Od początku swojej działalności jako YUNGBLUD, Dominic Harrison niejednokrotnie szokował swoją muzyką i wizerunkiem. Jest to jeden z tych artystów, którego można doszczętnie pokochać lub absolutnie znienawidzić. Swoim pełnometrażowym dokumentem pokazuje jednak wszystkim, iż zasługuje na szansę.
Swoją pierwszą EP-kę wydał w 2018 roku, a kilka miesięcy później ukazał się pierwszy pełnowymiarowy album YUNGBLUDA – 21st Century Liability. Jest to płyta, do której łatwo przykleić łatkę. Głośna, wulgarna, beztroska – w głowach wielu wykreowała konkretny obraz młodego piosenkarza, od którego być może lepiej trzymać się z daleka. Alternatywna mieszanka wybuchowa z domieszką punku zwróciła jednak moją uwagę i tym sposobem moje oczy pozostawały zwrócone w stronę YUNGBLUDA. Obserwując jego poczynania na przestrzeni ostatnich lat, upewniłam się w przekonaniu, iż jest to człowiek o wielkim sercu i szczerych przesłankach. Teraz Harrison wychodzi naprzeciw wszystkim sceptykom, obnażając się w dwugodzinnym filmie nakręconym z okazji premiery pierwszej części albumu Idols.
Ten rok niewątpliwie jest dla muzyka trudny, ale może stanowić prawdziwy przełom w jego karierze. W zeszłym miesiącu zyskał uznanie wielu fanów Ozzy’ego Osbourne, wykonując cover Changes na pożegnalnym koncercie artysty. Nie brakuje jednak osób, którym nie podoba się wizja przekazania pałeczki księcia ciemności w dłonie brytyjskiego muzyka. Nie da się jednak zaprzeczyć temu, iż legendarny wokalista Black Sabbath dostrzegł w YUNGBLUDZIE potencjał. YUNGBLUD: ARE YOU READY, BOY? W pewnym sensie stara się wydobyć ten zauważony blask na zewnątrz.
Idols różni się od poprzednich albumów artysty. Czwarty krążek YUNGBLUDA nie stara się już wpasować się w to, czego oczekują po nim ludzie. Idols to wypadkowa wzięcia głębokiego oddechu i zastanowienia się, czym tak naprawdę jest projekt realizowany pod pseudonimem YUNGBLUD. W swoim pierwszym filmie Dominic Harrison rozkłada ten album na części pierwsze, przeprowadzając widza przez każdy z utworów z osobna.
Film przenosi nas do Niemiec, które niewątpliwie zajmują szczególne miejsce w życiu piosenkarza. Sceneria, w której dzieje się większość akcji, przykuje oko każdego dużego fana muzyki; YUNGBLUD zabiera nas bowiem do Hansa Studio. Swoje płyty nagrywali tam tacy artyści jak David Bowie, Iggy Pop, U2 czy Depeche Mode. Od pierwszych minut filmu Harrison nie ukrywa swojego zachwytu nad tym miejscem. Uchwycone na klimatycznej kliszy przez Paul’a Dugdale’a wnętrza kultowego studia zdają się zawierać w sobie cząstkę wielkich artystów, którzy przewijali się przez nie na przestrzeni dekad. Teraz kawałek siebie zostawia tam również YUNGBLUD, którego utwory nagrane na potrzeby filmu wybrzmiewają jeszcze soczyściej niż na płycie. Być może uczucie to jest jedynie podkręcone emocjami, które towarzyszą krótkim historiom poprzedzających każdy wykon.

Osobiste komentarze YUNGBLUDA rzeczywiście dodają głębi do utworów z Idols. Być może jest to wyjaśnienie, które było konieczne przy tak zdecydowanym skoku w stronę gatunku, który do tej pory nie stanowił docelowego brzmienia artysty. Wraz z rozwojem filmu dowiadujemy się, iż nowy krążek nie jest typowym ukłonem w stronę tytułowych idolów. To ukłon w stronę najbardziej autentycznej wersji siebie, którą Harrison w końcu pokazuje.
Muzyk i najbliższe mu osoby przeprowadzają widzów przez te drogę, płynnie wykładając zamysł stojący za każdym z utworów. To jak Lovesick Lullaby oddaje uniesienie imprezowej nocy w Berlinie czy fakt, iż przejście do Zombie jest twardym zderzeniem się z codziennością następnego poranka. Dokument nie bagatelizuje znaczenia silnej więzi z fanami dla twórczości YUNGBLUDA – o tym mówi The Greatest Parade, której towarzyszy załamanie piosenkarza uchwycone na kamerze. Bo film ten dotyka przede wszystkim emocji, które w żaden sposób nie są na nim retuszowane.
Pomiędzy utworami śledzimy Dominika i jego zespół z równego im poziomu. Obiektyw naprawdę dotarł w każde miejsce, pokazując choćby te intymne momenty. Rozmowy toczą się wszędzie: przy obiedzie, na klatce schodowej, w taksówce. Pozwalają one sięgnąć do samych początków kariery YUNGBLUDA, a także rzucają trochę światła na to, w którą stronę się ona rozwinie. Dużą zaletą filmu jest oddanie głosu Mattowi Schwartzowi, który jest wieloletnim producentem muzyka. W produkcji nie brakuje także Adama Warringtona, gitarzysty, który współtworzył Idols. Bliższe przedstawienie osób, które od lat występują z Harrisonem na scenie z pewnością było interesujące dla wielu fanów artysty.
Czy jest to film, jakiego spodziewałam się po YUNGBLUDZIE? Zdecydowanie nie. Niewątpliwie przebił on moje oczekiwania, dostarczając nie tylko masy interesujących informacji na temat samego artysty, ale również procesu twórczego i kulis świata muzycznego. YUNGBLUD. ARE YOU READY, BOY? to dokument surowy, wzruszający i energetyzujący – tak samo jak z resztą cała najnowsza płyta piosenkarza. Ciężko sobie wyobrazić, co jeszcze przyniesie nam jej druga część, której premiera planowana jest na październik tego roku.
YUNGBLUD niedawno obchodził 28. urodziny. Oznacza to, iż udało mu się pokonać klątwę klubu 27, co w życiu niejednego muzyka stanowi spore wyzwanie. Również tego tematu dotyka omawiany przeze mnie film. Dominic Harrison staje przed obiektywem jako młody mężczyzna, który musi zastanowić się, jak będzie wyglądała jego przyszłość. Patrząc z perspektywy osoby trzeciej, mogę jedynie trzymać kciuki za to, aby jego kariera rozwinęła się tak dobrze, jak się na to zapowiada. Nie każdy muzyk w jego wieku może pozwolić sobie na nagrywanie swojej autobiografii. YUNGBLUD udowodnił jednak, iż na to zasługuje. Za parę dekad to jego nazwisko będzie wymieniane wśród Bowie’go, U2 i Depeche’ów – jako jeden z tych wspaniałych muzyków, który robili świetne rzeczy w berlińskim Hansa Studio.
Fot. główne: materiały promocyjne filmu