"Poczekajcie na końcówkę". Ekspert o show Justyny, kulisach Eurowizji i... szoku cenowym w Bazylei

natemat.pl 4 godzin temu
Dlaczego Justyna Steczkowska zrobiła furorę na Eurowizji 2025 i czego możemy się spodziewać po jej widowiskowym występie w Bazylei (bo smok to dopiero początek)? Jak radzą sobie fani, którzy zjechali do horrendalnie drogiej Szwajcarii – i czy da się w ogóle przetrwać Eurowizję bez noclegu? Kto zaskoczy, kto zdominuje głosowanie jury, kto rozkocha w sobie widzów, a kto ostatecznie wygra cały konkurs? O tym wszystkim rozmawiamy z Konradem Szczęsnym – redaktorem serwisu viva.pl, prezesem OGAE Polska i członkiem polskiej delegacji na Eurowizję 2025 – prosto z centrum wydarzeń w Bazylei.


Jak nastroje w polskiej delegacji?


Atmosfera jest naprawdę świetna. Tworzymy bardzo zgrany zespół. Żartowałem nawet, iż w kontekście wszystkich memów z serii "Smiles in Polish", u nas tych uśmiechów jest naprawdę sporo – i to zupełnie naturalnych. Ale jednocześnie każdy podchodzi do swoich zadań bardzo profesjonalnie. Przyjechaliśmy tu z konkretną misją: chcemy jak najlepiej wykonać swoją pracę, wspierając Justynę i reprezentując Polskę na najwyższym poziomie.

Fajnie, iż o tym wspominasz, bo często zapomina się, iż występ artysty to efekt pracy całego sztabu ludzi.

Zdecydowanie. To ogromna machina, w której każdy odgrywa istotną rolę. Działamy na pełnych obrotach – cały czas coś się dzieje. Oczywiście nie brakuje wyzwań. Po pierwszej próbie tancerze uznali, iż warto dopracować kilka elementów, i od razu zabrali się za intensywne ćwiczenia. Wszyscy mamy świadomość, iż nie jesteśmy tu na urlopie – to poważna, zespołowa praca. Dotyczy to zarówno samego występu, jak i obecności Justyny w mediach oraz jej kontaktów z innymi delegacjami.

To zresztą widać – Justyna Steczkowska mocno się angażuje. Była na eurowizyjnych koncertach, cały czas coś publikuje w social mediach, nagrywa rolki z innymi artystami. Nie mówiąc już o dopracowywaniu samego show. Ciężko pracuje, co?

Bardzo. Moim zdaniem to jeden z największych tytanów pracy w polskim show-biznesie. Możliwość obserwowania jej z bliska to niesamowita przygoda, bo widać ogromne doświadczenie i wielowymiarowe podejście do pracy. Justyna nie tylko śpiewa – ona doskonale wie, jaki efekt chce osiągnąć na ekranie. Była zaangażowana na każdym etapie przygotowań. Ma jasną wizję choreografii, ruchu scenicznego, emocji. Ogromną wagę przywiązuje do detali.

Praca z nią to czysta przyjemność: wystarczy powiedzieć: "Potrzebujemy tego i tego" – a ona odpowiada: "Dobra, robimy". Jasna komunikacja, zero gwiazdorzenia, żadnego marudzenia. Po prostu działanie. I to jest fantastyczne.



W mediach pojawiły się informacje, iż Justyna negocjowała z organizatorami w sprawie podwieszenia z sufitu, które widzieliśmy już podczas polskich preselekcji. Teraz widać, iż ten motyw rzeczywiście pojawił się na scenie. Udało się dojść do porozumienia?

Szczerze mówiąc, nie znam wszystkich szczegółów tej decyzji, ale faktem jest, iż w pewnym momencie pojawiła się zgoda. Z tego, co mówiła Justyna, początkowo zaproponowano inne rozwiązanie – miała stać na konstrukcji przypominającej słup. Ostatecznie jednak to sami organizatorzy uznali, iż to wygląda mniej efektownie i warto wrócić do pierwotnej koncepcji. Ustalono, iż na scenie będzie obecny technik, który założy Justynie zabezpieczenia na nadgarstki.

Czyli dlatego na próbach widać dłuższe ujęcia na tancerzy?


Tak. To nie jest coś, co da się zrobić w kilka sekund – technik musi wejść na scenę, odpowiednio wszystko zapiąć i zejść. Nie da się tego całkowicie ukryć, więc reżyserzy próbują to zmontować tak, by wyglądało jak najbardziej naturalnie i spójnie z całością występu. A wcześniej pojawia się również niezwykle dynamiczny moment gry na skrzypcach, który także koniecznie musi zostać uchwycony przez kamery.

Widziałem już krytyczne komentarze na ten temat, ale naprawdę – z jednej strony my staramy się szukać kompromisów, z drugiej produkcja bardzo się stara, żeby wszystko wyglądało jak najlepiej. Czy będzie idealnie, dokładnie tak, jak to sobie wymarzyliśmy? Nie. Ale to rozsądny kompromis.

Czy możemy się jeszcze spodziewać jakichś niespodzianek, zmian, poprawek?


Poprawki są zawsze. Trzeba pamiętać, iż to była dopiero druga próba techniczna. Po każdej takiej próbie delegacje przekazują swoje uwagi w tzw. viewing roomie. My też zgłosiliśmy swoje sugestie. Justyna nie ukrywa, iż jest perfekcjonistką – zawsze analizuje, co można zrobić lepiej. Efekty zmian zobaczymy przy pierwszej próbie generalnej, czyli w poniedziałek, 12 maja.

A czy poza tym, co już widzieliśmy na zdjęciach i nagraniu z prób, szykuje się jeszcze jakaś większa niespodzianka?

Nie mogę zdradzić zbyt wiele, ale powiem tyle: poczekajcie na końcówkę występu. Uważam, iż robi ogromne wrażenie. Po drugiej próbie naprawdę mieliśmy ciarki. To właśnie wtedy cały występ nabiera pełnej mocy. No i "smoczy" kostium wygląda przepięknie.



À propos – wideo z prób miało najwięcej lajków zaraz po Hiszpanii. Rozwaliło system.

Tak, obserwujemy te zasięgi i bardzo nas to cieszy, ale też nie dajemy się temu zwariować. To nie znaczy, iż możemy być pewni wygranej.

Ale potwierdza, iż Justyna jest naprawdę popularna.

Jest ogromny entuzjazm i daje nam to wszystkim wiatru w żagle i dużo satysfakcji. Justyna to dla wielu Polaków wymarzona reprezentantka. Po tym, co działo się w zeszłym roku, teraz czujemy 200 procent wsparcia – i to jest naprawdę budujące. Fani piszą nie tylko do niej, ale też do całej ekipy, do tancerzy, do członków delegacji. To bardzo miłe.

Zresztą nie tylko Polacy są pełni entuzjazmu, prawda? Czuć, iż Justyna jest lubiana w eurowizyjnej społeczności.

Zdecydowanie tak. Społeczność Eurowizji bardzo ceni powroty, a Justyna ustanowiła rekord – to najdłuższa przerwa między występami w historii, aż 30 lat. Liczba zapytań o wywiady i materiały promocyjne, jakie trafiają do naszej delegacji, bije w tym roku rekordy.

Cieszy mnie to, bo lubię, kiedy Eurowizja budzi emocje. Trzeba tylko pamiętać, by nie nakładać presji – jak sama Justyna powiedziała przed wylotem do Bazylei: ona nie jest od spełniania oczekiwań. Żaden człowiek nie jest. To jest po prostu praca do wykonania. Mamy swoje marzenia, mamy cele – ale nie wszystko zależy od nas.

Jaki jest główny cel? Top 10? A może po prostu dobry występ?


Każda delegacja przyjeżdża tu z marzeniem o wygranej, bo to przecież konkurs. Z drugiej strony, muzyka to nie sport – nie da się tu wszystkiego zmierzyć czy przewidzieć, a sukces zależy od wielu czynników. Wiem, iż finał jest istotny dla Justyny i całej delegacji i iż miejsce w top 10 bardzo by ją uszczęśliwiło. Więc życzę nam wszystkim, żebyśmy w sobotę znaleźli się po tej lewej stronie tabeli, a najlepiej oczywiście wygranej!

Sama scena w Bazylei robi wrażenie?


Wiesz, to już moja siódma Eurowizja – jeżeli dobrze liczę – więc podchodzę do takich rzeczy z pewnym dystansem. Mam nadzieję, iż nie brzmię jak snob (śmiech)! Sceny eurowizyjne od lat trzymają bardzo wysoki, wyrównany poziom – to już pewien standard. Tegoroczna scena jest solidna, profesjonalna, ale nie powiedziałbym, iż jakoś szczególnie wyróżnia się na tle poprzednich edycji. Można powiedzieć, iż to taka eurowizyjna stała.

A jak z Twojej perspektywy wygląda organizacja tegorocznej Eurowizji od kuchni? Czy wszystko działa jak "w szwajcarskim zegarku"?

Jeśli chodzi o kwestie logistyczne, jak harmonogramy, próby, organizację dnia, Eurowizja naprawdę zawsze trzyma bardzo wysoki poziom. Wszystko przebiega "od linijki". Oczywiście sam proces realizacji występów to zupełnie inna historia, bo tu zawsze pojawiają się jakieś wyzwania i detale do dopracowania. Ale to naturalne w wydarzeniu na taką skalę.

W zeszłym roku sporo mówiło się o napięciach za kulisami – chociażby w kontekście delegacji Izraela czy dyskwalifikacji reprezentanta Holandii Joosta Kleina. Czy w tym roku atmosfera jest spokojniejsza?

Jak dotąd wszystko przebiega naprawdę spokojnie. Nie słyszeliśmy o żadnych większych napięciach czy kontrowersjach. Oczywiście warto pamiętać, iż dyskwalifikacja Holandii w ubiegłym roku nastąpiła dopiero po półfinale, więc nigdy nie można niczego wykluczyć. Zapowiadane były też protesty antyizraelskie, ale na razie naprawdę panuje cisza.

Do tego dochodzą te codzienne, piękne momenty – poczucie wspólnoty między delegacjami. Mieszkamy w jednym hotelu m.in. z Litwą, Estonią, Maltą i Słowenią. Justyna zawsze znajduje czas, by się z każdym przywitać i zamienić kilka ciepłych słów. Z reprezentantem Słowenii, Klemenem, regularnie rozmawiają, a gdy spotkała Mirianę Conte z Malty, padły sobie w ramiona i od razu zaczęły planować wspólnego TikToka, słynnego już "Serving Gaja". To wszystko buduje wyjątkową atmosferę.



Wygląda też na to, iż Szwajcaria szykuje imponujące widowisko – wciąż pojawiają się kolejne zapowiedzi występów dawnych reprezentantów.

Zdecydowanie tak. Wszyscy się tylko zastanawiają, gdzie i jak uda się to wszystko zmieścić (śmiech). Szczegóły trzyma w tajemnicy ścisły zespół produkcyjny. Całe eurowizyjne środowisko żyje oczywiście pytaniem, czy pojawi się Céline Dion (która jako reprezentantka Szwajcarii wygrała Eurowizję w 1988 roku – red.).

Według nieoficjalnych informacji miała odbyć się próba z orkiestrą. Podobno są dwa scenariusze: jeżeli jej stan zdrowia nie pozwoli na obecność, być może pojawi się w formie nagranego pozdrowienia. jeżeli jednak przyjedzie do Bazylei – być może pojawi się na scenie osobiście, choć raczej bez śpiewania. Najwięcej emocji wzbudzają oczywiście doniesienia, iż realizowane są rozmowy o jej możliwym udziale na żywo.

Byłoby naprawdę świetnie. Zwłaszcza iż w zeszłym roku wiele osób czuło zawód po tym, jak Abba ostatecznie nie pojawiła się na scenie w Szwecji.

Zgadza się. Wtedy oczekiwania były ogromne, a rozgoryczenie jeszcze większe. Ostatecznie Abba pojawiła się jedynie w formie cyfrowych awatarów. Do ostatniej chwili wierzyliśmy, iż brak obecności na próbach to tylko zasłona dymna i iż zaskoczą nas spektakularnym występem na żywo. Niestety, tak się nie stało. Było sporo rozczarowania i żalu.

A jak wygląda atmosfera w Bazylei? Czy miasto żyje Eurowizją?


Branding jest bardzo widoczny – flagi, logotypy i oznaczenia pojawiły się przy hotelach, w centrum miasta, w przestrzeniach towarzyszących imprezie i oczywiście wokół St. Jakobshalle. To już stały element Eurowizji, który zawsze robi wrażenie. jeżeli chodzi o mieszkańców Bazylei, bywa różnie. Ci bardziej zaangażowani zdecydowanie żyją tym wydarzeniem, ale trzeba pamiętać, iż Szwajcarzy to naród, który ceni sobie spokój. Trudno więc jednoznacznie ocenić skalę ich emocji.

Jest bardzo drogo?


Oj, zdecydowanie. W sklepach można znaleźć promocje, więc przy odrobinie planowania da się zorganizować zakupy w rozsądnej cenie, ale jeżeli chodzi o kawiarnie, bary czy restauracje – to już zupełnie inna liga. Obiad w knajpie to wydatek rzędu 20–25 franków szwajcarskich (ok. 90-114 zł), czyli różnica względem polskich realiów to spokojnie dwukrotność.

A noclegi?


Ceny noclegów, zwłaszcza w okolicach finału, potrafią sięgać kilku tysięcy złotych za noc. Wielu fanów, ze względu na koszty, decyduje się więc skrócić pobyt do minimum.

U moich znajomych trwały intensywne narady: kiedy przyjechać, gdzie spać, może jednak po stronie niemieckiej albo francuskiej – Bazylea leży przecież na styku trzech krajów. Często wynajmują mieszkania wspólnie, szukają tańszych opcji poza miastem, a niektórzy… po prostu rezygnują z noclegu. Zdarza się, iż akredytowani dziennikarze po finale idą z walizką prosto do Euroklubu, zostają tam do rana, a potem jadą prosto na lotnisko. Wszyscy kombinują, jak mogą.

Myślę, iż największy napływ fanów nastąpi w weekend – część osób chce zobaczyć turkusowy dywan, inni pojawią się dopiero na koncerty. Niedziela i poniedziałek zapowiadają się jako absolutny szczyt.

Jak oceniasz ogólny poziom Eurowizji w tym roku? Część fanów mówi, iż jest słabo, inni cieszą się, iż aż tyle piosenek jest w językach narodowych.

Faktycznie, zauważalny jest powrót do ojczystych języków. Sama Szwecja po raz pierwszy od 27 lat wysyła utwór po szwedzku (choć to tak naprawdę mieszanka szwedzko-fińska). A Szwecja to przecież eurowizyjny hegemon, wyznaczający trendy. jeżeli więc oni odchodzą od angielskiego, to coś znaczy.

Jeśli chodzi o poziom… to już kwestia gustu. Dla mnie ten rok jest trochę słabszy niż kilka ostatnich edycji – ale może to dlatego, iż poprzednie były naprawdę mocne? Może teraz po prostu mamy "dobry" rok, bez fajerwerków. Choć i tak każdy znajdzie coś dla siebie, bo mieszanka jest bardzo interesująca i różnorodna.

A poza tym – tak to już jest z eurowizyjnym fandomem. Najpierw: "Najgorszy rok od lat". Potem: "Taki sobie, mocny średniak". Jeszcze później: "Ej, ale to wkręca!". A na koniec, po finale: "To była świetna Eurowizja, będę wracać do tych występów na okrągło!". Co roku to samo (śmiech).



Możesz zdradzić swoje trzy ulubione piosenki w tym roku? Oprócz Polski, ona oczywiście na pierwszym miejscu (śmiech)!

Zawsze miałem słabość do Grecji. Cieszę się, iż pozostaje wierna swojemu językowi – po Marinie Satti teraz mamy Klavdię i "Asteromatę", która zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Zachwyciły mnie również propozycje Albanii i Szwecji. No i bardzo kibicuję Słowenii – ich występ naprawdę chwyta za serce.

A są jakieś kraje, które twoim zdaniem na pewno nie przejdą do finału?


Na tym etapie trudno jeszcze jednoznacznie stwierdzić. Chciałbym najpierw zobaczyć gotowe występy, bo z bukmacherami bywa różnie. Wiem, iż w drugim półfinale Łotwa jest wymieniana jako kraj, który może mieć problem z awansem. Ale… zaczęły się już pojawiać zdjęcia i nagrania z prób, a wraz z nimi — pierwsze reakcje fanów. I widać, iż Łotwa zaczyna zyskiwać sympatię. Zresztą, rok temu też nie dawano jej wielkich szans, a jednak się zakwalifikowała. Myślę, iż i tym razem nie zabraknie niespodzianek.

Wspomniana przeze mnie Słowenia to kolejny przykład. Widziałem, co Klemen pokaże na scenie. On jest komikiem, ale zdecydował się opowiedzieć osobistą historię – o żonie, która zmagała się z chorobą, i o tym, jak to wpłynęło na ich związek.

To bardzo wzruszające i szczere. W kontekście pierwszego półfinału, który jest pełen dynamicznych i energetycznych występów, Słowenia zdecydowanie się wyróżnia. choćby jeżeli nie awansują, myślę, iż ten występ poruszy wielu widzów. To utwór, który trafi nie tylko do fanów Eurowizji, ale też do tzw. "normalsów".



Zanim padnie Twój typ na zwycięzcę – kto według Ciebie zgarnie głosy jury?


Zdecydowanie stawiam na Austrię. Myślę też, iż wysoko znajdzie się Szwecja. Jurorzy w ostatnich latach (patrz: "Cha Cha Cha" z Finlandii w 2023 roku czy "Rim Tim Tagi Dim" z Chorwacji rok temu) wspierają także te ludyczne utwory, które są faworytami fanów. Ale nie sądzę, żeby to właśnie Szwecja wygrała głosowanie jury.

A jak z głosowaniem widzów?


Tutaj z kolei stawiam na Szwecję. To piosenka, która ma ogromny potencjał viralowy – błyskawicznie rozeszła się w mediach społecznościowych. Oczywiście, zobaczymy, jak zareaguje publiczność. Często mówi się, iż widzowie preferują utwory skoczne i niezobowiązujące, a takich w tym roku nie brakuje. Ale właśnie dlatego może się wyróżnić coś zupełnie innego, na przykład ballada z Francji.

Jeszcze nie widziałem pełnej prezentacji Louane, ale wiem, iż ma być bardzo intymna. To osobista historia o jej zmarłej mamie, z którą co roku wspólnie oglądała Eurowizję. Myślę, iż to może trafić do serc wielu widzów, bo przecież ten konkurs to wciąż familijne show – całe rodziny i grupy przyjaciół siadają razem przed telewizorem, a często to właśnie emocje decydują o tym, na kogo oddadzą swój głos.

To w końcu – kto Twoim zdaniem wygra całą Eurowizję 2025?


Szwecja. Ale od razu Ci powiem – w naszym fandomie jest ktoś, kto stawia tarota, i według tej osoby… wygra Austria. A z tarotem się nie dyskutuje (śmiech)!

O! Zwłaszcza iż pierwsze zdjęcia i fragmenty próby sugerują, iż występ JJ-a będzie naprawdę widowiskowy.

Tak, choć na Eurowizji rzadko wygrywa piosenka stylistycznie podobna do zeszłorocznego zwycięzcy, chociażby pod względem estetyki czy brzmienia, a nietrudno znaleźć podobieństwa między "The Code" Nemo i "Wasted Love".

Ale może tym razem będzie inaczej? Szczególnie iż wiele osób twierdzi, iż to nie jest najmocniejszy rok, więc może wygra coś, co wpisuje się w znany i sprawdzony schemat. Jedno jest pewne: Austria to bardzo silny gracz i bez dwóch zdań będzie liczyć się w walce o zwycięstwo. Ale oczywiście najmocniej trzymam kciuki za triumf Polski!

Idź do oryginalnego materiału