– Jesteś rozczarowany, iż nie dostałeś nagrody Nike w tym roku?
– Nie. Jestem zachwycony, iż byłem w finale. To najważniejsza literacka nagroda w Polsce i dostać się do ścisłego finału to już jest sukces. I w dodatku nominowany byłem za jedyny reportaż, który znalazł się w siódemce laureatów.
– A to już przecież druga nominacja do Nike w twoim życiu. Jedną nagrodę już masz.
– Dlatego jestem oszołomiony. Kiedy ostatnio byłem w parku w Powsinie, rozpoznał mnie choćby jeden ze spacerowiczów. Jestem więc sławny (śmiech). Ale prawdziwą światową sławą cieszę się tylko w moim rodzinnym Darłowie. Cieszy mnie, iż niektórzy jeszcze czytają książki. To niezwykle budujące. Gdy przychodzą do mnie na spotkania autorskie, wiedzą, kim jestem i i zadają konkretne pytania.
– To młodzi czy starzy?
– Ludzie 40 plus, chociaż ostatnio przyszła młoda dziewczyna i zadawała mi interesujące pytania. Widać, iż przeczytała książkę. To znaczy, iż młodzi też czytają, ale papier raczej odchodzi w zapomnienie. Wszystko pożera internet. Książki papierowe pewnie przetrwają, ale papierowe gazety? To nie wiem. A ja lubię papierowe gazety, bo są uporządkowane. Najważniejsze informacje na pierwszej stronie, sport na ostatniej. Kraj, świat, kultura. Wszystko się tam ładnie układa. W internecie jest zupełnie inaczej – tytuł, który działa jak lep na muchy, a w środku nic nie ma. I przy tekstach internetowych czuję się jak mój znajomy dziennikarz z czasów PRL, który tłumaczył mi, iż największą sztuką było zrobienie z krótkiego faksu od wojewody dużego tekstu w gazecie. Mam wrażenie, iż to wraca, a większość tekstów w internecie robi się naprawdę z niczego. Nie można czytelnika robić w bambuko.