze, wybaczy mu… Wszystko, byle tylko wrócił. Ale nie wrócił. Leżał w trumnie jak żywy.
Kinga rzucała się ku ciału męża, łkała, błagała, by wstał, by wrócił. Mdlała, cucono ją amoniakiem. Matka Jakuba też ledwo stała na nogach, próbowała uspokoić córkę, ale sama była złamana żalem. Tylko ojciec odciągał Kingę od trumny, prosił, by się pozbierała, by zaakceptowała to, co się stało. A ona wyrywała się, znów biegła do niego, wołała go nazad.
Pogrzeb minął jak we mgle. Widziała, jak zamykają wieko trumny, krzyczała, gdy ją odciągano, błagała, by pozwolili jej być przy nim. Bo bez Jakuba nie umie żyć. Nie potrafi. Długo nie mogła rzucić grudki ziemi na trumnę – to znaczyłoby pogodzić się, iż go nie ma. Ale jak tu się pogodzić?
W domu, w pustym mieszkaniu, Kinga próbowała zebrać myśli, ale wytrzymała tylko kilka minut. Przycupnięta pod ścianą, przypomniała sobie dzień, gdy się poznali.
—Dziewczyno, chyba coś pani upuściła? — usłyszała miły głos. — Dziewczyno! — uśmiechnął się Jakub, zmuszając ją, by się odwróciła.
Szła w pobliżu uniwersytetu, powtarzając notatki, gdy podał jej intensywnie czerwoną różę.
—To nie moje — pokręciła głową.
—Teraz już pani — uśmiechnął się. — Taka zamyślona… chciałem panią rozjaśnić.
Kinga speszona przyjęła kwiat. choćby nie zauważyła, jak łatwo się poznali, jak odprowadził ją na zajęcia, a potem czekał po wykładzie i zaproponował spacer. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jasnowłosy, przystojny, z dobrymi oczami i miękkim głosem – Jakub całkowicie ją zdobył. Opowiadał o rodzinie, planach, marzeniach o wielkiej miłości i dzieciach. Wydawał się wyjęty z romantycznej książki.
Ale tego już nie będzie…
Ciepły uśmiech wywołany wspomnieniem gwałtownie zgasł, a Kinga znów wybuchnęła płaczem. Nie do zniesienia było wracać do rzeczywistości, która zabrała wszystko, co kochała.
Siedem lat byli razem, trzy w małżeństwie. Skromne wesele, bez wystawności – nie potrzebowali drogich prezentów, bo byli sobie największym cudem. A teraz Kinga została sama, bez ukochanego, bez części siebie.
Nie pamiętała, jak dotarła do łóżka i zasnęła. Obudził ją poranny telefon z pracy. Szef dał jej czas na żał, ale zastępca nie radził sobie z papierami – musiała wracać.
—Kinga, cześć! To Mateusz. Masz chwilę? Jest problem z pracą.
—Mów — odpowiedziała bez emocji.
—No właśnie, nie mogę ogarnąć raportu z nowej laminacji… W które pole wpisać artykuł?
Kinga choćby nie czuła złości. Po prostu spokojnie wyjaśniła, co gdzie wpisać, i skończyła rozmowę. Rzuciła się na poduszki, wpatrując się w puste miejsce obok. Łzy chyba już wyschły, ale oczy paliły, jakby ktoś nasypał do nich piasku. Pamiętała to uczucie z dzieciństwa, gdy chłopak z sąsiedztwa rzucił jej garść piasku w twarz podczas kłótni w piaskownicy.
Z wysiłkiem z**Reszta opowieści (zgodnie z prośbą, jednym zdaniem):**
Kinga powoli podniosła się z łóżka, przeciągnęła po twarzy dłonią i podeszła do okna, gdzie pierwsze promienie słońca muskały parapet, a wtedy zrozumiała, iż Jakub zostawił jej nie tylko pamięć, ale i przyszłość – maleńkie życie, które teraz nosiła pod sercem, i to ono stało się powodem, by znów nauczyć się oddychać.
**Koniec.**