Po rozwodzie z mężem Marianna długo dochodziła do siebie. Kochała swojego Zbigniewa bezgranicznie – taka już była z natury. Gdy kocha, to całym sercem, oddając się rodzinie. Z synem sprawa była prosta – to jedyny mężczyzna w życiu kobiety, którego nie da się przestać kochać.
Krzysztof po szkole postanowił poświęcić się pomaganiu innym i poszedł na medycynę. Marianna myślała, iż zawsze będzie blisko, ale syn wybrał uczelnię daleko od rodzinnego domu. Zbyszkowi było wszystko jedno, zawsze podchodził do życia z dziwnym chłodem.
„No cóż, Marianno, niech chłopak zostanie lekarzem – to jego życie, jego wybór” – mówił obojętnie.
Syn marzył o tym od dziecka.
„Mamo, ty wiesz, iż zawsze chciałem pomagać ludziom. To nic nowego. Rozumiem, iż chcesz, żebym był blisko, ale nie mogę. Jestem mężczyzną. Będziemy się widywać rzadziej, ale obiecuję przyjeżdżać, gdy tylko będę mógł. Wiesz, jak bardzo cię kocham. Jesteś najlepszą mamą na świecie. Pamiętaj o tym. Zawsze możesz na mnie liczyć” – powiedział Krzysztof, pakując torbę.
To były jego ostatnie wakacje przed końcem studiów.
„Synku, wiem, iż mogę na ciebie liczyć, dziękuję za te słowa. Ale mam jeszcze twojego tatę obok. Wszystko będzie dobrze. Nie martw się o nas.”
Po studiach Krzysztof się ożenił, znalazł pracę w Warszawie i niedługo urodziła mu się córeczka. Marianna marzyła o częstszych spotkaniach, ale dzieliła ich duża odległość, więc czekała na jego wizyty.
Ze Zbigniewem przeżyli razem dwadzieścia pięć lat. Wydawało się, iż wszystko jest w porządku. Ona – piękna, wykształcona, inteligentna. On – w latach studenckich długo ją zdobywał, choć miał konkurencję.
Była kobietą łagodną, potrafiła łagodzić konflikty zarówno w domu, jak i w pracy. On – szorstki, często niegrzeczny. Mimo to umiała do niego dotrzeć. Pomogła mu stanąć na nogi, wspólnie opracowali biznesplan. Od początku wspierała go w warsztacie samochodowym.
Pewnego dnia spotkała się z przyjaciółkami w kawiarni – Kasią i Olą. Kasia miała powód do świętowania – urodził się jej pierwszy wnuk. Znali się od lat – Ola pracowała z Marianną w biurze, a Kasia była gospodynią domową, mieszkała z mężem w dużym domu za miastem. Tym razem jednak spotkały się na kawie w mieście – Kasia przyjechała tylko na chwilę.
Rozmawiały jak zwykle o życiu, dzieciach, mężach. Nagle Kasia zapytała:
„Marianna, powiedz… Czy ty Zbyszkowi we wszystkim ufasz?”
„Tak, nie mamy przed sobą tajemnic. Dlaczego pytasz?” – zaniepokoiła się.
Przyjaciółki wymieniły spojrzenia.
„Widziałam go kilka razy w kawiarni i supermarkecie z młodą dziewczyną. Szli pod rękę. Stałam i patrzyłam, a on choćby mnie nie zauważył. Ta sama dziewczyna.”
Marianna spojrzała na nie zdziwiona.
„Może to któraś z pracy… Ma tam kilka młodych pracownic. Zresztą, nigdy niczego nie zauważyłam. Czasem wraca późno, ale ma dużo klientów.”
Po tej rozmowie zaczęła jednak uważniej przyglądać się mężowi. Później znów się uspokoiła.
Aż nadszedł ten dzień. Do domu przyszła młoda, ciężarna dziewczyna.
„Dzień dobry” – powiedziała słodkim głosem.
„Dzień dobry… Chyba się pani pomyliła?”
„Jaka pani młoda i ładna! To pani jest Marianna? Zbyszek mówił, iż jego żona jest starsza i choruje…”
„Tak, to ja. Jak widać, zdrowia nie brakuje. A pani to…?”
„Jestem Ania. Cz… czekam z Zbyszkiem na dziecko. Spotykamy się od dawna. On nie mógł się zebrać, żeby pani o tym powiedzieć. Mówi mi, iż się z panią rozwie i weźmiemy ślub…”
Marianna stała jak sparaliżowana.
„Mam dwadzieścia jeden lat. Poznaliśmy się w internecie.”
„Jak w twoim wieku można wiązać się z kimś, kto ma prawie pięćdziesiąt? Mój syn ma dwadzieścia pięć!” – powiedziała, ledwo panując nad głosem.
„Niech pani nie moralizuje. Potrzebuję starszego mężczyzny z pieniędzmi. Z młodym nie utrzymałabym dziecka.”
„Dobrze, Aniu. Zabieraj go sobie.” – Lekko popchnęła ją za drzwi.
Dziewczyna, spodziewająca się awantury, tylko wzruszyła ramionami i grzecznie się pożegnała.
Marianna rzuciła się na kanapę i rozpłakała. Później przemyślała rozmowę z mężem.
Gdy wrócił, od razu go zaskoczyła.
„Witaj, kochanie. Widzisz walizkę i torbę? To twoje rzeczy. Zabieraj je i wynoś się.”
„Marianna, co się stało?”
„Twoja Ania była tutaj. Jesteś wolny.”
Stał z torbami w drzwiach, próbował się tłumaczyć.
„Nie chcę rozwodu!”
„Nie obchodzi mnie, czego chcesz.”
Zamknęła drzwi.
Spotkali się miesiąc później w kawiarni. Zbigniew chciał podziału mieszkania – dużego, dwupoziomowego, które kupił jeszcze ojciec Marianny.
„Zostawiam sobie mieszkanie, a tobie warsztat. Nie będę się wtrącać.”
„Ale ja wynajmuję! Będzie dziecko…”
„Nie zapominasz o synu? Albo zgadzasz się na moje warunki, albo idziemy do sądu.”
Ostatecznie ojciec Marianny zadzwonił do niego – Zbyszek od razu się zgodził.
Minęło pół roku. Marianna przyzwyczaiła się do samotności. Czasem myślała, iż może postępowała źle.
„Czego się nauczyłam? Że nie można kochać mężczyzny bardziej niż siebie. On nigdy tego nie doceni. Im bardziej go kochałam, tym bardziej mnie lekceważył. Teraz wreszcie pokocham siebie.”
Przed wyjazdem do syna kupiła prezenty. Powtarzała sobie:
„Jest dobrze i będzie jeszcze lepiej. Życie jest zbyt krótkie, by tracić je na żal. Odpuściłam.”
U rodziny czuła się kochana. Wnuczka nie schodziła jej z rąk. Krzysztof wiedział o rozwodzie, ale nie poruszał tematu. Kiedyś zadzwonił do ojca – telefon odebrała Ania.
„Zbyszek jest w łazience.”
Rozłączył się i więcej nie dzwonił.
W drodze powrotnej Marianna zauważyła, iż mężczyzna w przedziale co jakiś czas na nią spoglądał. Miał siwiznę na skroniach i smutne oczy.
Gdy wysiadała, podszedł do niej.
„Przepraszam, poznajmy się”Jestem Jan,” powiedział z uśmiechem, a w jego głosie była taka szczerość, iż Marianna poczuła, jak pierwszy raz od dawna coś w niej ożywa.