W piętek w kinach w całej Polsce debiutuje remake duńskiego thrillera "Goście" w reżyserii Christiana Tafdrupa. Oryginał robił piorunujące wrażenie nie tylko bezduszną przemocą, ale i niemocą głównych bohaterów, którzy – jak czytamy w recenzji Bartosza Czartoryskiego – pozwolili urządzić sobie prawdziwe piekło. Czy wersja Jamesa Watkinsa z Jamesem McAvoyem podąża tym samym tropem? Co nowego proponuje w tej historii amerykański reżyser?
Poniżej znajdziecie fragment recenzji autorstwa Bartosza Czartoryskiego, a cała jest już dostępna na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.
Czym chata bogata
autor: Bartosz Czartoryski
Nieprzypadkowo omawiany film ma swoją premierę tuż po wakacjach, jako cokolwiek sarkastyczna przestroga przed letnimi przyjaźniami zawartymi przy sympatycznym kielichu gdzieś nad mazurskim jeziorem albo na tureckim all inclusive dla całej rodziny. Kto pamięta znakomity horror Christiana Tafdrupa sprzed dwóch lat – u nas jako "Goście" – ten pewnie czuje się już należycie ostrzeżony, choć tamtemu seansowi prócz czystej grozy towarzyszyło również, zgodnie z intencją reżysera, całkiem zrozumiałe rozdrażnienie na bezsilność małżeństwa, które, spętane miejskimi konwenansami, niejako pozwoliło urządzić sobie prawdziwe piekło.
Oczywiście "Goście" nie wytykali ofiar palcem, podtykali raczej pod nos nihilistyczne przemyśliwania na temat ludzkiej natury, do tego stopnia zależnej od społecznych norm, iż przyzwalającej na przydarzające się nam zło. Coś jak sytuacja z tramwaju, gdy ktoś puszcza głośno muzykę z telefonu, a my, choć nam to przeszkadza, nie odezwiemy się ani słowem, albo czujemy ukłucie winy, iż ochrzaniliśmy kogoś wpychającego się do sklepowej kolejki. Oczywiście podniesiona do potęgi i pomnożona przez okrucieństwo, co prawdopodobnie niejednemu oglądającemu nasunęło refleksję, iż prędzej przefasonowałby facjatę filmowym gospodarzom, niż dał sobą pomiatać. Ale u Jamesa Watkinsa, który stanął za sterami remake'u rzeczonego filmu, o nasypanie garści oprawcy nie byłoby już tak łatwo. Bynajmniej.
Tym jest bowiem James McAvoy, który wygląda, jakby przyswoił kilogramy zgubione przez Dave'a Bautistę. I, co ciekawe, to nie był element przygotowania do roli, bo aktor podczas pandemicznego lockdownu odkrył zamiłowanie do przerzucania stali. Ale to nie imponujące mięśnie, tylko psychotyczny uśmieszek Paddy'ego, tylko z pozoru miłego człowieka, lekarza wypoczywającego z żoną i dzieckiem pod toskańskim słońcem, czyni z niego faceta, przed którym czuje się i lęk, i respekt. Watkins jednak, przycinając swój film pod gusta zachodniej masowej publiczności, obrysowuje go grubą krechą karykatury, co daje McAvoyowi okazję do ukochanej przez niego, kinetycznej zabawy, gry ciałem, przesadzonych min i ekstatycznie manifestowanych emocji.
Całą recenzję filmu "Nie mów zła" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Amerykańska rodzina zostaje zaproszona na weekend do idyllicznej wiejskiej posiadłości przez uroczą brytyjską rodzinę, którą wcześniej poznali na wakacjach. To, co zaczyna się jako wymarzony odpoczynek, powoli zmienia się w koszmar.
Poniżej znajdziecie fragment recenzji autorstwa Bartosza Czartoryskiego, a cała jest już dostępna na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.
***
Recenzja filmu "Nie mów zła"
Czym chata bogata
autor: Bartosz Czartoryski
Nieprzypadkowo omawiany film ma swoją premierę tuż po wakacjach, jako cokolwiek sarkastyczna przestroga przed letnimi przyjaźniami zawartymi przy sympatycznym kielichu gdzieś nad mazurskim jeziorem albo na tureckim all inclusive dla całej rodziny. Kto pamięta znakomity horror Christiana Tafdrupa sprzed dwóch lat – u nas jako "Goście" – ten pewnie czuje się już należycie ostrzeżony, choć tamtemu seansowi prócz czystej grozy towarzyszyło również, zgodnie z intencją reżysera, całkiem zrozumiałe rozdrażnienie na bezsilność małżeństwa, które, spętane miejskimi konwenansami, niejako pozwoliło urządzić sobie prawdziwe piekło.
Oczywiście "Goście" nie wytykali ofiar palcem, podtykali raczej pod nos nihilistyczne przemyśliwania na temat ludzkiej natury, do tego stopnia zależnej od społecznych norm, iż przyzwalającej na przydarzające się nam zło. Coś jak sytuacja z tramwaju, gdy ktoś puszcza głośno muzykę z telefonu, a my, choć nam to przeszkadza, nie odezwiemy się ani słowem, albo czujemy ukłucie winy, iż ochrzaniliśmy kogoś wpychającego się do sklepowej kolejki. Oczywiście podniesiona do potęgi i pomnożona przez okrucieństwo, co prawdopodobnie niejednemu oglądającemu nasunęło refleksję, iż prędzej przefasonowałby facjatę filmowym gospodarzom, niż dał sobą pomiatać. Ale u Jamesa Watkinsa, który stanął za sterami remake'u rzeczonego filmu, o nasypanie garści oprawcy nie byłoby już tak łatwo. Bynajmniej.
Tym jest bowiem James McAvoy, który wygląda, jakby przyswoił kilogramy zgubione przez Dave'a Bautistę. I, co ciekawe, to nie był element przygotowania do roli, bo aktor podczas pandemicznego lockdownu odkrył zamiłowanie do przerzucania stali. Ale to nie imponujące mięśnie, tylko psychotyczny uśmieszek Paddy'ego, tylko z pozoru miłego człowieka, lekarza wypoczywającego z żoną i dzieckiem pod toskańskim słońcem, czyni z niego faceta, przed którym czuje się i lęk, i respekt. Watkins jednak, przycinając swój film pod gusta zachodniej masowej publiczności, obrysowuje go grubą krechą karykatury, co daje McAvoyowi okazję do ukochanej przez niego, kinetycznej zabawy, gry ciałem, przesadzonych min i ekstatycznie manifestowanych emocji.
Całą recenzję filmu "Nie mów zła" można przeczytać POD LINKIEM TUTAJ.
Fabuła filmu "Nie mów zła"
Amerykańska rodzina zostaje zaproszona na weekend do idyllicznej wiejskiej posiadłości przez uroczą brytyjską rodzinę, którą wcześniej poznali na wakacjach. To, co zaczyna się jako wymarzony odpoczynek, powoli zmienia się w koszmar.