W rytmie miłości. O brzmieniu “Chłopów” [FELIETON]

filmawka.pl 10 miesięcy temu

Nie miałam wobec filmu specjalnych oczekiwań. Pamiętając Twojego Vincenta nastawiałam się na kunszt i czułość wobec medium – cechy, które wprowadziły pewną świeżość do mojej percepcji filmowej, koncentrującej się przede wszystkim na niestandardowej wrażliwości twórczej. Nowa interpretacja noblowskiej powieści Władysława Reymonta okazała się być czymś zgoła odmiennym, bowiem rozszerzenie formuły z fabularnego debiutu DK i Hugh Welchmanów na literacką rzeczywistość Lipiec, to radykalny krok w stronę pewnego rodzaju wirtuozerii rzemiosła i warsztatu scenariuszowego. Obawy, związane z przyćmieniem opowieści przez formę, bardzo gwałtownie ustąpiły miejsca poczuciu nierozerwalności tych dwóch elementów. Inspiracja XIX-wiecznym malarstwem, uzupełniona o autorską wizję, łączącą realizm z młodopolskim symbolizmem, nadała reymontowskiej rzeczywistości niebanalną barwę.

Losy Jagny Paczesiówny (Kamila Urzędowska) oraz codzienność tytułowych chłopów i chłopek wydają się być dookreśleniem tego, co na obrazach Wyczółkowskiego lub Chełmońskiego niewidoczne. W jednej z chat na drugim planie Bocianów niedługo odbędzie się wesele młodej Dominikowej i Boryny (Mirosław Baka). Pies z Babiego lata bacznie obserwuje perypetie mieszkańców Lipiec. Śnieżyca w Kuropatwach pochłonęła sylwetkę dźwigającej chrust Hanki (Sonia Mietielica). Wyczucie studia BreakThru Films i precyzja w kreacji rozszerzonego uniwersum polskiego malarstwa zaowocowała kompletnym dziełem, którego wielowymiarowość artystyczna nie tylko spełnia wszystkie kryteria utworu z potencjalną nominacją do Oscara, ale także zostawia widzów z przekonaniem o oczyszczającej mocy sztuki.

Malarskość Chłopów, która w nieoczywisty sposób zachwyca, jest naturalnie przedmiotem dyskusji. Kolejnym istotnym aspektem jest uniwersalizacja opowieści Reymonta poprzez fokus na herstorię Jagny, dzięki czemu możemy dokładnie przyjrzeć się złożonym zależnościom i konstruktom społecznym, w które bohaterka zostaje arbitralnie uwikłana. W tym układzie Welchmanowie otwierają interpretację postaci Paczesiównej na współczucie, a nieco negatywna charakterystyka literackiego pierwowzoru ulega rozpadowi. Wyeksponowany tragizm kobiecej egzystencji w XIX-wiecznej wsi uniemożliwia posądzenie Jagny o niemoralne postępowanie, prowokując nowe odczytania, w których młoda Dominikowa przestaje być kozłem ofiarnym i staje się symbolem nieutraconej nadziei, wolności i nieposkromionej duszy.

fot. “Chłopi” / mat. prasowe

Mimo świeżego spojrzenia i podkreślenia ponadczasowych wątków, Chłopi znaleźli się w ogniu krytyki. Jednym z zarzutów wobec twórców jest niepełne wykorzystanie potencjału łowickiego folkloru, który zanikł w ogólnosłowiańskiej fuzji inspiracji, widocznych nie tylko w scenografii i charakteryzacji aktorów, ale także muzyce – jednego z najsilniej działających aspektów filmu. Autorem soundtracku jest producent i raper Łukasz „L.U.C.” Rostkowski, który we współpracy z międzynarodowym kolektywem Rebel Babel Film Orchestra nadał obrazowi Welchamanów oryginalne brzmienie, czerpiące zarówno z tradycji muzycznych rodzimego folkloru, jak i terenów za naszą wschodnią granicą (Ukraina, Białoruś). Do projektu zaproszono wykonawców muzyki folkowej i etnicznej tj. Tęgie Chłopy, Apolonia Nowak, Sutari, czy Laboratorium Pieśni.

Ścieżka dźwiękowa dzieli Chłopów na wyraźne akty oraz rytmizuje stopniowo wzrastający niepokój. W pierwszej części filmu dominuje sielski motyw, który zdaje się korespondować z naturalnym przysposobieniem Jagny: wrodzoną ciekawością i bogatym światem wewnętrznym (o czym świadczy chociażby wykonywanie ozdobnych wycinanek, które – niczym fotografie – ukazują najważniejsze wydarzenia w życiu dziewczyny i portretują jej marzenia). Nastrój ulega zmianie, kiedy młoda Dominikowa zaczyna rozumieć, iż nie ucieknie przed swoim losem. Rostkowski wraz z orkiestrą rzeczywiście spajają brzmienie tradycyjnej muzyki ukraińskiej, białoruskiej, a choćby bułgarskiej[1] w jeden nadnarodowy kolaż. Tworząc, z wyczuciem i czułością dla opowiadanej historii, niezwykle imersyjny, audialny krajobraz. Sceny tańca zapadają w pamięć nie tylko ze względu na wyraźny kunszt pracy malarzy, ale przede wszystkim za sprawą muzyki, której dramaturgia uwydatnia wszystko to, co w filmie podskórnie niepokojące, przejmujące i wzruszające.

Pierwszemu tańcowi Jagny i Boryny przygrywa Mazur Weselny. Choć w założeniu ten rytuał kojarzy się z euforią i uniesieniem, to sekcja dęta, otwierająca utwór, sugeruje coś zupełnie innego. Głębokie brzmienie tuby nadaje chwili osobliwy nastrój, co przez moment podtrzymuje jeszcze harmonia wraz ze smyczkami. Strach i niepewność, prowokowane przez muzykę, zdają się rezonować z sytuacją, w której znalazła się Paczesiówna – wystawiona na krytyczne spojrzenia weselnych gości, odarta z podmiotowości, przerzucana z rąk do rąk kolejnych partnerów tanecznych. Napięcie i dezorientacja tężeją i choć rytm każe tańczyć, to trudno nie robić tego z płytkim oddechem i spiętymi mięśniami.

Pierwszy taniec Jagny i Antka (Robert Gulaczyk) po ślubie z Boryną. Dziewczyna spotyka swojego kochanka po długim czasie niewidzenia w lokalnej gospodzie, gdzie jej mąż toczy zażyłe dyskusje na temat inwazyjnego Dziedzica. Młody Boryna nie odpuszcza i porywa macochę do tańca. W rytm Miłosnego Opętańca dają się ponieść rzadkiej okazji – gniew i miłość ścierają się ze sobą w intymnej chwili, do której nikt poza dwójką bohaterów nie ma dostępu.

Utwór jest wyraźnie podzielony na dwie części. W pierwszej, podczas gdy kochankowie bezpardonowo rozganiają pozostałe pary, nie mamy pewności dokąd zmierza sytuacja. Zagrywki Tęgich Chłopów nastrajają do chwycenia gorzałki i „kulosy do tańców”, co stoi w zdecydowanej opozycji do nastroju Mazura Weselnego. Ten kontrast widoczny jest także w postawie młodej Dominikowej, która stopniowo zatraca się w skupionym spojrzeniu pasierba. Gdy kompozycja przechodzi do drugiej części, a porywcza wolta ustępuje energii dramatycznym, przejmującym smyczkom – taniec diametralnie zmienia swój kontekst, a my, ten jedyny raz, widzimy bohaterów w ulotnej chwili obezwładniającego szczęścia i manifestacji szczerego uczucia.[2] L.U.C. zaznacza jednak w tym ułamku cudowności obecność tragizmu, ale i kojące ciepło w sercu, gdy słyszymy motyw z rozczulającej Jagny (który nucę co jakiś czas podczas pisania tego tekstu).

Kiedy soundtrack dołączył do dystrybucji zastanawiałam się, czy wrażenie z seansu pozostanie takie samo po separacji z obrazem. Tak jak wspomniane utwory: Mazur Weselny, Miłosny Opętaniec, Jagna, ale i nastrajające Babie Lato, monumentalna Bitwa, czy trzymająca w uścisku Nienawiść tętnią tym samym życiem, co wskrzeszona przez Welchmanów powieść Reymonta, tak rozdzierająca Rozczesała Rozpuściła w wykonaniu Laboratorium Pieśni, czy nieprzekonujący Antek zostały pozbawione mocy bez wizualnej referencji. Niezależnie od tego, twórcy wykazują się wysokim poziomem zrozumienia opracowywanego materiału, w kwestii przekuwania specyfiki tradycyjnych i ludowych instrumentów na formę współczesnej produkcji. Doskonale ujmuje to viralowa Jesień – Tańcuj (korespondująca w tekście z Prawy do lewego Kayah & Bregovic). I choć Rostkowski w istocie czerpie garściami z różnych rejonów Europy Środkowo-Wschodniej (do czego zresztą się przyznaje), to właśnie dzięki temu udaje mu się podjąć wątek, który poruszają DK i Hugh Welmanowie poprzez skoncentrowanie się na historii Jagny. Transkulturowe brzmienie pozostaje w relacji z odświeżoną interpretacją Chłopów Reymonta, która w tej odsłonie eksponuje fabularną ponadczasowość pierwowzoru i odkrywa jego uniwersalny charakter. Tym samym nadając powieści, którą większość z nas (w tym ja) zlekceważyła, nowe życie.

W pewnym sensie można przyjąć, iż autor ścieżki dźwiękowej pozostaje pierwszym interpretatorem dzieła filmowego. Od soundtracku – jego palety brzmieniowej, temperatury emocji i symbolicznych adekwatności – uzależniony jest kierunek percepcji widza, który w konsekwencji rzutuje na całościowy odbiór obrazu. Warstwa dźwiękowa, na pewnym nieuświadomionym poziomie, determinuje dramaturgię, zapowiadając lub sugerując potencjalny przebieg kolejnych wydarzeń, pełni nieraz drugorzędną rolę wobec fabuły. Soundtrack do Chłopów w żadnym wypadku nie ustępuje obrazowi, wręcz przeciwnie – mógłby być on opowiadany wyłącznie dzięki batuty Rostkowskiego. Wyrzeźbiona w strukturach i brzmieniu utworów dramaturgia, utkana z uroku słowiańskiej kultury, pcha ku wrażeniu doświadczenia kompletnego dzieła, a przepisanie powieści na nowo stworzyło przestrzeń dla kolejnego dyskursu. Może okazać się to wystarczającą przyczyną dla ewentualnej nominacji do Oscara. L.U.C. i Welchmanowie po mistrzowsku wchodzą w dialog z oryginałem i proponują pewną jakość, która przetłumaczona na język serca, dotyka tam, gdzie być może Reymont nie potrafił. Ciekawe, jak zareagowałby na tę interpretację.

[1] Wieczorek M., “Chłopi” sieją ferment, “Dwutygodnik” wyd. 371 [online], https://www.dwutygodnik.com/artykul/10967-chlopi-sieja-ferment.html [dostęp: 30.10.2023].

[2] “[…] Antkowi już było wszystko jedno dzisiaj, skoro jeno poczuł ją przy sobie, skoro przycisnął do się, iż aż się prężyła i przywierała te lube modre oczy, to się już był całkiem zapamiętał! euforia w nim grała i takie wesele, jak kieby się ten zwiesnowy dzień w nim zrobił. Zapomniał o ludziach i świecie całym, krew w nim zawrzała i moc wstała taka harda, nieustępliwa, aż mu piersi rozpierało! A Jaguś też była całkiem jakby utopiona w lubości i w zapamiętaniu! Unosił ją jak ten smok, nie opierała się temu, bo jakże, mogłaby to, kiej kręcił nią, ponosił, przyciskał, iż chwilami mroczało w niej i traciła z pamięci świat wszystek, a grało w niej takim weselem, młodością, uciechą, iż już nic nie widziała, ino te jego brwie czarne, te oczy przepaściste, a te wargi czerwone, ciągnące!” Reymont W., Chłopi, w: Tom I – Zima, red. H. Markiewicz, J. Skórnicki, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2016, s. 431-432.


Korekta: Arek Koziorowski

Idź do oryginalnego materiału