Robię często taki trik, iż kiedy dziennikarze lub prowadzący konferencję pytają mnie o problemy młodych z internetem, odpowiadam, iż są podobne jak problemy starych z internetem. I natychmiast widzę po minach prowadzących, jak rozmowa o higienie cyfrowej sprawia im dyskomfort, bo czują, iż mowa o każdym z nas, o nich także. Któregoś razu dwóch dziennikarzy radiowych strasznie się na mnie zdenerwowało i zaczęli mnie atakować, iż nie mam racji, bo niektóre zawody wymagają stałego sprawdzania powiadomień i mediów społecznościowych; oni, dziennikarze, muszą siedzieć na X (dawniej Twitterze), a ja po prostu tego nie rozumiem. Cóż, rzeczywiście średnio znam się na pracoholizmie, to nie moja specjalizacja. Za to całkiem nieźle znam się na wpływie używania internetu na nasze zdolności i samopoczucie.
Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio.Wykup prenumeratę lub dostęp online.
I jeżeli ktoś całymi dniami siedzi z nosem w mediach społecznościowych, to znaczy, iż ani nie ma czasu w efektywny odpoczynek, ani na pracę głęboką, ani na zdobywanie wiedzy – a zatem jest coraz gorszym dziennikarzem, coraz bardziej zmęczonym, coraz bardziej nieobecnym wśród bliskich, rozkojarzonym i skłonnym do, co tu dużo mówić, emocjonalnych reakcji. Nie pamiętam już nazwisk tamtych redaktorów ani ich stacji radiowej, bo od tamtej pory udzieliłam setek wywiadów, ale ich nerwowa reakcja zrobiła na mnie duże wrażenie. Nie ranią mnie takie sytuacje, myślę o tych panach raczej z troską. Jak o wszystkich ludziach, na których spektakularny rozwój nowych technologii zrobił takie wrażenie, iż uwierzyli, iż są one w stanie zaspokoić każdą naszą potrzebę. W gruncie rzeczy jednak najczęściej zaspokajają potrzebę łatwości i wygody – tak, jest taka potrzeba.
Istnieje jednak mnóstwo innych potrzeb, dla których nowe technologie są tylko protezą i nigdy nie ukoją naszych prawdziwych pragnień. Oczywiście aplikacje w telefonie zawsze będą nam obiecywały ich zaspokojenie, a nasz mózg chętnie będzie kierował na nie uwagę, bo jak już wiecie, lubi się lenić i wybierać najmniej wymagające czynności. Jednak sytuacja, w której człowiek zaczyna na coraz więcej swoich potrzeb reagować podejmowaniem tej samej czynności – w naszym przypadku sięgania po telefon – jest bardzo niebezpieczna, bo tak się zaczyna każde uzależnienie behawioralne.
Dlatego uważam, iż w celu zyskania naszej osobistej nie- podległości w świecie pełnym technologicznych algorytmów potrzebujemy dotrzeć do naszych potrzeb, a następnie odkryć, co je naprawdę zaspokaja. Podzielę się z wami czymś, czego dowiedziałam się dopiero jako dorosła osoba, i pomyślałam wówczas, iż szkoda, iż nikt mi tego nie powiedział, gdy byłam nastolatką.

Aktualności „Pisma”
W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.
Macie tak, iż czasem jedno zdanie potrafi zmienić wasz stosunek do świata? To może być jedna sentencja z całej książki albo czyjeś słowa zasłyszane w mediach. W tym przypadku było to właśnie owo stwierdzenie o potrzebach, które w sekundę poukładało mi w głowie wiele kwestii i przyniosło ulgę. Bo posłuchajcie, co mówi teoria Rosenberga.
Po pierwsze, nie ma nic złego w tym, iż czujemy jakąś potrzebę. To jest absolutnie naturalne i neutralne. Nie ma złych potrzeb i dlatego ani nie należy się swoich potrzeb wstydzić, ani wyśmiewać cudzych. To tak jakbyśmy wyśmiewali to, iż ktoś oddycha albo chce mu się pić.
Po drugie, równie naturalne jest to, iż chociaż mamy te same potrzeby, to odczuwamy je w …