Dzięki nieustannym powrotom w rozmaitych dziełach fikcyjne postacie literackie często funkcjonują w świecie na zasadach podobnych do tych, jakie przyznawane są autentycznym osobom, a ich czyny są dyskutowane i przywoływane jako przykłady dla etycznych (lub nie) postaw.
Córki Leara
Do rozmaitych mniej lub bardziej współczesnych reinkarnacji Antygon czy Elektr dołączyły także córki szekspirowskiego króla Leara. To je bowiem brytyjska poetka, tłumaczka, autorka powieści oraz książek biograficznych i tekstów dramatycznych Elaine Feinstein uczyniła bohaterkami swego dzieła.
Polska prapremiera jej „Córek Leara” miała miejsce w kaliskim Teatrze im. Bogusławskiego w październiku 2024 roku.
Goneryla i Regana, obecne dotąd w kulturze jako przykłady niewdzięcznych dzieci, które dla posiadania i władzy zdolne są wypędzić ojca z jego niegdyś królestwa, oraz Kordelia – córka obdarzająca ojca bezwarunkową miłością – dostały scenę, by móc opowiedzieć o sobie, wyjść z cienia ojca.
Dramat Feinstein to niejako prequel tragedii Szekspira. Ojciec – Lear jest w niej obecny jedynie przez wspomnienia córek z ich dzieciństwa, kiedy był ukochanym tatusiem, jak śpiewnie przywołują go królewny grane przez Aleksandrę Pałkę-Łopatkę, Aleksandrę Lechocińską oraz Malwinę Brych. Przedstawiane przez nie opowieści mają wyjaśnić, dlaczego tak się stało, iż potraktowały potem ojca tak okrutnie.
Fale feminizmu
Tekst Feinstein powstał prawie czterdzieści lat temu, na styku drugiej i trzeciej fali feminizmu z jego kwestiami kobiecej seksualności, aborcji oraz wykorzystywania seksualnego dzieci. Wydaje się, iż narrację w utworze określiły właśnie te ramy, bo każda z tych kwestii pojawia się w tekście Feinstein.

fot. Dawid Stube
Pierwotnie był on przeznaczony dla Women’s Theatre Group (Kobiecej Grupy Teatralnej), toteż wszystkie postacie w nim są żeńskie. Poza trzema siostrami to jeszcze Niania (Agnieszka Dzięcielska) oraz Błaźnica, która w kaliskim spektaklu w reżyserii Darii Kopiec prezentowana jest jako postać poza płcią, a gra ją Jakub Łopatka.
Niania ma pomóc zrozumieć siostrom ich dzieciństwo, choć do końca przedstawienia nie ma pewności, czy to, co opowiada dziewczynom, nie jest przekłamaniem, próbą wywołania u nich nienawiści do ojca. Dzięki jej odpowiedziom i ich wspomnieniom poznajemy siostry takie, jakimi były, zanim stały się tymi postaciami, które znamy z „Króla Leara” Szekspira.



Pępowiny
Na małej scenie kaliskiego teatru znajduje się zaledwie kilka niezbędnych elementów – krzesło (ze względu na swoją użyteczność) oraz trzy namioty, które odgrywają bardziej symboliczną rolę. Na początku przedstawienia z każdego z nich ostrożnie wysuwa się jedna z sióstr. Każda pozostaje jednak ze swym lokum połączona.

fot. Dawid Stube
Z namiotów wychodzą długie, jasnoróżowe, delikatnie marszczone sznury, których końcówki owinięte są wokół talii dziewcząt. Mimo widocznych karabińczyków, nie są to liny asekuracyjne. Symbolika tych elementów jest aż nazbyt jasna – sznury to pępowiny, a namioty to coś w rodzaju bezpiecznego schronienia – worka płodowego czy macicy.
Córki Leara będą do nich co jakiś czas wracać, wtedy gdy poczują się zagrożone, jednak częściej łącząca je z nimi pępowina czynić będzie z namiotów element utrudniający poruszanie, czyli uwolnienie się od władzy tych, którzy dali im życie. Napięcie między tym, co daje poczucie bezpieczeństwa, a chęcią wyzwolenia się z więzów – przecięcia pępowiny – charakteryzować będzie cały spektakl.
Najlepiej widoczne będzie to w scenie, kiedy Kordelia przypomina sobie, jak na prośbę ojca – mimo zmęczenia i niechęci – musiała tańczyć. Podczas gdy wykonuje piruety, pępowina coraz ściślej owija się wokół niej, krępując jej ruchy.



Wymowa kolejnych scen jest oczywista – więź łącząca córki z ojcem krępuje (w sposób dosłowny) i uniemożliwia życie. Czyżby w ten sposób Kopiec – idąc śladem Feinstein – sugerowała, iż niewdzięczność wobec ojca, jaką znamy z „Króla Leara”, była takim koniecznym do samodzielnego życia „przecięciem pępowiny”?
Tyle iż – jak pamiętamy z Szekspira – to odcięcie przyniosło córkom waśnie, a na koniec śmierć.
Za późno
Jak wspomniałam na wstępie, tekst Feinstein powstał w drugiej połowie lat 80. XX wieku, na język polski został przetłumaczony na początku drugiego dziesięciolecia XXI wieku. Na polską scenę trafił kolejne kilkanaście lat później. Mam wrażenie – choćby zakładając pewne zapóźnienie myśli feministycznej w Polsce – iż to o wiele za późno, ponieważ „Córki Leara” noszą w sobie wiele koncepcji – sądów wartościujących adekwatnych dla psychologii tamtej epoki.

fot. Dawid Stube
Przede wszystkim chodzi o przekonanie, iż za kształt dorosłego życia odpowiadają głównie doświadczenia z dzieciństwa. To (złym) wpływem rodziców tłumaczyło się wszelkie niepowodzenia dorosłości.
Tak właśnie można odczytywać wspomnienia córek Leara: Gonerylę ojciec molestował w dzieciństwie, a Reganę zmusił do usunięcia nieślubnej ciąży. Okazuje się natomiast, iż Kordelia – jego ulubienica – nie jest córką żony Leara, a Niani, która podmieniła nowo narodzonego dziedzica na własne dziecko.
Dopiero odprawiona przez króla decyduje się wyznać trzem siostrom „prawdę”. Czyli – zdają się mówić Kopiec i Feinstein – Lear swoją nieobecnością (bo ciągle załatwiał królewskie sprawy), a jeszcze bardziej obecnością (bo wtedy krzywdził świadomie) sprowadził na córki traumy, które stanowią wytłumaczenie (a może i usprawiedliwienie) ich późniejszych wyborów i czynów.

fot. Dawid Stube
Dla mnie jednak to zbyt prosta diagnoza, na dodatek poprzestająca na przedstawianiu postaci kobiecych wyłącznie w jednym wymiarze – jako ofiar mężczyzny i szerzej – patriarchatu. W konsekwencji jest to prezentacja kobiet jako postaci niesamodzielnych, bo wciąż związanych (w spektaklu dosłownie: pępowiną) z tym, który je krzywdził, niezdolnych do odcięcia się inaczej niż przez odwet.
Na szczęście, dzięki kreacjom całej piątki aktorów kaliski spektakl ogląda się bardzo dobrze, a iż jego tok narracji nieco trąci myszką – no cóż.
Najwyraźniej jest to potwierdzeniem pewnej zasady dotyczącej rozwoju – każda jednostka musi przejść przez wszystkie jego fazy. Czasem dzieje się to wolniej, czasem szybciej, czasem w innej kolejności niż u większości populacji – i tak patrzę właśnie na „Córki Leara”.
W latach 90. XX wieku w Polsce zajęci byliśmy czymś innym niż feminizm, teraz pora nadrobić zaległości.


