Zbyt długo cierpieli fani teatru muzycznego adaptacje filmowe to naprawdę bardzo się staraj nie być musicalami. Nie zawsze tak było, ale w ostatnich latach marketing kryje w sobie sekwencje piosenek i tańców w czymś, co wydaje się zawiłym wysiłkiem, aby ludzie, którzy nie lubią musicali, obejrzeli musical (który zwykle w efekcie im się nie spodoba). Wielki musical filmowy obsady zespołów często to uwzględniają Jeden facet, który adekwatnie nie może Śpiewaj, ale świetnie wygląda na plakacie (co, jak przypuszczam, jest zgodne z doświadczeniami teatralnymi w szkole średniej, ale robię dygresję). Ogólnie rzecz biorąc, scenografia i kostiumy mają tendencję do spłaszczania kreatywności wyrastającej z ograniczeń teatru, zamiast na nich budować.
Ale Dzięki Bogu! Chociaż z pewnością wyglądało na to, iż marketing próbował ukryć muzykalność Podłyjest to adekwatnie, i na szczęście, adaptacja muzyczna filmu dla ludzi kochających musicale. Nareszcie!
Reżyser Jon M. Chu rozwiewa wszelkie oczekiwania i zręcznie unika pułapek związanych z adaptacją filmową, przed którymi można było się uchronić Podły. Film celebruje swoją muzykalność, zamiast ją niechętnie akceptować. To po prostu cudowne.
[Ed. note: This review contains slight setup spoilers for Wicked.]
Podły jest mniej więcej prostą adaptacją pierwszego aktu musicalu. Na początku Glinda (w tej roli Ariana Grande) ogłasza mieszkańcom krainy Oz, iż Zła Czarownica z Zachodu nie żyje. Jednak gdy ktoś kwestionuje jej wcześniejszy związek ze Złą Czarownicą, Glinda wyznaje, iż oboje chodzili razem do szkoły, i opowiada historię jej skrzyżowania dróg z Elphabą (Cynthia Erivo) na Uniwersytecie Shiz. Elphaba ze swoją jasnozieloną skórą była wyrzutkiem, podczas gdy Glinda (która występowała wówczas pod swoim imieniem Galinda) była popularną wspinaczką społeczną, więc początkowo doszło do starcia. Ale w końcu nawiązali bliską przyjaźń, która została wystawiona na próbę, gdy Elphaba otrzymała zaproszenie od wszechmocnego Czarnoksiężnika z krainy Oz.
Kraina Oz urzeka widzów na ekranie od czasu, gdy Dorothy wkroczyła do krainy czarów w technikolorze w 1939 roku. Podły kontynuuje tę wspaniałą tradycję, starannie dopracowując każdy centymetr filmu. Są tam duże, fajne elementy scenografii, takie jak misternie obracające się półki w bibliotece uniwersyteckiej i niekończące się stosy pastelowych różowych kufrów Galindy – ale w każdym zakątku filmu są detale, które naprawdę zabarwiają ten magiczny świat, jak zbiór kolorowych kolibrów dzwonienie wokół zestawu dzwonków, aby zwołać uczniów na zgromadzenie. Do każdego fragmentu tego świata przywiązuje się odpowiednią dbałość, opierając się na dziedzictwie przedstawienia scenicznego i rozszerzając tę samą ogólną estetykę fantasy z przełomu wieków na nowe wizualne wyżyny. Ale to nie tylko wspaniałe; scenografia również bardzo wpływa na atmosferę teatru muzycznego. Zamiast być po prostu ładnym tłem CG, dekoracje są wykorzystywane tak, jakby były na scenie. jeżeli istnieje jakiś fajny projekt produkcji, prawdopodobnie zostanie on wykorzystany w utworze muzycznym, gdy obsada tańczy, śpiewa i skacze nad nimi.
I śpiewać ta obsada może — nie tylko absolutne minimum. Wszyscy aktorzy w pełni wczuli się w swoje role, od drugoplanowych graczy, takich jak Bowen Yang i Bronwyn James jako dwie niezachwianie lojalne przyjaciółki Galindy, po bardziej najważniejsze role, takie jak doskonale śliski czarodziej Jeffa Goldbluma i odpowiednio żałosny prostak Ethana Slatera Boq. Ale szczególnie Grande jest fenomenalny. Jak się okazuje, potrafi więcej niż tylko zwiewny, płynny wokal, z którego znana jest jej muzyka pop, i naprawdę potrafi dorównać piosence z Broadwayu. Ma nienaganne wyczucie komedii i wnosi doskonałą dawkę ambitnej Galindy. Z każdym powiewem jej włosów, każdym sztucznie niewinnym nietoperzem jej dużych, brązowych oczu z długimi rzęsami, Grande robi wrażenie.
To niemal balansuje na granicy poczucia braku równowagi, ale żeby być uczciwym: pierwszy akt musicalu bardziej opowiada o Glindzie niż o Elphabie. A w swoich scenach Erivo jest silna. Udaje jej się uchwycić wrażliwość, jaką Elphaba skrywa pod warstwami chłodnego dystansu. Oboje są razem magiczni – niewielkim kosztem dla uroczego księcia Fiyero (BridgertonaJonathan Bailey), który choć sam jest magnetyczny, po prostu nie ma tego samego poziomu chemii z żadną z kobiet, co między sobą.
To jednak w porządku, ponieważ związek Galindy i Elphaby taki jest the sedno serialu (a my jesteśmy tutaj wyznawcami prawdy Gelphie). Jedną z najbardziej sugestywnych scen filmu jest cichy taniec pomiędzy Galindą i Elphabą, który następuje w połowie „Dancing Through Life”. To już jeden z najdłuższych utworów w musicalu, ale wydłużenie go było absolutnie adekwatnym posunięciem w przypadku tej adaptacji. To głęboko intymny moment, w którym te dwie kobiety po raz pierwszy rzeczywiście spotykają się ze sobą, a Grande i Erivo robią to bez wypowiedzenia ani jednego słowa, ani wypowiedzianego, ani zaśpiewanego. Ta scena istnieje w serialu, ale adaptacja filmowa pozwala na ujęcie z bliska, co zwiększa emocjonalną siłę sceny, gdy kamera zbliża się i zatrzymuje na ich twarzach.
W przeważającej części Chu wykorzystuje nowe medium, aby dodać znaczące dodatki do historii. Nie wszystkie lądują. Szczególnie ostatnia duża scena filmu cierpi z powodu tego dziwnego rodzaju start-stop, zintegrowanego ze zbędnymi dużymi scenografiami, które podważają emocjonalne katharsis Wielkiego Momentu. Taka jest natura przedłużania prawie trzygodzinnego musicalu na dwa filmy, choćby z naturalną przerwą. Ogólnie rzecz biorąc, dodanie oddechu piosenkom i scenom w większości się sprawdziło. Aby film powalił, potrzeba czegoś więcej niż tylko dodatkowego puchu.
Doskonale zdaję sobie sprawę, iż nazywanie czegoś listem miłosnym jest banalne, ale z drugiej strony nie sądzę, żebym kiedykolwiek widział film, który tak bardzo przypominałby list miłosny do materiału źródłowego, jak Podły. I jako ktoś, kto Jest będąc wielkim fanem materiału źródłowego, czułem się głęboko i dokładnie zaspokojony w taki sposób, w jaki to odczuwałem rzadko odczuwalne jeżeli chodzi o wielkie hity kinowe. To film o dwóch potężnych kobietach i zmieniającej życie przyjaźni między nimi, pełen wspaniałych sukni balowych, mrożących krew w żyłach muzycznych riffów, wyszukanych sekwencji piosenek i tańców oraz wystarczających ukłonów w stronę oryginału. Podły to musical filmowy dla ludzi, którzy lubią musicale – i nie stara się przyciągnąć uwagi kogokolwiek innego. To właśnie czyni go tak wyjątkowym. To bez wątpienia marzenie dzieciaka z teatru, które bierze wszystko, co wspaniałe w przedstawieniu i podnosi je w sposób, który wciąż honoruje to, co było wcześniej, od pierwszych nut po ostatnią chwilę, gdy Elphaba wzniosła się w zachodnie niebo.
Podły w kinach od 22 listopada.