Czytaj też: Kulturalnie polecamy i ostrzegamy: Granie częste, gęste i nie tylko męskie
Wielka domówka
Pierwsza edycja odbyła się nietypowo, bo w czasie pandemii Covid-19. Na Stadionie Śląskim zorganizowano wówczas nadawany na żywo stream z udziałem czołowych polskich dj–ów. Największy tego typu projekt w Europie odbył się z pełnym blichtrem – zapewniono profesjonalne sceny, nagłośnienie, oświetlenie czy pirotechnikę. W zasadzie jedynym, co różniło festiwal od tradycyjnych imprez, był brak publiczności, która łączyła się z wydarzeniem z domów dzięki telefonów i komputerów. Transmisje z festiwalu są dostępne i dzisiaj, stanowiąc interesującą pamiątkę z nie tak odległej, choć coraz bardziej wypieranej przeszłości.
– Już wtedy pojawiało się mnóstwo komentarzy, iż następna edycja musi być z publicznością. Zorganizowaliśmy ją, tym razem już w formie halowego festiwalu z udziałem publiki, w PreZero Arenie w Gliwicach. I tak się zaczął kolejny rozdział projektu – wspomina Adam Mitrenga z PMG Group, pomysłodawca i współorganizator festiwalu. Gliwicka edycja okazała się być ważnym wydarzeniem dla miłośników sceny klubowej – wśród headlinerów znaleźli się m.in. belgijski duet dj-ski Dimitri Vegas & Like Mike czy holender Don Diablo, którzy wypełnili Arenę po brzegi.
– Odzew był niemal wyłącznie pozytywny, co sprawiło, iż chcieliśmy rozbudować projekt. Przeniesienie go w otwartą przestrzeń było koniecznością – sponsorzy i partnerzy, a także największe agencje i artyści, są zawsze bardziej przychylni plenerowym wydarzeniom – dodaje Mitrenga. Efektem jest tegoroczna edycja, która pod patronatem ING przemieniła się w trzydniowy festiwal skierowany nie tylko do fanów muzyki klubowej, ale też rapowych czy wręcz popowych wykonawców.
Dj-e i raperzy
Hip-hopowy line-up to przekrój historii polskiego rapu – od pionierów gatunku, takich jak grająca na swoim rodzinnym terenie Paktofonika, Eldo czy O.S.T.R., przez czołówkę średniego pokolenia jak Kękę, Grubson czy Paluch, po plejadę najmłodszych gwiazd, z takimi reprezentantami jak Sobel, Szpaku, White 2115, Chivas, Żabson, Kukon czy Otsochodzi. To skład, którego nie powstydziłyby się typowo hip-hopowe festiwale, których nad Wisłą nie brakuje.
Jeszcze ciekawiej wygląda lista headlinerów, którzy spróbują przeszczepić na teren Parku Śląskiego klimat Ibizy, czyli europejskiej mekki muzyki elektronicznej. Hardwell, ATB, Afrojack czy Lost Frequencies to twórcy w zasadzie mainstreamowi, z rozpoznawalnością daleko wykraczającą poza stałych bywalców imprez tanecznych.
Czytaj też: Kariera rapera. Polski hip-hop jest już gotowy na gwiazdy z talent show?
Słynny Paul
Najbardziej rozpoznawalnym globalnie artystą z występujących na scenach Parku Śląskiego jest jednak prawdopodobnie Sean Paul, którego przeboje z początku lat 2000. wprowadziły brzmienie z klubów z jego rodzinnego Kingston na światowe salony. Mieszający karaibski dancehall z wpływami amerykańskiego rapu i popu, jest dobrze znany także polskim widzom – swój pierwszy występ nad Wisłą (a w zasadzie nad Bałtykiem) zagrał już w 2004 r. na sopockim molo. Był wówczas świeżo po przełomowym dla jego kariery albumie „Dutty Rock”, który rozszedł się w ponad 6 mln egzemplarzy, przynosząc takie przeboje jak „Gimme the Light” czy „Get Busy”. Pochodzący z niego singiel „Baby Boy”, nagrany wraz z Beyoncé, artystka do tej pory wykonuje na swoich koncertach. Sam Sean Paul od tego czasu odwiedził Polskę jeszcze kilkukrotnie, a po okresie medialnej posuchy (jego album „Full Frequency” z 2014 r. sprzedał się zaledwie w 5 tys. sztuk) odnalazł się na scenie w roli weterana dancehallu, chętnie zapraszanego do współpracy przez artystów młodszego pokolenia, jak J Balvin czy Dua Lipa.
Jak przyznają organizatorzy, liczba zapytań od mediów o możliwość przeprowadzenia rozmowy z Seanem Paulem przerosła ich oczekiwania. Kalendarz artysty jest już szczelnie wypełniony – wiele wskazuje na to, iż podobnie będzie z miejscami pod sceną przy jego koncercie.