Spalony Burak

tablicaodjazdowhome.wordpress.com 1 dzień temu

Odpoczywam. Ranek nas zmielił czterogodzinnym badaniem w szpitalu, niby nic takiego, tylko kroplówka i krew, ale od wczoraj Mo się bała, wieczorem płacz i niespokojny sen, a rano do szpitala na czczo. Jest malutka, jak już pisałam, teraz badają czy to po prostu opóźnienie wzrostu, czy coś poważniejszego, jak usłyszałam ‘zespół Turnera’ to mój niepokój wystrzelił w kosmos. Na spokojnie myślę, iż nie ma, iż wszystko jest w porządku i po prostu zacznie później rosnąć, jak Adek, ale nasionko strachu zostało zasiane, pobrali krew do badań DNA.

Dziecko w szpitalu się boi, niezależnie czy to jest tylko pobieranie krwi, wizyta kontrolna, czy skomplikowana operacja, boi się, bo nigdy nie jest pewne jak ta niby niewinna wizyta się skończy. Tydzień temu mi ryczała, iż nienawidzi szpitala, nienawidzi tych wszystkich kolorowych chorągiewek i pomalowanych korytarzy, nienawidzi tych fałszywych uśmiechów i sztucznej wesołości ‘tutaj powinno być czarno, czarno i ponuro, bo tak właśnie się dziecko tutaj czuje’. Coś w tym jest. Ale pamiętam szpitale z mojego dzieciństwa, gdzie było szaro i ponuro i strasznie, i nie jestem pewna czy takie zgranie nastroju z wystrojem było kojące.

Teraz odpoczywamy.

Jak wróciliśmy z NI uświadomiłam sobie, iż brakowało mi pomieszkania sobie w domu, posnucia się w piżamie, poczytania książek. Stęskniłam się za moim domem, mam ochotę pomieszkać, posiedzieć, w domu, na ogrodzie, posadzić kwiatki może, poczytać. W dodatku mam całą listę summer jobs, bo lato to jest jedyny moment, iż mogę coś zrobić – naprawić szopę, pomalować pokój, wymienić krany, zrobić biblioteczkę, uszyć kotary do łóżka Mo, bo w roku szkolnym jestem tak zabiegana, iż szpilki nie wcisnę. W zeszłym roku mieliśmy remont łazienki, na te wakacje nie planowałam nic z rozmachem, bo musząc się opiekować rodzicami mam tego czasu wolnego nadzwyczaj mało, ale chcę pomalować przedpokój, drzwi wejściowe i futryny i może przearanżować pokój Mo, bo artystyczny bałagan przejął już większość powierzchni mieszkalnej.

Zaraz jadę po farbę i wychodzi na to, iż będziemy mieli kolor buraczkowy. Burned Beetroot. Brzmi dziwnie, ładniej byłoby Merlot, albo Czerwone Wino, ale jakoś mi pasuje choćby ten buraczek, mamy teraz granat, który już się znudził po 8 latach, a poza tym po wstawieniu parapetów w zeszłym roku wokół okien mamy przez cały czas nie pomalowane.

Kupiliśmy odcień granatu, który okazał się inny, więc tak to zostało na prawie rok. Ale się doczekali teraz.
Jak tak patrzę to ten granat wygląda przez cały czas ok, no ale będzie burak.
Drzwi maja 80 lat, na dzielni ludzie już dawno wymienili na plastikowe, ale ja moich nie oddam.
Futryny czarne to był błąd, 8 lat później zostanie naprawiony. Hopefully.

Marzę o biblioteczce na moje rosnące stosy, ale wygląda na to, iż to dopiero we wrześniu.

Postanowiłam też pokończyć 100 książek, które czytam równocześnie, oraz czytać literaturę niefachową, choć przyznam się, iż to trudne. W ramach mocnego postanowienia poprawy skończyłam Gwendoline Riley My Phantoms i First Love – bardzo bardzo dobre, taka Saly Rooney bez różowych okularów, a raczej bez romantycznej wizji świata. Dobre, szczere, tnie do kości. Oszczędna forma, dużo dialogów, dobrze się czyta, choć smutne nieskończenie, szczególnie Phantoms, o życiu niespełnionym? nieudanym? nieświadomym samego siebie? O tym, jak się nie stało kim się jest, parafazując Nietzchego. Skończyłam też Kate Daniels Slow Fuse of the Possible – zaliczam do niefachowej literatury, choć jest o nieudanej terapii, bardzo (może tylko dla mnie) interesująca beletrystyka autobiograficzna o mieliznach i błędach klasycznej psychoanalizy, w dodatku napisana przez poetkę, wykładowczynię, wielbicielkę Emily Dickinson. Dla mnie przerażająca. Ściągnęłam polecanego Milkmana Burnes. Zaczęłam, na razie w porządku, choć jak Mataali pisze – bez dialogów trudniej się czyta. Ale wciąga.

Zaczęłam też Winnicotta o dziecięcych przestępcach, fantastyczne! Rozumienie dziecka takie, iż zwykli ludzie potrzebują batyskafu na tych głębokościach. Nie mogę wyjść ze zdumienia, iż w ogóle jest to możliwe, iż po JEDNEJ rozmowie dzieci mogą się poczuć tak zrozumiane, iż wychodzą z gabinetu i zmieniają swoje zachowanie, iż coś im się w głowie przestawia, integruje i naprawia.

Idź do oryginalnego materiału