Warhammer 40,000: Space Marine 2 – recenzja gry. Za Imperatora!

popkulturowcy.pl 2 tygodni temu

Space Marine 2 to najnowsza gra z ogromnego uniwersum Warhammera 40k. Pora odkurzyć zbroję Ultramarine, sprawdzić stan techniczny broni i po raz kolejny zawalczyć ku chwale Imperatorowi. Odwaga i honor!

Space Marine 2 jest kontynuacją tytułu z 2011 roku. Ponownie mamy okazję wcielić się w postać Demetriana Titusa – jednego z największych bohaterów Ultramarines. Ultramarines są uważani za jednych z najwierniejszych sług Imperatora. Odznaczają się wysoką wartością bojową spowodowaną modyfikacjami genetycznymi i doskonałym wyposażeniem – m.in. wspomaganym egzoszkieletem. Obie części Space Marine dzieli jednak ponad 200 lat. Podczas służby Titusa w Straży Śmierci, ten odniósł śmiertelne rany. Zdecydowano się jednak przywrócić go za sprawą operacji zwanej przekroczeniem Rubikonu Primaris. Dzięki temu Titus przeżył i stał się Primaris Ultramarine (tak wiem, osoby spoza tego żargonu mają sporo do nadrobienia). Jako jednak iż nasz bohater przez ten czas nie należał czynnie do Ultramarines, został zdegradowany do stopnia porucznika pod dowództwem kapitana Sevastusa Acherana z 2. Kompanii. Gdy Titus dociera na miejsce, od razu zostaje włączony do walk przeciwko inwazji roju Tyranidów na planecie Kadaku.

Zobacz także: Bloodhound – recenzja gry. Robota wykonana tak na 30%

Po nieco przydługim wstępie i próbie przybliżenia realiów Warhammera 40k (zapewne niektórzy z Was i tak znają je lepiej ode mnie), spróbujmy pochylić się nieco nad kampanią. Została ona przeznaczona na około 10-12 godzin. Podobnie jak w pierwszej części, fabuła skupia się na misjach, które musimy wykonać razem ze swoją drużyną Ultramarines – tym razem jest to Chairon i Gadriel, za których sterami mogą zasiąść inni gracze. Ja niestety nie miałem takich luksusów i polegałem na oddziale złożonym z botów. Muszę z ogromnym bólem serca przyznać, iż sztuczna inteligencja jako sojusznik nie do końca dawała sobie radę. Zdarzało się, iż w momencie, gdy pozostał ostatni przeciwnik na naszej drodze i dodatkowo oddalony ode mnie, boty strzelały do niego jedynie do momentu, gdy można było wykonać na nim wykończenie. Wtedy natychmiast wstrzymywali ogień i pomimo, iż byli zdecydowanie bliżej ode mnie, to nie wykańczali wroga, ewidentnie zostawiając tę przyjemność dla mnie.

Zobacz także: PAYDAY 3: Houston Breakout – recenzja DLC. Houston, mamy problem

W kampanii, choć mamy okrojony arsenał, to myślę, iż każdy znajdzie coś dla siebie. W moim przypadku był to karabin melta (cudownie wypadał wizualnie w korytarzach i ciemniejszych lokacjach), ale w arsenale znajdują się również różne warianty karabinów boltowych, plazmowych, jak i snajperskich. Space Marine 2, podobnie jak część pierwsza, stawia spory nacisk na używanie broni białej. Oczywiście nie jesteśmy zmuszeni do tego stylu gry, jednak uderzenia młotem czy nożem potrafią naprawdę się opłacić. Gdy przeciwnik zostanie zraniony już porządnie, to mamy okazję wykończyć go w widowiskowy sposób. Nie pozostaje to jedynie ucztą dla oka, ale dodatkowo przywraca tarczę służącą do ochrony naszego zdrowia. Osobiście najlepiej się bawiłem, gdy łączyłem strzelanie z rozwałką, jaką oferowała broń biała – tutaj szczególnie polecam miecz wspomagany.

Fot. materiały promocyjne

Poza kampanią, gra oferuje szereg aktywności, które można wykonywać razem ze znajomymi. Przykładowo, specjalne operacje (PvE) dziejące się równocześnie z wydarzeniami z kampanii, których jednak nie byliśmy świadkami. Są to misje dywersyjne czy nastawione na konkretny cel bądź przeciwnika. Można dołączyć również do szybkiego meczu, który polega na stoczeniu boju z hordami wroga w losowo wybranej misji. Oprócz tego pozostało tryb multiplayer, wieczna wojna (PvP). W operacjach i wiecznej wojnie mamy możliwość wyboru jednej z sześciu grywalnych klas, takich jak: taktyczny, szturmowiec, awangarda, ostoja, snajper i ciężki. Każdy z nich ma unikalne zdolności i wyposażenie. Dla przykładu, szturmowiec posługuje się plecakiem odrzutowym, a umiejętnością ostoi jest sztandar, który wzmacnia zdolności bojowe drużyny.

Zobacz także: Dni Fantastyki 2024 – relacja z wydarzenia. Niech żyje fantastyka!

Graficznie jest zaprawdę miodnie. Lokacje są interesujące i pełne detali. Co prawda w kampanii gra nie pozwala na większą eksplorację terenu, ale za to jak wygląda! Niejednokrotnie jako postać jesteśmy świadkami wizualnie oszałamiających rzeczy, począwszy od destrukcji terenu, po walkę w zwarciu. Powiem tak, ile hektolitrów krwi Tyranidów wylałem na zbroję Titusa, to moje. Jak już wspomniałem, likwidowałem sporo przeciwników na bliskiej odległości. Dzięki temu przez większość rozgrywki zbroję mojego Primaris Ultramarine zdobiły krwawe ślady pokonanych wrogów. Dodać trzeba do tego także nieziemskie cutscenki, które starannością przypominały mi zwiastuny znane z World of Warcraft czy Leauge of Legends – jak dla mnie jedne z najbardziej jakościowych na rynku. Całość sprawia, iż graficznie Space Marine 2 jest dla mnie mocnym kandydatem na najładniejszą grę tego roku, a przynajmniej do tej pory.

Fot. materiały prasowe

Jeżeli chodzi o jakiekolwiek błędy podczas rozgrywki to trakowych nie uświadczyłem. No, nie licząc drobnych wtop jak to, iż raz zdarzyło się, iż dwóch moich kompanów-botów postanowiło stanąć w tym samym miejscu, przez co się scalili, czy też ja sam podczas lotu plecakiem odrzutowym niefortunnie wylądowałem na skale w taki sposób, iż przez parę sekund moje nogi niezbyt dobrze wizualnie ze sobą grały. Z takich drobnych kwestii, podczas zwiedzania jednej z lokacji byłem świadkiem, gdzie jeden z Ultramarine zagrzewał żołnierzy do walki. Szkopuł w tym, iż po zbliżeniu się do całej grupy, Ultramarine spotykał się z gromkim odzewem reszty, jednak ich twarz spowijała całkowita powaga i brak ruszających się ust. Za to machali rękami w całkowicie losowych momentach przemowy. Skłaniałbym się jednak, żeby podarować te drobne potknięcia, tym bardziej będąc przyzwyczajonym do znacznie droższych produkcji, gdzie błędy występują w znacznie większym stopniu, psując niejednokrotnie rozrywkę.

Zobacz także: Star Wars Outlaws – recenzja gry i rzecz o dzisiejszym stanie popkultury

Mam jedynie jedną obawę co do Space Marine 2. Boję się, iż w momencie skończenia kampanii, ogrania wszystkich operacji i tłuczenia w kółko trybu multiplayer, koniec końców zacznie się nudzić. Wciąż – jak za te pieniądze, w grze jest mnóstwo rozplanowanego czasu, który dodatkowo może umilić obecność znajomych. Z doświadczenia jednak wiem, iż prędzej czy później wszystko się nudzi. Na ten moment nie wiem, jaka jest granica tego tytułu. Z 20 godzinami na koncie bawię się wciąż świetnie. Twórcy zapowiedzieli, iż grę wzbogacą (jakżeby inaczej) season passem. Rozgrywka online zostanie podzielona na sezony, które kolejno będą dodawać do gry zawartość w postaci nowych map, broni, trybów gry czy wszelkiej maści przedmiotów kosmetycznych. To czy jednak się sprawdzi z perspektywy czasu? Jak to mówią – pożyjemy, zobaczymy.

materiały prasowe

Muszę przyznać, iż przy Space Marine 2 bawiłem się cudownie. Ta gra wygląda pięknie i przede wszystkim jest grywalna. Udowadnia, iż lore Warhammera, pomimo surowego i ogarniętego wojną świata, jest niezwykle barwny i ciekawy. Fani pierwszej odsłony poczują się tu jak u siebie, bowiem rozgrywka nie odbiega aż tak daleko od poprzedniczki. Jest krwiście, brutalnie i sprawia ogrom frajdy. Jak dla mnie jest warta każdej złotówki. Polecam jednak do pełni szczęścia namówić znajomych i ograć tytuł we trójkę, żeby nie być skazanym na boty.

Space Marine 2 ukaże się na platformy PlayStation 5, Xbox Series, Steam i Epic Games Store 9 września. Zamawiający w przedsprzedaży edycję Gold będą mogli zagrać już 5 września.

Waszą powinnością jest służba Imperatorowi.


Powyższa recenzja powstała we współpracy z firmą PLAION. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne

Idź do oryginalnego materiału