Recenzja "Pinokio" od Netflix. Rozmach, klimat i problemy

eurogamer.pl 1 rok temu

Wszyscy znamy historię Pinokia, czyli bohatera powieści Carlo Collodiego z 1883 roku. Mimo to stworzenie udanej adaptacji jest prawdziwą sztuką, której sprostało dotychczas niewielu reżyserów. Pełny tytuł filmu Netflixa brzmi „Guillermo del Toro: Pinokio”, co od razu wskazuje, iż historia została odtworzona według indywidualnej wizji reżysera. I rzeczywiście, gdy porównamy fabuły powieści i filmu, to znajdziemy wiele różnic.

„Pinokio” rozpoczyna się prologiem, w którym poznajemy mistrza Geppetta (w wersji anglojęzycznej głos podłożył David Bradley), który stracił syna, co sprawiło, iż pogrążył się w żalu i rozpaczy. Jego historię opowiada mieszkający w pobliskim drzewie świerszcz Jiminy (Ewan McGregor), będący jednocześnie pisarzem.

Pewnej nocy starzec decyduje się na wyrzeźbienie podobizny swojego syna w sosnowym drewnie. Jak się okazuje, nawiedziła go wróżka, która chcąc ulżyć cierpieniu Geppetta, ożywia lalkę. Pinokio (Gregory Mann) jest prawie normalnym chłopcem, pomaga ojcu w pracy, wybiera się do szkoły i bawi się z rówieśnikami.

Idź do oryginalnego materiału