GRZEGORZ PIĄTEK: – Regularnie i zawodowo zajmuję się pisaniem o architekturze od 20 lat. Już dawno uderzyło mnie, iż w publicznej debacie o architekturze nieproporcjonalnie dużo uwagi zajmują obiekty prestiżowe, luksusowe gmachy, mówiąc bardzo generalnie właśnie świątynie, wieżowce, muzea. Nie mówię, iż one są niepotrzebne, są to jednak w większości obiekty używane odświętnie, które nie wpływają na jakość naszego codziennego życia. Chciałem te proporcje odwrócić. „Architektura cienia” to pojęcie, które wymyśliłem nie ja, ale architektka Aleksandra Wasilkowska (zdobywczyni Grand Prix Nagrody Architektonicznej POLITYKI – przyp. red.), która zaczęła swoje badania od toalet publicznych i bazarów. Ją interesowały obiekty wyparte z publicznej debaty z powodów estetycznych albo z powodu jakiegoś tabu – bo higiena, bo seks, bo prymitywne formy handlu. Natomiast uważam, iż znaczenie tego pojęcia warto rozszerzyć o wszystko, co jest prozaiczne i po prostu służy obsłudze codzienności.
13 lat temu wspólnie z Jarosławem Trybusiem wydaliście książkę o tytule w sumie podobnym, choć bardziej metaforycznym: „Lukier i mięso”. To jakiś rodzaj powrotu?
Super, iż zwraca pan na to uwagę, bo chodziło mi po głowie, iż tą nową książką załatwiam pewien niedosyt. Tamta opowieść była głównie o owym architektonicznym lukrze, który analizowaliśmy, nad którym się pastwiliśmy. Byłem młodszy, lubiłem się czepiać.




