WENECJA 2024: Cate Blanchett + Alfonso Cuarón = sukces?

filmweb.pl 3 tygodni temu
81. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji nie tylko filmami stoi. Na wyspie Lido możemy w tym roku zobaczyć również m.in. serial "Sprostowanie". Alfonso Cuarón, twórca "Grawitacji" i "Romy", zrealizował tym razem psychologiczny thriller o dokumentalistce, która odkrywa, iż jest bohaterką powieści mającej ujawnić mroczny sekret z jej przeszłości. W obsadzie znaleźli się Cate Blanchett, Kevin Kline, Sacha Baron Cohen i Kodi Smit-McPhee. Tymczasem wenecki konkurs trwa: w piątek w jego ramach pokazano m.in. francuski komediodramat "Trois amies" w reżyserii Emmanuela Moureta z Indią Hair, Camille Cottin i Sarą Forestier w rolach głównych. Przeczytajcie recenzje autorstwa Adama Kruka i Jakuba Popieleckiego.

***


recenzja serialu "Sprostowanie", reż. Alfonso Cuarón, 2024


Cancel Catherine
autor: Adam Kruk

Wenecja kocha Alfonso Cuaróna. To na tutejszym festiwalu premierę miało "I twoją matkę też" – jeden z najważniejszych filmów (nie tylko kina latynoamerykańskiego) nowego wieku; filmem otwarcia była tu "Grawitacja", a sześć lat temu w Wenecji triumfowała "Roma". Tym razem jednak meksykański reżyser nie przyjechał na Lido z filmem, ale miniserią stworzoną dla Apple TV+, pokazywaną w dwóch blokach. Podejrzewam jednak, iż znajdą się widzowie, którzy obejrzą "Sprostowanie" na raz; sam reżyser bowiem nazywa swoje dzieło "siedmiogodzinnym filmem" i tak też można je potraktować. Rozmach jest tu bowiem iście kinowy: dość powiedzieć, iż za zdjęcia odpowiadał Emmanuel Lubezki, jeden z najbardziej spektakularnych operatorów naszych czasów, a kręcono je od Londynu przez Włochy (ich miłośników na pewno ucieszą urokliwe widoki Wenecji czy Pizy) po RPA.


Imponująca jest też obsada. Na pierwszym planie błyszczy Cate Blanchett, wyraźnie dyskutująca ze swoją rolą w "Tár", oraz Kevin Kline dawno niewidziany w tak dużej i tak dobrej roli. Towarzyszy im Kodi Smit-McPhee (jego kariera po "Psich pazurach" mocno przyśpieszyła, w Wenecji można go oglądać także u Pablo Larraina w "Marii") czy Sacha Baron Cohen, który, chcąc odciąć się od granych wcześniej panów na "B", błyska tu talentem dramatycznym w roli prostodusznego męża granej przez Blanchet heroiny. Dla mnie jednak największą perłą jest występ Lesley Manville – wybitnej angielskiej aktorki, która choćby z kilku scen potrafi zrobić majstersztyk. Tu tworzy go w roli pogrążonej w żałobie matki, ale też koszmaru każdej synowej. W "Sprostowaniu" bowiem każda postać ma przynajmniej dwie twarze; ocena żadnej z nich nie jest oczywista i zmienia się wielokrotnie podczas seansu, co jest jednym z jego największych walorów.

Jeżeli na tle aktorskich legend słabo wypadają młode twarze (Louis Partridge, Leila George), obsadzone w rolach duchów przeszłości, to tylko dlatego, iż zakłada to sama struktura opowieści, której wybrane części są nie tyle retrospektywne, co raczej spekulatywne. Prezentują wydarzenia, które mogły, ale wcale nie musiały się zdarzyć – zobaczymy tylko ich potencjalny przebieg, więc i interpretacja odbiega od realizmu. Jak bowiem dobrze wiemy jeszcze z "Obywatela Kane'a" czy "Rashōmona", dotrzeć do prawdy nie jest łatwo; być może, zamiast szafować tym pojęciem, sensowniej jest mówić tylko o różnych jej wersjach.

Całą recenzję autorstwa Adama Kruka przeczytacie TUTAJ.

***

recenzja filmu "Trois amies", reż. Emmanuel Mouret


Sceny z życia francuskiego
autor: Jakub Popielecki

Najpierw tytułowa plansza z białą czcionką na czarnym tle. Potem widoczki Lyonu. Wreszcie głos narratora z offu, który z ciepłym dystansem zaczyna opowiadać historię matrymonialnych roszad w małej grupie znajomych. Czy to nowy film Woody’ego Allena? Nie, to po prostu nowy film francuski. "Trois amies" Emmanuela Moureta leży tak blisko filmowego wzorca z Sèvres, jak to tylko możliwe, gładko wpisując się w stereotyp filmowej obyczajówki znad Sekwany. To kino totalnego środka: trochę zabawne, trochę sentymentalne, w temperaturze letniej herbatki albo kawki z mleczkiem. Rzetelne, porządne, wcale nie nieprzyjemne. Średnie.


Intryga oscyluje wokół tytułowych trzech przyjaciółek: Joan (India Hair), Alice (Camille Cottin) i Rebecki (Sara Forestier). Pierwsza rozważa porzucenie męża, bo przestała go kochać, druga argumentuje, iż jest ze swoim właśnie dlatego, iż go nie kocha, a trzecia romansuje z mężem drugiej. Kolega, który zakochuje się w pierwszej, jest autorem powieści zatytułowanej "Szczęśliwe skomplikowanie" i mógłby to być alternatywny tytuł "Trois amies". Mouret i jego współscenarzystka Carmen Leroi aranżują tu bowiem coś na kształt interpersonalnej kostki Rubika. Każda z bohaterek próbuje odnaleźć idealne, szczęśliwe ustawienie, ale po każdej decyzji, po każdym zwrocie, pojawia się jakiś niepasujący klocek. C'est la vie.

Nie dając się porwać sinusoidzie emocji bohaterek, Mouret opowiada o nich lekką reżyserską ręką. Już obecność narratora z jego wszechwiedzą, sympatią do postaci i pewnym stopniem oddalenia od ich dramatów daje efekt łagodzącego cudzysłowu. Łagodzącego tym bardziej, iż narrator na wstępie zastanawia się nad naturą aktu opowiadania, kwestionując własną decyzję o tym, w którym miejscu zacząć. "Trois amies" nie jest jednak żadnym postmodernistycznym gabinetem narracyjnych luster: nikt tu nie przekłuwa balonika kinowej iluzji i nie burzy tzw. czwartej ściany. Wręcz przeciwnie. Mouret posiłkuje się po prostu wypracowaną przez pokolenia tonacją frankofońskiego miękkiego realizmu. To kino naturalne i wiarygodne, kino "stylu zerowego" co się zowie: absolutnie "niewidzialne" stylistycznie i skupione na opowiedzeniu historii. Ot, sceny z życia małżeńskiego.

Całą recenzję autorstwa Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ.

Idź do oryginalnego materiału