Poszliśmy kiedyś z córką w odwiedziny do przyjaciółki, tam doszło do tego nieprzyjemnego incydentu

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Dyskusja na temat tego, czym jest wychowanie, najlepiej prowadzona jest z dziećmi. Normalny dorosły człowiek powinien sam to rozumieć, a osoba nienormalna… Cóż, w takim przypadku dyskusja już nie ma większego sensu. Jednak, jak to bywa, choćby w najprostszych i najbardziej zrozumiałych sprawach pojawiają się małe, nieoczywiste przeszkody. Momentami, o których zwykle się nie myśli, ale które trzeba brać pod uwagę.

Osoba wychowana zwykle nie podnosi głosu ani, tym bardziej, nie bywa niegrzeczna. Ale co, jeżeli sytuacja tego wymaga? jeżeli bez tego po prostu nie da się? Udawać moralistę i upierać się przy swoim lub wylać wszystko, co się nagromadziło, a potem tylko obserwować rezultat? Życie bywa różne, prawda?

W moim wieku, gdy przyjaciół już nie jest zbyt wielu, zaczynasz naprawdę cenić ich obecność. Nie chce się już częstych spotkań, imprez i rozmów telefonicznych o niczym konkretnym. Poza tym, choć nie mam męża, mam uroczą małą córkę, na której pochłania się większość mojego czasu. I to jest normalne, tak powinno być.

Dzieci są kwiatami życia. Nagle się rozrosną i zaczynają wymyślać swoje własne problemy i trudności. Dobry rodzic musi sobie z tym radzić, inaczej po co w ogóle zaczynać? Dlatego nie przejmuję się brakiem mężczyzny w domu. Uważam, iż finansowo jesteśmy z Kasią niezależne i wiele damy radę. Nie potrzebuję mężczyzny i mogę być doskonałą matką dla swojego dziecka, a od ojca? Mógłbym zacząć na nią krzyczeć? Dziękuję, ale to już przeżyliśmy. Można się obyć bez tego wszystkiego.

Tak czy inaczej, musiałam kiedyś odwiedzić moją przyjaciółkę Zofię w domu. Wzięłam ze sobą Kasię, ponieważ było już późne popołudnie i po prostu nie mogłam zostawić córki samej w domu. Proszę wszystkich krytyków o powstrzymanie się. Moja córka zna Zofię bardzo dobrze i nie mają żadnych problemów w komunikacji. Moja przyjaciółka nakryła nam mały lekki stół, ponieważ na zewnątrz było gorąco, i zaprosiła nas do przekąsy. Ale po kilku minutach Kasia poprosiła się o przejście do innego pokoju, żeby pograć na telefonie i porozmawiać z przyjaciółkami. Nie miała na to ochoty, a u Zofii pojawiły się dla mnie pilne wiadomości.

Oczywiście zgodziłam się, a córka poszła za swoimi sprawami do sąsiedniego pokoju. Minęło około pół godziny, kiedy mnie z nią nie było, a gdy wróciłam, dziewczynka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i wyraźnie się denerwowała. Od razu zrozumiałam, iż coś jest nie tak, ale nie mogłam pojąć, o co dokładnie chodzi. Kasia zaczęła płakać i poprosiła o powrót do domu. W zasadzie tak. Właśnie miałam to zrobić, ale… Kiedy coś jest nie tak, trzeba najpierw dowiedzieć się, co to jest.

Poszłam do Zofii i poprosiłam ją o pięć minut czasu. Córka ma jakieś problemy, nie wiem, co się z nią dzieje, musimy porozmawiać. Może dostała jakąś obraźliwą wiadomość, wtedy dlaczego nie chce o tym opowiedzieć? W skrócie, po kilku minutach moich pytań i matczynego spojrzenia w oczy, udało mi się wyciągnąć od córki prawdę. Dziecko w pewnym momencie znudziło się siedzeniem na telefonie i postanowiło rozejrzeć się po pokoju. Weszła do szafy i „czysto przypadkowo” znalazła tam pudełko z pieniędzmi. Około 500 dolarów. I postanowiła je sobie przywłaszczyć. Dzieci…

W tym momencie jakby coś się przełączyło w mojej głowie. Rzadko to robię, ale musiałam nakrzyczeć na Kasię. Bezpośrednio tam i jak dorosła osoba. Pieniądze gwałtownie odłożyłam z powrotem na miejsce. A powstrzymanie się od krzyku było trudne. Przybiegła Zofia z pytaniami „co się tutaj dzieje, co się stało” i zaczęła mnie uspokajać. Po tym gwałtownie się spakowałyśmy i wyszłyśmy. Byłam zła, a ona całkiem we łzach i katarze.

Następnego dnia pomyślałam o swoim zachowaniu, porozmawiałam z Kasią, wyjaśniłam normalnym językiem, iż to, co zrobiłam wczoraj, nie powinno się robić. Ale również ona postąpiła bardzo nieładnie i, co najważniejsze, bardzo niewłaściwie. Wydaje się, iż zrozumiałyśmy się nawzajem i choćby wyciągnęłyśmy z tej sytuacji pewne lekcje. Wszystko się ułożyło.

Dopóki do mnie nie zadzwoniła Zofia i nie zażądała wyjaśnień. Opowiedziała, iż mimo iż krótko po naszym odejściu przyszedł jej mąż, nie mogła pozbyć się myśli, iż może biję swoją córkę w przypływach złości. Że mój rozwód tak na mnie wpłynął i w pewnym stopniu się zmieniłam, i to nie na lepsze. Co by nie było, muszę jej opowiedzieć, co się u nas wydarzyło, może tam wszystko nie jest tak straszne, jak sobie wyobrażam.

I na pierwszy rzut oka powinno się jej powiedzieć, iż to był byle jaki incydent i zwykłe dziecinnne ciekawości. Ale z drugiej strony wiem, co pomyśli Zofia. Że moja córka jest złodziejką. A ja — matką złodziejki, i jeszcze histeryczną. Co jeszcze bardziej pogorszy sytuację. Rzeczywiście, gdyby Kasi miało około 3 lat, bym się nie martwiła. Ale mając 7 lat, rozumiecie sami. Dla Zofii, niezależnie od tego, jak jest przyjaciółką, Kasia jest obcym dzieckiem… Więc tak to jest.

Wtedy odsunęłam się i praktycznie nic nie odpowiedziałam przyjaciółce. Być może trochę to zepsuje naszą przyjaźń i tak już będzie. Chcę pozostać osobą wychowaną i nie narażać mojej córki. Z drugiej strony — kto wie? Może za dużo o tym myślę i lepiej powiedzieć jej wszystko, jak jest? No cóż, podmieni się, przestanie nas zapraszać do domu. Kogo to obchodzi? Przynajmniej będę szczera z przyjaciółką. Jakże męczą mnie te dylematy wyboru…

Idź do oryginalnego materiału