Już 24 listopada w kinach będziemy mogli oglądać polski film science fiction – W nich cała nadzieja, który przedstawia historię Ewy i jej zaprzyjaźnionego robota Artura. Obaj żyją w postapokaliptycznym świecie, w którym poza nimi (prawdopodobnie) nie ma nikogo. Parę słów odnośnie filmu i rozwijającej się w zawrotnym tempie sztucznej inteligencji, powiedziała nam gwiazda filmu – Magdalena Wieczorek.
W nich cała nadzieja jest powiewem świeżości w kinie. Jest to pierwszy, postkomunistyczny film science fiction, stworzony w Polsce. Był to dla Ciebie spory stres podczas zdjęć?
Tak, każda nowa i każda główna rola wiąże się z pewnymi obawami czy aby na pewno jestem w stanie sobie z tym poradzić. Lekkości nie dodał fakt, iż będzie to science fiction, bo gdy dostałam tę rolę byłam pełna obaw. Kolejnym wyzwaniem był mikrobudżet, bo polskie science fiction z tak małym budżetem nie napawało nadzieją, ale po przeczytaniu scenariusza moje obawy się troszeczkę rozwiały, bo był bardzo wciągający. Jednym tchem przeczytałam go, kolokwialnie mówiąc, od deski do deski. Obawy były duże, ale sam efekt finalny przeszedł najśmielsze oczekiwania.
Zadra to Twoja pierwsza główna rola, a rola Ewy przyszła po niej. Widziałaś różnice pomiędzy graniem graniem tych dwóch postaci? Pomogło Ci doświadczenie z poprzedniej roli? Większa pewność siebie?
Zadra będzie moim najważniejszym filmem, gdyż była pierwsza i to na nią przelałam swoje największe emocje związane z byciem pierwszy raz w tak dużej roli. Być może dzięki roli Zadry byłam spokojniejsza o to jak dźwiga się tak dużą rolę. Mimo wszystko były spore różnice między tymi projektami. W Zadrze miałam ten luksus, iż mogłam grać z ludźmi i innymi aktorami oraz uczyć się od nich, a na planie W nich cała nadzieja musiałam grać sama, bo robot powstał później w studio. Głosu użyczył mu Jacek Beler, którego z nami nie było. Na planie pomagał mi Michał Lupa, który zza kamery podrzucał mi tekst. Mimo to grając cały film z robotem było naprawdę ciężko, a w filmie jest naprawdę sporo dialogów. Problematyczny był głównie pierwszy akt, gdzie to musimy wprowadzić widza w ten cały świat i historię, więc to mogę nazwać największą trudnością na równi z brakiem ludzkiego partnera. Niemniej w obu filmach musiałam bardzo bazować na swojej intuicji i pierwszych instynktach. W Zadrze nie byłam na nich gotowa, brakowało mi aktorskiej pewności siebie, a z kolei W nich cała nadzieja musiałam bazować na pierwszych odruchach, bo to była bardzo błyskawiczna produkcja. Dostałam tę rolę dwa tygodnie przed wejściem na plan, więc bardzo krótko. Dodatkowo sam plan zdjęciowy trwał zaledwie dziewięć dni, a każda scena miała jeszcze nagranego dubla. Musieliśmy pracować na wysokich obrotach i trzeba było się łapać tych pierwszych pomysłów.
Wow! Czyli uwinęliście się bardzo szybko.
Tak, musieliśmy. Mieliśmy plan na dziewięć dni zdjęciowych i nie mogliśmy tego przekroczyć, uważam iż te dziewięć dni wycisnęliśmy do ostatniej kropli. Nie mieliśmy czasu, by się nad czymkolwiek zastanawiać, no ale pracowałam z profesjonalistami, więc nie było żadnego problemu. Autor zdjęć był przygotowany perfekcyjnie do wszystkiego, przez co wystarczyło wejść na plan i działać. Mieliśmy pierwszy dubel na rozgrzewkę, a drugi dopiero po uwagach, który był dublem końcowym. Tak powstał ten film (śmiech).
fot. Wiktor Obrok
Ile jest Magdy w Ewie, a ile Ewy w Magdzie?
To jest bardzo trudne pytanie. Na pewno Ewa ma moje ciało i mój głos, to tyle Magdy z Ewy (śmiech). Ewę determinowały te wszystkie trudne sytuacje z rzeczywistości postapokaliptycznej. Jest w jakiejś bazie na szczycie góry i pozostawiona sama sobie. Musiała być bardzo zaradna i silna. Nie powiem, iż mam te cechy, ale na pewno bardzo chciałabym je mieć. Ta siła, którą przedstawia mierząc się z osamotnieniem jest naprawdę godne podziwu. Nie wiem czy ja bym sobie poradziła z tym wszystkim, bez ludzi dookoła mnie, mimo iż jestem typem samotnika. Wielki szacunek dla Ewy za to z czym musi się zmagać.
Ewę można nazwać silną kobietą. Coś jak Księżniczka Leia z Gwiezdnych Wojen, Ellen Ripley z Obcego czy Sarah Connor z Terminatora. Słuszne jest to stwierdzenie? Celowo stworzyliście taką postać?
Oczywiście! Pamiętam moją pierwszą rozmowę z reżyserem Piotrem Biedroniem. Jeszcze zanim mnie obsadził umówiliśmy się na rozmowę i pierwsza rzecz jaką mi powiedział to to, iż chce stworzyć taką postać jak Sarah Connor z Terminatora. Od razu wysłał mi to kultowe zdjęcie Sary Connor z karabinem i tak sobie wyobrażał Ewę Wichsz. Celnie wspomniałeś o Ellen Ripley z Obcego, bo ona też była dla mnie sporą inspiracją do tej postaci. Bardzo się cieszyłam, iż scenariusz przedstawia kobietę jako ostatnią osobę na Ziemi i napawa mnie optymizmem fakt iż twórcy coraz częściej widzą kobiety w takich rolach. Cieszy też fakt, iż czerpaliśmy z tych ikon, klasyków, tych najsilniejszych kobiet tego gatunku. Był to dla mnie ogromny zaszczyt, a zarazem wielka frajda, iż mogłam powalczyć z tym robotem.
A masz ulubiony film science fiction?
Właśnie Obcy. Nie jestem wielką fanką tego gatunku, ale Obcy jest o tyle wyjątkowy, iż ma też zgrabnie wplecione elementy horroru.
Film emanuje gorącem, przez co czuć zniszczenie klimatyczne. Na planie było też tak gorąco czy to zasługa postprodukcji?
Upał na planie był straszny. Kręciliśmy ten film w lipcu zeszłego roku, gdzie dochodziło choćby do czterdziestu stopni Celsjusza. Nie pomagał też fakt, iż na hałdzie Skalny (miejscu gdzie kręcono W nich cała nadzieja – przyt. red) był inny mikroklimat. Nie ma tam żadnych drzew, nie było cienia, nie było niczego do schronienia się przed słońcem. Ta moja baza z blach dodatkowo się nagrzewała bardzo mocno i szło się tam wręcz ugotować. Ja na dodatek grałam w kostiumach, które są naprawdę świetne i stworzone przez Dzvinkę Kukul i Magdalenę Tarka. Cała byłam też w skórze. Skórzane buty, spodnie, kurtka, maska tlenowa. To wszystko mi w ogóle nie pomagało. Od tego wszystkiego dostałam wysypki i odparzeń! Mam takie słynne śmieszne zdjęcie z planu, gdzie stoję w tej całej zbroi, a Piotr Biedroń trzyma taki wielki wiatrak i mnie chłodzi (śmiech). Ta praca pokazał nam o jak wielkim i realnym problemie opowiada nam ten film. Nie jest to wcale wymyślone, ani nie jest to fikcją czy czymś nieprawdopodobnym. Wręcz przeciwnie. Umocniła nam obawy w kierunku, jakim idzie nasz świat i wizja przyszłości nie napawa optymizmem. Pracując nad tym mieliśmy też z tyłu głowy, iż pracujemy w słusznej sprawie.
fot. Wiktor Obrok
Czyli boisz się przyszłości jaka jest przedstawiona w filmie?
Tak. Ten film jest choćby reklamowany hasłem: to może być oparte na prawdziwej historii. Wierzę, iż istnieje pewne ryzyko takiego zniszczenia, iż to globalne ocieplenie będzie postępować. Zauważ, iż już jest katastrofa klimatyczna, której nie można zatrzymać, a jedynie spowolnić. Wszystko co w tym filmie pokazaliśmy nie jest niemożliwe.
Popierasz zdanie, iż jest to kamień milowy w polskiej kinematografii?
Mam nadzieję, iż tak będzie. Najważniejsze będzie to czy ludzie będą chcieli to oglądać i wydaje mi się, iż dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, iż jest to kamień milowy. Oczywiście mogą o tym mówić recenzje, ale chodzi mi bardziej o to, żeby ludzie to zobaczyli i by motywowało to twórców do coraz częstszego sięgania po ten gatunek, bo moim zdaniem wymaga to od twórcy wielkiej odwagi, by naszym kraju tworzyć science fiction, zwłaszcza za takie pieniądze jakie my mieliśmy. Jest to niełatwe i wymaga ogromnej kreatywności oraz wyobraźni. Mam nadzieje, iż rozkręci się u nas rynek science fiction, bo to się naprawdę fajnie ogląda i fajnie się w tym gra.
A korzystasz na co dzień ze sztucznej inteligencji?
Chcąc nie chcąc tak. Niezbyt mnie interesuje ten temat i z dystansem podchodzę do tego wszystkiego, ale robiąc zakupy online czy surfując po Internecie te algorytmy dopasowują nam reklamy i wyszukiwania. Przyznam, iż czasem też korzystam z asystentki Siri. Z ChatuGPT nigdy nie korzystałam, bo prawdę mówiąc troszkę mnie to przeraża. Powiem, iż choćby marzy mi się, by ten cały Internet zniknął, a telefon był jeden w domu, tak jak to było kiedyś.
Dziękuję za rozmowę!
Film W nich cała nadzieja możecie oglądać w kinach od 24 listopada.
ilustracja wprowadzenia: fot. Wiktor Obrok