Retro manga, która się nie starzeje
Ranma 1/2, kultowe dzieło Rumiko Takahashi, to nieśmiertelna mieszanka komedii, romansu i akcji, która od lat bawi kolejne pokolenia fanów mangi. Rumiko Takahashi, autorka innego, znanego wielu osobom klasyka InuYasha, po raz kolejny udowadnia w tej serii swój nieprzeciętny talent do tworzenia barwnych postaci, zabawnych sytuacji i dynamicznych fabuł, które pozostają w pamięci na długo. Zbiorcze wydanie od JPF w większym formacie, z kilkoma kolorowymi stronami oraz możliwością wyboru między miękką a twardą oprawą, jest prawdziwą gratką dla fanów, nadając dodatkowego blasku tej już i tak wyjątkowej mandze.
Co tu się znów dzieje?
Tomy 7 i 8 kontynuują pełne chaosu i humoru przygody Ranmy Saotome oraz jego znajomych, jednak ich fabularna nierówność może nieco podzielić czytelników. Tom 7 zamyka wątek dyrektora szkoły, który uparcie próbuje ostrzyc Ranmę i wprowadzić swoje absurdalne zasady w placówce, do której uczęszczają postacie. Choć historie z udziałem tego bohatera mają w sobie wiele charakterystycznego dla serii komizmu jako czytelniczka nie poczułam pełnej satysfakcji. Dyrektor nigdy nie był moim ulubieńcem, dlatego ten fragment tomiku wydał mi się mniej angażujący. Dużo bardziej przypadła mi do gustu opowieść o magicznym mydełku, które potrafi utrwalić formę, w jakiej aktualnie znajduje się postać. Wprowadzenie tego artefaktu wywołuje ogromne zamieszanie, szczególnie wśród bohaterów dotkniętych klątwą zaczarowanych źródełek. To klasyczny przykład humoru sytuacyjnego, za który tak bardzo cenię tę serię. Jeszcze lepiej wypada historia o utracie siły przez Ranmę i jego wysiłkach, by ją odzyskać. Była to najbardziej emocjonująca część tomu – pełna ważnych momentów między Ranmą a Akane. Nie brakowało tu ani dynamicznych scen walk, ani romantycznych akcentów, które w subtelny sposób rozwijają relację tej dwójki. Pod koniec tomu pojawia się Shampoo i wątek Kociego demona szukającego żony, co, niestety, nie przypadło mi szczególnie do gustu. Choć humor jest na poziomie, postaci te nigdy nie były w mojej topce ulubionych, a ich historie nie wywoływały u mnie takiego zaangażowania jak te z udziałem Ryogi czy owe rozwijające wątek Akane i Ranmy.
Tom 8 ponownie rozpoczyna opowieść z dyrektorem, jednak tym razem stara się on pomóc Akane nauczyć się pływać, co przyznaję wzbudziło u mnie wiele radości. Historię kontynuuje krótki epizod dotyczący ojca Ranmy – Genmy Saotome aby przejść do komicznych rozdziałów o niezbyt atrakcyjnej pieczęci na Ryodze, dzięki której stał się on prawie niemożliwy do pokonania. Gdy sytuacja z wiecznie gubiącym drogę bohaterem się wyjaśnia przechodzimy do epizodu dotyczącego Kuno i magicznej katany spełniającej życzenia (jak możecie podejrzewać, nie wybrał on najmądrzejszych próśb). W tomiku jest zawarta też opowieść o specyficznej postaci wyglądającej jak król z kart, a także tę, mówiącą o smoczym wąsie, czyli kolejnej tajemnicy posiadanej przez Ranmę. Cały komiks czytało się dość szybko, ale jak wspomniałam wcześniej – nie wywołał u mnie zachwytu jak niektóre wcześniejsze.
Patrzy się na to zawsze z przyjemnością
Pod względem wizualnym Rumiko Takahashi jak zawsze zachwyca. Jej rysunki, szczególnie w dynamicznych scenach walk i ekspresyjnym przedstawianiu emocji, pozostają na najwyższym poziomie. Styl artystyczny idealnie oddaje absurdalny humor, a jednocześnie sprawia, iż każda scena jest czytelna i angażująca. Dodatkowe kolorowe strony w wydaniu zbiorczym są miłym dodatkiem, który pokazuje, iż wydawca potrafi zadbać o czytelnika.
Choć tomy 7 oraz 8 nie w pełni spełniły moje oczekiwania, wciąż były niezwykle zabawne i warte spędzenia z nimi czasu. Jako wieloletnia fanka tej serii cieszę się, iż Ranma 1/2 przeżywa swoją drugą młodość, m.in. dzięki dostępności na Netflixie, co pozwala nowym czytelnikom i widzom odkrywać tę ponadczasową historię. Zbiorcze wydanie JPF to fantastyczna okazja, by powrócić do tych ukochanych przygód w nowej, odświeżonej formie.