Taniec na dwóch sercach: historia rozpoczęta kryzysem zdrowotnym

twojacena.pl 3 dni temu

Taniec dla dwojga: historia, która zaczęła się od kryzysu nadciśnieniowego

Wanda Nowakowska przyjechała do niewielkiego sanatorium w Karpaczu, licząc, iż po raz pierwszy od lat naprawdę odpocznie. Bez pracy, telefonów i trosk. ale wypoczynek zaczął się od niespodziewanego zwrotu akcji – w korytarzu niemal wpadła na nią młoda kobieta w białym fartuchu, przerażona i zdezorientowana.

– Proszę, pomóżcie! Mężczyźnie w sąsiednim pokoju słabo! Wzywajcie lekarza!

– Jestem lekarzem – błyskawicznie zareagowała Wanda. – Prowadźcie.

W pokoju na łóżku leżał blady mężczyzna. Wanda natychmiast przejęła kontrolę: zmierzyła ciśnienie, rozpoznała atak nadciśnienia i podała leki.

– Wszystko w porządku – powiedziała, gdy do pokoju wpadli dyżurny lekarz i pielęgniarka. – Ciśnienie wzrosło, ale nie ma nic groźnego. Już podałam, co trzeba.

– Panii wybaczy… pracuje tutaj? – zdziwił się mężczyzna, dochodząc do siebie.

– Nie, odpoczywam. A przynajmniej miałam taką nadzieję – uśmiechnęła się Wanda.

Tak poznała Krzysztofa Kowalskiego – swojego sąsiada z piętra, eleganckiego, z siwymi skroniami, bystrym spojrzeniem i smutnym uśmiechem.

Niespełniony romans i wieczór w altance
Później Wanda zauważyła, iż przy kolacji obok Krzysztofa siedzi efektowna blondynka w obcisłej sukience, z wyrazem znudzenia na twarzy. Przy sąsiednim stoliku jedna z pań szepnęła:

– Ta młódka pewnie liczy na jego pieniądze, ale teraz zdrowie mu nie dopisuje. A do tego, jak mówią, kręci się z zarządcą sanatorium. Stąd dziadkowi ciśnienie poskoczyło.

Wanda słuchała mimochodem. Ona, jak nikt, znała wartość takich opowieści. Jej własny mąż odszedł kiedyś do młodszej. Porzucii ją po dwudziestu latach małżeństwa, szukając „drugiej młodości”, i nigdy się choćby nie obejrzał.

Zdrada nie zrobiła jej zgorzkniałą, ale nauczyła ostrożności. Praca, dzieci, cicha siła woli i zimna głowa – to pomogło jej przetrwać. Teraz, po latach, dzieci podarowały jej voucher, by mogła choć trochę żyć dla siebie.

Wanda upodobała sobie altankę w zacisznym zakątku parku. Było tam chłodno, cicho, a liście nad głową szeptały swoje historie. Siedziała z książką, gdy zajrzał tam Krzysztof.

– Mogę przysiąść? U pani to prawdziwy raj.

– Oczywiście. Tylko pewnie pańska towarzyszka już pania szuka.

– Niech szuka – machnął ręką. – Niech chociaż na mnie zużyje trochę energii.

Taniec, który wszystko odmienił
Rozmowa się przeciągnęła. Krzysztof okazał się człowiekiem subtelnym, interesującym, z poczuciem humoru i głębią w oczach. Rozmawiali aż do obiadu, a wieczorem umówili się na spacer nad jeziorem.

– A jak pani odnosi się do tańca, Wando? – zapytał nagle.

– Kiedyś bardzo go kochałam…

– To chodźmy! Wśród moich rówieśniczek z jadalni będziemy wyglądać na młodzież.

Śmiała się. Śmiała i tańczyła. I dziwiła się, jak lekko stało się jej na sercu.

Od tej pory spotykali się codziennie. Czasem dołączała do nich ta sama blondynka, Ewa. Ale wyraźnie nudziła się w ich towarzystwie. Tematy rozmów były dla niej niezrozumiałe, a żarty – „zbyt mądre”.

Zazdrość jako sygnał końca
Pewnego dnia Wanda usłyszała awanturę w sąsiednim pokoju. Kobiecy głos krzyczał histerycznie:

– Ty tylko z tą starą lekarką! Nie mam tu już po co zostawać!

Wanda uśmiechnęła się. „Stara” – zabawne. Zwłaszcza z ust kobiety, której brakowało i wdzięku, i rozumu.

Następnego ranka Ewa wyjechała. Krzysztof wreszcie odetchnął z ulgą.

Ale Wanda wciąż nie rozumiała: po co jej to wszystko? Może pragnęła przyjaźni? Może on był po prostu wdzięczny? Albo szukał lekarza pod ręką na wszelki wypadek?

Lecz ani razu przez te dni nie mówił o zdrowiu. Nie prosił o radę.

Dzień rodzinny – dzień szczerości
W niedzielę odwiedziły Wandę dzieci. Syn z żoną, córka z wnukami. Urządzili piknik za terenem sanatorium. Krzysztof patrzył z oddali.

Wanda zaprosiła go dołączyć. Przedstawiła jako sąsiada. Krzysztof z łatwością wtopił się w grupę, pomagał przy grillu, śmiał się, słuchał.

Wieczorem, gdy wszyscy odjechali, spotkali się przy wejściu do sanatorium.

– Jakaś pani smutna. Wszystko w porządku?

– Po prostu dzieci wyjechały. To zawsze trochę boli.

– Ma pani wspaniałe dzieci, Wando. Zazdroszczę pani w dobrym tego słowa znaczeniu. Z moim synem jest… inaczej. Jego matka zginęła, gdy miał dziesięć lat. W wypadku. Ja przeżyłem, ona nie. Mieszkał z moimi rodzicami. A ja próbowałem zapomnieć: najpierA gdy pożegnali się przed powrotem do domu, oboje już wiedzieli, iż ta podróż nie będzie końcem, ale nowym rozdziałem w ich życiu.

Idź do oryginalnego materiału