„Wiedźmin. Rozdroże Kruków” – nowa powieść Andrzeja Sapkowskiego stała się faktem. Uwaga, to nie jest Geralt z Rivii, Biały Wilk i Rzeźnik z Blaviken, którego znaliśmy… i bardzo dobrze!
11 lat. Tyle fani czekali od książki „Sezon Burz”, by znów wyruszyć na szlak z wiedźminem Geraltem. Wiele wody w Pontarze i we Wstążce musiało upłynąć zanim Andrzej Sapkowski zdecydował się znów chwycić za pióro. I chociaż wyznał, iż do pisania go zmuszono, w końcu po 2 latach pracy dał nam upragnioną powieść „Wiedźmin. Rozdroże kruków”. Ale czy to powieść wymarzona? Jak pisze zakładnik oczekiwań i rosnących rachunków?
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i
Wiedźmin. Rozdroże Kruków. Andrzej Sapkowski mistrzem jest
Jak podkreślał Andrzej Sapkowski, historia Geralta w książkach jest zamknięta na amen. Nie ma mowy o kontynuacji, na nic magia i uroki, Mistrz się nie ugnie. I dobrze, zmarli bohaterowie literaccy niech pozostaną w grobach, tam ich miejsce. Dlatego „Rozdroże Kruków” to prequel. Młody wiedźmin Geralt dopiero wyrusza na szlak. Naiwny i nieopierzony młokos nie ma jeszcze w sobie nic z legendarnego Białego Wilka ani Rzeźnika z Blaviken. Ledwo chłopak żelazem wywija, a wiedźmiński fach zna raczej z teorii. O świecie wie tyle, ile w książkach przeczytał. I czeka go z tym światem czołowe zderzenie. gwałtownie przekonuje się, iż mierząc się z dylematami moralnymi (jest ich od groma), trzeba wybierać mniejsze zło. Boleśnie zrozumie, iż przeznaczenie swoje wie i lubi zaskakiwać.
Młody wiedźmin Geralt to mruk. W zasadzie głównie słucha monologów swoich interlokutorów. I oczywiście przyciąga kłopoty jak magnes. Uczy się na błędach, i to licznych. Oczywiście sporo potworów po drodze usiec musi, ale jak to w tym uniwersum bywa, ludzie to najgorsze monstra.
Na takiego „Wiedźmina” warto było czekać. Te świat znowu wciąga, przez cały czas jest co odkrywać. To znowu świat barwny i mroczny zarazem, pełen tajemnic i niesprawiedliwy aż krew się burzy. To świat pełen magii, pysznych szczupaków, palców tłustych od jedzenia raków. W tym świecie niewinne kobiety trafiają na sznur, zawistni ludzie rzucają uroki, a prędzej w kupę kikimory w lesie wdepniesz, niż dobrego człowieka spotkasz. Przemierzmy z Geraltem Marchię Górną, Marchię Zachodnią, Marchię Pojezierną oraz Marchię Dolną. Spotkamy nowe potwory, ale też i zapolujemy na cmentarzu na strzygę. Pędząc po trakcie znów czujemy wiatr przygody. Jak to u Sapkowskiego bywa, ten wiatr niesie zapachy z oberży i odór trupów.
Andrzej Sapkowski płynnie poszerza uniwersum i pogłębia lore. Dowiemy się np. dlaczego konie wiedźmina nazywają się Płotka, jak zaczęła się znajomość Geralta z kapłankę Nenneke, a przy okazji poznamy nieznaną dotąd w sadze o wiedźminie szkołę żmii. Dowiemy się również więcej o upadku wiedźmińskiego siedliszcza Kaer Morhen, o tym jak stworzono wiedźminów, skąd wzięła się nazwa „wiedźmini” oraz poznamy sekrety wiedźmina Prestona Holta. Nieźle się ta intryga rozwija, z iście kryminalnym sznytem. Co więcej, „Rozdroże Kruków” ciekawie łączy się z opowiadaniem „Głos rozsądku” ze zbioru „Ostatnie Życzenie”. Poznamy pierwszego potwora, którego zarąbał białowłosy wiedźmin.
Wszystko to Andrzej Sapkowski opisuje z niemal młodzieńczą swadą. Wiele słów trzeba sprawdzać w słowniku, szczególnie podczas pojedynków na miecze, ale nie można się od „Rozdroża Kruków” oderwać. Nie jest to książka przełomowa czy wybitna. To po prostu książka, na którą fani wiedźmina czekali. Zaraza, powieść wciąga tak, jakby ktoś niechybnie urok rzucił! Andrzej Sapkowski to pisarz honorowy, nie próbuje naciągać czytelników. Wydawnictwo jednak już tak sumienia czystego nie ma…
Andrzej Sapkowski: zmusili mnie do napisania nowego Wiedźmina
Fani oddaliby wszystko za nowego Wiedźmina. Wydawnictwo potraktowało to dosłownie
„Rozdroże kruków” czyta się tak, jakbyśmy cofnęli się do lat 90. i znów mieli w rękach po raz pierwszy zbiór opowiadań „Ostatnie życzenie”. Szkoda tylko, iż pierwsze wydanie „Rozdroża Kruków” również jest podróżą w czasie do tamtej epoki. Lichy papier, kiczowata okładka. jeżeli ktoś czyta nowego Wiedźmina w drodze do pracy, to jest ryzyko, iż książka nie wytrzyma trudów szlaku. I co gorsza, gdy Polaków nie stać na masło i eliksiry, w Empiku to wydanie w dniu premiery kosztowało (stacjonarnie, bez aplikacji) 65 zł. Wiele osób, nie mając wyjścia, zamówiło to bieda-wydanie w przedsprzedaży. Interes niczym w krasnoludzkim banku Vivaldich. Natychmiast po premierze, bez zapowiedzi, ukazały się wydania w twardej oprawie, lepszej jakości, z ciekawszymi okładkami. Unikat chwali się z radosną bezczelnością, iż te wydania mają lepszy druk, lepszy papier, klejenie dłużej wytrzyma. Ech, na samą myśl, aż drżą mi srebrny medalion i srebrne sztućce w kredensie.
O książce dowiedzieliśmy się tydzień przed premierą, bez zapowiedzi. Pojawiła się nagle, niczym czarodziejka wychodząca z portalu. Marketing? „Rozdroże Kruków” promowało się samo, na zasadzie „jak wieść gminna niesie”. Fani nie zawiedli i grosza dali pisarzowi. Nowa powieść Andrzeja Sapkowskiego trafiła podobno do 30 tysięcy czytelników w kilka dni od premiery. Ilu z tych czytelników kupi drugi egzemplarz, tym razem w lepszym wydaniu? O tej scysji rynku wydawniczego z fanami Wiedźmina, Julian Alfred Pankratz wicehrabia de Lettenhove napisałby niejedną balladę. I to taką, której treść nie byłaby adekwatna dla dzieci.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i