Początek sezonu letniego w kinach był bez wątpienia słaby. Należy jednak przyznać, iż ofercie, którą przygotowała fabryka snów, brakowało naprawdę dużego finansowego potencjału. O tym, czy kiepskie wyniki hollywoodzkich produkcji zwiastują kolejny kryzys branży kinowej, pisze dla nas Marek Pilarski z Box Office'owego Zawrotu Głowy.
Gdy już się wydawało, iż finansowa kondycja branży filmowej ulega po pandemii ciągłej poprawie, a box office wraca do stanu sprzed 2020 roku, w połowie poprzedniego roku Hollywood wstrząsnęły strajki scenarzystów i aktorów, które doprowadziły do wstrzymania na kilka miesięcy prac na planach filmów. Opóźnienia w produkcji spowodowały z kolei przesunięcia dat premier wielu tytułów oraz powstanie pewnych luk w tegorocznym kalendarium. O tym, iż przychody ze sprzedaży biletów w amerykańskich i światowych kinach w 2024 roku będą niższe niż w roku poprzednim, branżowe media trąbiły już w styczniu. Po pierwszym kwartale sytuacja nie była jeszcze zła, choć na pierwszy prawdziwy tegoroczny przebój – "Diunę: Część drugą" – musieliśmy czekać aż do marca. Na przełomie marca i kwietnia bardzo przyzwoicie sprzedały się natomiast "Kung Fu Panda 4" oraz "Godzilla i Kong: Nowe imperium". Oba te filmy chyba dość niespodziewanie przekroczyły pułap $500 mln w światowych kinach. Później nie było już tak kolorowo.
W maju na ekrany kin trafiły jeszcze inne wysokobudżetowe filmy, które – przynajmniej w kontekście kwot przeznaczonych na ich produkcję – rozczarowały pod względem finansowym. Złą passę rozpoczął "Kaskader", który wskoczył na termin opóźnionego filmu Marvela. Kosztująca podobno około $130 mln komedia akcji, mimo prestiżowej daty premiery rozpoczynającej sezon letni w amerykańskich kinach oraz aktorów, którzy w ubiegłym roku wystąpili w dwóch największych przebojach lata (Ryan Gosling w "Barbie", Emily Blunt w "Oppenheimerze"), zarobiła do tej pory zaledwie $160 mln. Równie słabo spisuje się "Furiosa: Saga Mad Max", na której budżet przeznaczono $168 mln. Ostatecznie przychody ze światowych kinach powinny przekroczyć pułap $200 mln, choć nieznacznie (w tej chwili $120 mln po dwóch pełnych tygodniach wyświetlania). Pamiętajmy jednak, iż już "Mad Max: Na drodze gniewu", którego "Furiosa" jest prequelem, okazał się ostatecznie większym sukcesem artystycznym (sześć Oscarów) niż finansowym ($370 mln z całego świata przy budżecie rzędu $150 mln).
Wyniki notowane przez "Garfielda" są światełkiem w tunelu. Są także kolejnym przykładem tego, jak ważnym elementem sukcesu finansowego są nie tyle wysokie przychody ze sprzedaży biletów, co rozsądny budżet. Kolejnym tego przykładem już w ten weekend może okazać się "Bad Boys: Ride or Die", który miał kosztować $100 mln. Prognozy dotyczącego samego otwarcia w Ameryce mówią o $50 mln, czyli znacznie więcej niż w przypadku droższych majowych premier: "Kaskadera" oraz "Furiosy". choćby jeżeli kontynuacja najbardziej dochodowego hollywoodzkiego filmu 2020 roku nie będzie w stanie zbliżyć się do wyników poprzednika ($426 mln globalnie, w tym $206,3 mln w Ameryce), to szanse na zwrócenie kosztów produkcji są tu większe niż w przypadku wspomnianych wcześniej dwóch tytułów, które są częścią sprawdzonych i bezpiecznych finansowo marek.
Jedak pierwszym prawdziwym przebojem tego sezonu letniego powinna być inna czerwcowa premiera, "W głowie się nie mieści 2". Po serii rozczarowań finansowych i artystycznych Pixar walczy z kryzysem wizerunku. Wiąże się on także z pominięciem dystrybucji kinowej w przypadku kilku tytułów tego studia animacji w czasie pandemii. Choć w ubiegłym roku "Między nami żywiołami" okazało się całkiem sporym przebojem (niemalże $500 mln po początkowo niezbyt imponujących wynikach), to do sukcesów największych hitów Pixara było mu daleko (co więcej, $154 mln zarobione w Ameryce to piąty najsłabszy wynik studia pośród filmów, które otrzymały pełną dystrybucję kinową). Nie dziwi więc decyzja o pójściu w kierunku sprawdzonych pomysłów. W 2015 roku "W głowie się nie mieści" zarobiło globalnie $850 mln, co jest szóstym najlepszym wynikiem w trzydziestoletniej historii Pixara. Disney liczy prawdopodobnie na podobny wynik w przypadku kontynuacji.
Studio Universal ma jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Jest nim "Twisters", luźna kontynuacja jednego z najbardziej widowiskowych filmów lat 90. Trudno jednoznacznie określić potencjał finansowy tego tytułu. Od premiery "Twistera" minęło już prawie trzydzieści lat. Wedy zarobił on jednak prawie pół miliarda dolarów i stał się dziesiątym najbardziej dochodowym filmem wszech czasów. Tym samym był on przypadkiem – skoro już jesteśmy przy ekstremalnych zjawiskach atmosferycznych – "lightning in the bottle", czyli jednorazowego, niespodziewanie dużego sukcesu. Czy da się go powtórzyć? Wydaje się, iż szczególnie w Ameryce potrzebne będzie duże wsparcie widzów z centralnych części kraju, do których twórcy chyba w dużym stopniu kierują ten film. Udało się to wyśmienicie w przypadku "Top Gun: Maverick", w którym również wystąpił będący ostatnio na fali Glen Powell. Co ciekawe, za dystrybucję tego filmu poza Ameryką odpowiedzialne jest Warner Bros.
Tak, początek sezonu letniego był bez wątpienia słaby. Należy jednak przyznać, iż ofercie, którą przygotowało Hollywood, brakowało naprawdę dużego finansowego potencjału (nawet jeżeli pod względem jakości była udana). Wynika to oczywiście w dużym stopniu z pewnych przesunięć premier, które z kolei są efektem zeszłorocznych strajków. A branża nie zdążyła jeszcze całkowicie zregenerować się po pandemicznym kryzysie. Głosy wyrażające obawy dotyczące przyszłości kina są więc zrozumiałe. Tegoroczne spowolnienie w box offisie było jednak prognozowane już kilka miesięcy temu na podstawie planowanych premier. Czy mamy do czynienia z większym kryzysem, pokaże czas. W tej chwili wygląda to na tymczasową zadyszkę, którą zakończyć mogą nadchodzące przeboje. Te największe w tym roku są na szczęście dopiero przed nami.
Gdy już się wydawało, iż finansowa kondycja branży filmowej ulega po pandemii ciągłej poprawie, a box office wraca do stanu sprzed 2020 roku, w połowie poprzedniego roku Hollywood wstrząsnęły strajki scenarzystów i aktorów, które doprowadziły do wstrzymania na kilka miesięcy prac na planach filmów. Opóźnienia w produkcji spowodowały z kolei przesunięcia dat premier wielu tytułów oraz powstanie pewnych luk w tegorocznym kalendarium. O tym, iż przychody ze sprzedaży biletów w amerykańskich i światowych kinach w 2024 roku będą niższe niż w roku poprzednim, branżowe media trąbiły już w styczniu. Po pierwszym kwartale sytuacja nie była jeszcze zła, choć na pierwszy prawdziwy tegoroczny przebój – "Diunę: Część drugą" – musieliśmy czekać aż do marca. Na przełomie marca i kwietnia bardzo przyzwoicie sprzedały się natomiast "Kung Fu Panda 4" oraz "Godzilla i Kong: Nowe imperium". Oba te filmy chyba dość niespodziewanie przekroczyły pułap $500 mln w światowych kinach. Później nie było już tak kolorowo.
"Królestwo Planety Małp" – zwiastun
Przyjęło się, iż sezon letni w amerykańskich kinach rozpoczyna się w pierwszy weekend maja. Od wielu lat termin ten jest okupowany przez Marvela. W zeszłym roku premierę miała wtedy trzecia część "Strażników Galaktyki", a rok wcześniej – "Doktor Strange w multiwersum obłędu". Oba te tytuły były przebojami. Tym razem w pierwszy piątek maja na ekrany kin również miał pierwotnie trafić film Marvela. Mowa oczywiście o "Deadpool & Wolverine". Jednak ze względu na czteromiesięczną przerwę w produkcji, którą spowodował strajk aktorów, premiera została przesunięta na koniec lipca. To właśnie między innymi dlatego mamy w tej chwili do czynienia z najgorszym od 1998 roku (nie licząc pandemicznych lat 2020 i 2021) początkiem sezonu letniego w amerykańskich kinach pod względem ogólnych przychodów wszystkich filmów. Te wyniosły w maju $550 mln i są niższe o ok. 30% niż w dwóch poprzednich latach. Na podstawie box office’owych wyników z innych państw można gwałtownie dojść do wniosku, iż nie jest to jednak lokalny problem. Najbardziej dochodowa premiera maja w Ameryce i na świecie – "Królestwo Planety Małp" – wygenerowała globalnie do tej pory około $350 mln przy budżecie rzędu $160 mln. Ostatecznie będzie o nieco ponad $400 mln, czyli mniej niż w przypadku trzech poprzednich części serii, choćby bez uwzględniania inflacji. W maju na ekrany kin trafiły jeszcze inne wysokobudżetowe filmy, które – przynajmniej w kontekście kwot przeznaczonych na ich produkcję – rozczarowały pod względem finansowym. Złą passę rozpoczął "Kaskader", który wskoczył na termin opóźnionego filmu Marvela. Kosztująca podobno około $130 mln komedia akcji, mimo prestiżowej daty premiery rozpoczynającej sezon letni w amerykańskich kinach oraz aktorów, którzy w ubiegłym roku wystąpili w dwóch największych przebojach lata (Ryan Gosling w "Barbie", Emily Blunt w "Oppenheimerze"), zarobiła do tej pory zaledwie $160 mln. Równie słabo spisuje się "Furiosa: Saga Mad Max", na której budżet przeznaczono $168 mln. Ostatecznie przychody ze światowych kinach powinny przekroczyć pułap $200 mln, choć nieznacznie (w tej chwili $120 mln po dwóch pełnych tygodniach wyświetlania). Pamiętajmy jednak, iż już "Mad Max: Na drodze gniewu", którego "Furiosa" jest prequelem, okazał się ostatecznie większym sukcesem artystycznym (sześć Oscarów) niż finansowym ($370 mln z całego świata przy budżecie rzędu $150 mln).
"Furiosa" – zwiastun
Przyzwoite wyniki notują filmy skierowane do familijnej widowni. "Istoty fantastyczne" Johna Krasinskiego zarobią w rozrachunku końcowym na całym świecie około $200 mln, co przy budżecie $110 mln nie pozwala jednak na zwrócenie kosztów na poziomie dystrybucji kinowej. Pod tym względem znacznie lepiej radzi sobie "Garfield", na którego produkcję przeznaczono $60 mln. Animacja sprzedaje się bardzo dobrze poza Ameryką, gdzie przekroczyła już pułap $100 mln (w tej chwili wydaje się, iż w Ameryce może mu się to także udać, choć nieznacznie). Na wyróżnienie zasługuje otwarcie w Polsce: prawie pół miliona widzów wraz z pokazami przedpremierowymi. Duża w tym zasługa Dnia Dziecka, ale mimo to rezultat ten robi wrażenie. Wyniki notowane przez "Garfielda" są światełkiem w tunelu. Są także kolejnym przykładem tego, jak ważnym elementem sukcesu finansowego są nie tyle wysokie przychody ze sprzedaży biletów, co rozsądny budżet. Kolejnym tego przykładem już w ten weekend może okazać się "Bad Boys: Ride or Die", który miał kosztować $100 mln. Prognozy dotyczącego samego otwarcia w Ameryce mówią o $50 mln, czyli znacznie więcej niż w przypadku droższych majowych premier: "Kaskadera" oraz "Furiosy". choćby jeżeli kontynuacja najbardziej dochodowego hollywoodzkiego filmu 2020 roku nie będzie w stanie zbliżyć się do wyników poprzednika ($426 mln globalnie, w tym $206,3 mln w Ameryce), to szanse na zwrócenie kosztów produkcji są tu większe niż w przypadku wspomnianych wcześniej dwóch tytułów, które są częścią sprawdzonych i bezpiecznych finansowo marek.
"Bad Boys: Ride or Die" – zwiastun
Rozsądny budżet posiada prawdopodobnie także "Ciche miejsce: Dzień pierwszy", który jest jedyną poza "Istotami fantastycznymi" premierą studia Paramount tego lata (za którą również stoi John Krasinski). Prequel dwóch bardzo popularnych i cenionych części "Cichego miejsca", które w sumie kosztowały około $80 mln, a na całym świecie zarobiły blisko $650 mln, powinien nieco rozhulać kina na przełomie czerwca i lipca. W tej chwili wydaje się, iż będzie to najlepiej sprzedający się film grozy tego lata. Bo choć Warner Bros., który słynie z cieszących się dużym zainteresowaniem horrorów, przygotował "The Watchers" (debiut reżyserski córki M. Night Shyamalana, który również dla tego studia nakręcił sierpniową premierę "Pułapka"), to konkurencja tego lata pod tym względem jest raczej niewielka. Jedak pierwszym prawdziwym przebojem tego sezonu letniego powinna być inna czerwcowa premiera, "W głowie się nie mieści 2". Po serii rozczarowań finansowych i artystycznych Pixar walczy z kryzysem wizerunku. Wiąże się on także z pominięciem dystrybucji kinowej w przypadku kilku tytułów tego studia animacji w czasie pandemii. Choć w ubiegłym roku "Między nami żywiołami" okazało się całkiem sporym przebojem (niemalże $500 mln po początkowo niezbyt imponujących wynikach), to do sukcesów największych hitów Pixara było mu daleko (co więcej, $154 mln zarobione w Ameryce to piąty najsłabszy wynik studia pośród filmów, które otrzymały pełną dystrybucję kinową). Nie dziwi więc decyzja o pójściu w kierunku sprawdzonych pomysłów. W 2015 roku "W głowie się nie mieści" zarobiło globalnie $850 mln, co jest szóstym najlepszym wynikiem w trzydziestoletniej historii Pixara. Disney liczy prawdopodobnie na podobny wynik w przypadku kontynuacji.
"W głowie się nie mieści 2" – zwiastun
Sprawdzonym przepisem na sukces jest również inna nowość Disneya, która na ekrany kin trafi w lipcu. Co więcej, tytuł ten ma potencjał, żeby stać się największym przebojem sezonu i być może jedynym filmem, któremu uda się przekroczyć pułap miliarda dolarów. Mowa oczywiście o "Deadpool & Wolverine". Pierwotnie najnowszy film Marvela miał rozpocząć sezon letni, jednak wstrzymanie prac na planie w zeszłym roku doprowadziło do przesunięcia premiery. Tytuł ten będzie jednak przebojem niezależnie od terminu startu. Dwie poprzednie części przygód "Deadpoola" zarobiły w sumie na całym świecie po $780 mln. Teraz trzecia odsłona – już jako część MCU oraz przy wsparciu Wolverine’a – może spisać się jeszcze lepiej. Tym samym to Disney może okazać się największym zwycięzcą tego lata. "W głowie się nie mieści 2" oraz "Deadpool & Wolverine" to podwójne uderzenie, którego studio bardzo potrzebuje. W minionym roku cztery z pięciu największych finansowych klap według wyliczeń Deadline Hollywood należały właśnie do Disneya ("Marvels", "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia", "Życzenie" oraz "Nawiedzony dwór"). Wisienką na torcie może okazać się "Obcy: Romulus", który jest najpoważniejszym kandydatem do tytułu najbardziej dochodowej premiery sierpnia. Biorąc pod uwagę, iż "Królestwo Planety Małp" jest najbardziej dochodowym filmem maja, Disney ma szansę zdominować każdy miesiąc tegorocznego sezonu letniego. Na przeszkodzie może jednak stanąć coś żółtego... "Obcy: Romulus" – zwiastun
Na początku lipca do amerykańskich kin trafi "Gru i Minionki: Pod przykrywką". Animacja będzie wyświetlana na niektórych rynkach już pod koniec czerwca, więc ciężko będzie jednoznacznie określić, czy jest to premiera czerwcowa, czy lipcowa. Mimo wszystko mamy do czynienia z potencjalnie największym przebojem sezonu letniego. Poprzednia część głównej serii zarobiła na całym świecie nieco ponad miliard dolarów. Było to jednak już siedem lat temu. Po drodze otrzymaliśmy jednak "Minionki: Wejście Gru". W 2022 film ten zarobił globalnie $940 mln. Wynik w okolicach miliarda wydaje się więc realny także w przypadku nowości. Studio Universal ma jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Jest nim "Twisters", luźna kontynuacja jednego z najbardziej widowiskowych filmów lat 90. Trudno jednoznacznie określić potencjał finansowy tego tytułu. Od premiery "Twistera" minęło już prawie trzydzieści lat. Wedy zarobił on jednak prawie pół miliarda dolarów i stał się dziesiątym najbardziej dochodowym filmem wszech czasów. Tym samym był on przypadkiem – skoro już jesteśmy przy ekstremalnych zjawiskach atmosferycznych – "lightning in the bottle", czyli jednorazowego, niespodziewanie dużego sukcesu. Czy da się go powtórzyć? Wydaje się, iż szczególnie w Ameryce potrzebne będzie duże wsparcie widzów z centralnych części kraju, do których twórcy chyba w dużym stopniu kierują ten film. Udało się to wyśmienicie w przypadku "Top Gun: Maverick", w którym również wystąpił będący ostatnio na fali Glen Powell. Co ciekawe, za dystrybucję tego filmu poza Ameryką odpowiedzialne jest Warner Bros.
"Twisters" – zwiastun
Patrząc na kalendarium premier w kolejnych trzech miesiącach, trudno jednak nie zauważyć, jak słaba jest oferta Warnera. Poza majową "Furiosą", która mimo bardzo dobrych recenzji i ocen widzów sprzedaje się słabo, studio przygotowało tylko mniejsze horrory/thrillery, a w Ameryce jest odpowiedzialne dodatkowo za dystrybucję dwuczęściowej sagi westernowej "Horyzont" w reżyserii Kevina Costnera. Wydaje się, iż studio szykuje się na mocną końcówkę roku. We wrześniu do kin trafi bowiem "Beetlejuice Beetlejuice", z kolei w październiku na ekranach pojawi się "Joker: Folie a Deux", kontynuacja "Jokera", do tej pory jedynego filmu z kategorią wiekową R w historii, któremu udało się przekroczyć pułap miliarda. Studio odniosło już także dwa duże sukcesy finansowe na początku tego roku, więc oddanie sezonu letniego konkurencji wydaje się zamierzone. Tak, początek sezonu letniego był bez wątpienia słaby. Należy jednak przyznać, iż ofercie, którą przygotowało Hollywood, brakowało naprawdę dużego finansowego potencjału (nawet jeżeli pod względem jakości była udana). Wynika to oczywiście w dużym stopniu z pewnych przesunięć premier, które z kolei są efektem zeszłorocznych strajków. A branża nie zdążyła jeszcze całkowicie zregenerować się po pandemicznym kryzysie. Głosy wyrażające obawy dotyczące przyszłości kina są więc zrozumiałe. Tegoroczne spowolnienie w box offisie było jednak prognozowane już kilka miesięcy temu na podstawie planowanych premier. Czy mamy do czynienia z większym kryzysem, pokaże czas. W tej chwili wygląda to na tymczasową zadyszkę, którą zakończyć mogą nadchodzące przeboje. Te największe w tym roku są na szczęście dopiero przed nami.