Teatr jako zespołowa baśń

radiokielce.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: 23.10.2024 Kielce. Teatr Żeromskiego. Próba medialna spektaklu Baśń o wężowym sercu / Fot. Jarosław Kubalski - Radio Kielce


Od kilku miesięcy informujemy Państwa w audycji Radia Kielce „Z kulturą o kulturze” o zdarzeniach artystycznych związanych z ponownym oddaniem do użytku kielczanom i wszystkim gościom gmachu teatru przy ulicy Sienkiewicza 32. Budynek istnieje w mieście od 145 lat i tak, jak w XIX wieku był wyróżnikiem miasta, tak jest też dzisiaj. Nowoczesny na tamte czasy, takim jest też teraz, choć inaczej trzeba tę nowoczesność rozumieć, bo tym razem nie bryła architektoniczna i wystrój, a wyposażenie techniczne i wszelkie udogodnienia w starych murach świadczą o współczesności. Mówię o tym, bo zakończył się czas oddawania teatru widzom, a zaczął czas, nazwijmy to, normalnego funkcjonowania sceny w starych-nowych przestrzeniach. o ile wyznacznikiem takiej „normalności” miałby być premierowy spektakl „Baśni o wężowym sercu”, to niech tak będzie, bo takich przedstawień oczekujemy dziś od każdego teatru – osadzonych w historii a współczesnych, wizyjnych, baśniowych sprawiających estetyczną radość, a jednocześnie skłaniających do przemyśleń i wywołujących wiele etycznych, społecznych a choćby politycznych refleksji. Zacząłem tę recenzję całkowicie od końca celowo, bo to przecież tak, jak z naszym teatrem, coś się skończyło, czyli czteroletni remont i coś się zaczyna, ale przecież nie w nowych, tylko pięknie odnowionych przestrzeniach. Paradoksalnie jednocześnie cofamy się i wybiegamy w przyszłość.
Nie przez przypadek też taka a nie inna sztuka wybrana została na pierwszą premierę, bo przenikanie się czasów, miejsc i postaci, generalnie światów, jako nieodłączny element baśni, pokazuje istotę teatru. Powieść „Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli” Radka Raka zaadoptował na kielecką scenę Michał Kmiecik i z oryginału wprowadził nie tyle treść, ile istotę książki a mianowicie opowieść o transcendentnych, metaforycznych korzeniach wszystkiego co w ludzkim życiu najważniejsze, a więc miłości, wierności i zdradzie. Jak w życiu, rzeczy najważniejsze przeplatają się z błahymi, patos z wulgarnym żartem i komedią, historia z teraźniejszością a przede wszystkim podlegają nieustannym metamorfozom, zamianom ról, nic nie jest jednoznaczne, bo każdy nosi w sobie pierwiastki dobra i zła.
Kielecki spektakl jest niesamowicie wizyjny, baśniowy i w tym fantastycznie nomen omen pasuje do książkowego oryginału. Sprawia to głównie scenografia Mirka Kaczmarka, jego kostiumy i reżyseria świateł. Pomagają nowe możliwości techniczne sceny, zapadnie, z których główna wyłania z podziemi piękne, o ile można tak powiedzieć, piekło. Rzeczywista przestrzeń sceny zlewa się z projekcją wideo sprawiając wrażenie nieograniczonej przestrzeni. Kostiumy jak najbardziej symboliczne, różnicujące wyraźnie społeczne stany, gdzie wyżej urodzeni błyszczą na koturnach a niżej urodzeni cali na czerwono, czyli we krwi, bez butów za to z karykaturalnym jarzmem na grzbiecie. Symboliki kolorów jest zresztą więcej, stąd czarne kostiumy diabłów i dworskiego ekonoma, ale też Żydów, srebrny niczym z księżycowej łuny szamanki Sławy, białe kostiumy Zmór. Mirek Kaczmarek kolejny raz wykreował w Kielcach przestrzeń sceniczną idealnie współtworzącą spektakl. Baśniowość przedstawienia kreuje też muzyka Wojciecha Kucharczyka i jej wizualizacje i tu też niezwykle pomogły nowe możliwości kieleckiej sceny a mianowicie immersyjny system dźwięku sprawiający, iż poszczególne odgłosy niejako nas otaczają wyłaniają się z różnych miejsc sceny i widowni. Na osobną uwagę zasługują zaadaptowane współczesne fragmenty muzyczne jak choćby ograny do niemożliwości „I like Chopin” Gazebo, czy współczesna choreografia Hashimotowiksy jednoznacznie podpowiadające widzom, iż przedstawienie jest o nas, o kielczanach i Polakach tego i poprzedniego roku, co zresztą w swoisty sposób zostanie wypowiedziane w poincie spektaklu.
Teraz mam dylemat, bo ani miejsca, ani czasu, ani gardła by nie starczyło, by omówić grę poszczególnych aktorów. W spektaklu gra cały zespół Teatru imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, 20 osób. I wszyscy grają doskonale. Można odnieść wrażenie, iż konkretne role zostały napisane dla konkretnych aktorów. Bywalcy Teatru wiedzą, iż większość dysponuje swoim własnym emploi stąd Sławą mogła być tylko Joanna Kasperek a Kocmołuchem Andrzej Plata. Najbardziej diaboliczny jest rzecz jasna Dawid Żłobiński a najlepiej delikatną i skrzywdzoną Chanę zagrała Klaudia Janas. Doskonali są główni adwersarze, którzy niejako przenikają się w fabule przedstawienia, czyli Mateusz Bernacik i Kuba Golla jako Kóba Szela i Wiktoryn Bogusz. Generalnie, w tym przedstawieniu gra dosłownie zespół w najlepszym tego słowa znaczeniu. Porównując wczorajszą premierę do jakiejś precyzyjnej maszyny, wszystko jest tu na swoim miejscu i wszystko działa idealnie. Rekomendacja jest jednoznaczna, ten spektakl trzeba obejrzeć koniecznie. Bardzo gorąco Państwa zachęcam.
Ryszard Koziej



Idź do oryginalnego materiału