WENECJA 2024: La Divina Angelina. Recenzujemy "Marię" Pabla Larraína

filmweb.pl 3 tygodni temu
Natarcie gwiazd na Lido trwa. W czwartek na 81. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji zawitała Angelina Jolie. Aktorka jest gwiazdą filmu "Maria", który opowiada o słynnej śpiewacze operowej Marii Callas. Reżyser Pablo Larraín domyka tym filmem nieoficjalną trylogię o ikonicznych kobietach, na którą składają się również "Jackie" z Natalie Portman i "Spencer" z Kristen Stewart. Jak sprawdziła się Angelina Jolie w roli legendarnej primadonny? Recenzuje Małgorzata Steciak.

***


recenzja filmu "Maria", reż. Pablo Larraín


Przerwana lekcja muzyki
autorka: Małgorzata Steciak

Nawet po pobieżnym zagłębieniu się w biografię Marii Callas od razu widać, iż jej bogaty życiorys to niemalże gotowy scenariusz na film. Trudne dzieciństwo w cieniu przemocowej matki, wojna i spektakularna kariera, która stała się niedoścignionym symbolem doskonałości najbardziej niezwykłego instrumentu, jakim jest ludzki głos. Związki z mężczyznami, którzy nigdy nie dali jej szczęścia, miłosny trójkąt z Aristotelisem Onasisem i Jackie Kennedy, przedwcześnie złamana kariera i tajemnicza śmierć.

Angelina Jolie w filmie "Maria"
W tym kontekście trochę zaskakuje, iż "Maria" to – nie licząc "Wiecznej Callas" Franca Zeffirellego z Fanny Ardant – adekwatnie pierwsza filmowa biografia najsłynniejszej śpiewaczki operowej XX wieku. Do biopiku o Callas wprawdzie przymierzała się z latach 90. Faye Dunaway, która wcieliła się w artystkę w spektaklu "Master Class" Terrence McNally'ego, ale ze względu na problemy z budżetem projekt nigdy nie został zrealizowany. Pablo Larraín, wieńcząc swoją "trylogię biograficzną" (tworzą ją jeszcze "Jackie" i "Spencer") opowieścią o Callas, po raz kolejny osadza historię bohaterki w onirycznej stylistyce, zacierając granicę między snem a jawą, wspomnieniami i wyobrażeniami. Ostatnie dni życia Callas stają się punktem wyjścia do opowieści o konflikcie sztuka kontra człowiek, o cenie, jaką artyści płacą za pęd ku doskonałości, i o niemożności zamknięcia za sobą drzwi do nierozwiązanych spraw z przeszłości. Jak mówi w jednej ze scen sama Callas: nie może odciąć się od cierpienia, bo bez niego nie potrafi tworzyć. Wybitna sopranistka o swojej karierze myślała w kategoriach przeznaczenia. Dla głosu poświęciła kolejno: dzieciństwo, miłość, plany o założeniu rodziny. Co dzieje się, kiedy nadwyrężany przez dekady instrument zaczyna się buntować, a oparta na nim tożsamość rozpada się jak domek z kart?

Callas to kolejny dodatek do "Larraínverse", zaludnionego podobnymi bohaterkami: wszystkie są piękne, bogate, sławne, złamane. Kolejne jego odsłony korespondują ze sobą nie tylko na płaszczyźnie tematycznej i stylistycznej. "Maria" to drugi film Larraína, w którym pojawia się Jacqueline Kennedy – tym razem w kontekście jej związku z Aristotelisem Onasisem, porzucającym dla niej Marię. Ale Callas ma też coś z Emy, rzucającej wyzwanie normom społecznym bohaterki ze skłonnością do autodestrukcji i upodobaniem do zabaw z ogniem. Kiedy w jednej z pierwszych scen filmu Maria pali swoje najsłynniejsze operowe kreacje, można odnieść wrażenie, iż obie panie chętnie zbiłyby piątkę.

Całą recenzję autorstwa Małgorzaty Steciak przeczytacie TUTAJ.
Idź do oryginalnego materiału