"Pachinko" w 2. sezonie to telewizyjne arcydzieło, w którym pozostało więcej emocji i piękna – recenzja

serialowa.pl 4 tygodni temu

„Pachinko” w 2. sezonie zaprasza nas w podróż przez kolejne dekady z rodziną Sunji, oferując jeszcze więcej emocji, wielkich momentów historycznych i czystego piękna. To małe arcydzieło, które szkoda przegapić.

Minęły ponad dwa lata, odkąd „Pachinko” zachwyciło nas swoim fantastycznym debiutem. Wskoczenie w 2. sezon produkcji Apple TV+ – który liczy osiem odcinków, a my widzieliśmy już przedpremierowo całość – okazało się jednak zaskakująco łatwe ze względu na kilkuletni przeskok czasowy w wątku młodej Sunji (Kim Min-ha), do 1945 roku. Oczywiście, podstawy wypada pamiętać, ale też 2. sezon to nowy rozdział.

Pachinko sezon 2 – jeszcze więcej rodzinnych emocji

Ów nowy rozdział zaczyna się w Japonii 1945 roku, kiedy to kraj ten toczy coraz bardziej już beznadziejną walkę z Amerykanami. Widzimy, jak Hansu (Lee Min-ho) wraca do Osaki, uwikłany w coraz bardziej skomplikowane sprawy. Sunja dalej sprzedaje kimchi na targu – choć awansowała ze zwykłego straganu do małego barku – a jej dzieci, Noa (w nastoletniej wersji Kim Kang-hoon) i Mozasu (w kilkuletniej wersji Eunseong Kwon) gwałtownie rosną i zaczynają mieć własne zderzenia ze swoją nieoczywistą tożsamością.

„Pachinko” (Fot. Apple TV+)

W teraźniejszości, to znaczy 1989 roku, Solomon (Jin Ha) zaczyna wprowadzać w życie swój plan zemsty na biznesmenie (Yoshio Maki), którego obwinia o swoje największe życiowe niepowodzenie. Jednocześnie rumieńców nabiera jego relacja z Naomi (Anna Sawai, mająca zaskakująco dużą rolę, zważywszy, iż jednocześnie kręciła „Szōguna„). Tymczasem dorosły Mozasu (Soji Arai) otwiera nowy salon gier, a starsza Sunja Youn Yuh-jung) przypadkowo nawiązuje znajomość z samotnym japońskim dżentelmenem (Jun Kunimura, „Lament”), który kocha kwiatki, gołębie w parku i wydaje się być lekiem na dręczącą ją samotność. Przynajmniej dopóki tej przyjaźni nie odkrywa jej syn.

I to wciąż nie koniec streszczenia, bo poza powrotami znajomych postaci – tych, które wyżej wspomniałam i tych, które zobaczycie w 2. odcinku i kolejnych – pojawiają się także nowe. Jedna z głównych to tajemniczy pan Kim (Kim Sung-kyu, „Kingdom”), którego udział w tym sezonie „Pachinko” nie zakończy się na byciu miłośnikiem kuchni Sunji. Jego postać staje się kluczowa, kiedy pod koniec wojny Sunja i Kyung Hee (Eun-chae Jeong) wyjeżdżają razem z dziećmi na wieś, żeby tam przeczekać naloty Amerykanów, i oczywiście nie spodziewają się horroru, jaki nastąpi w sierpniu 1945. Bardzo gwałtownie wszystko stanie się skomplikowane, w tym także sieć ludzkich emocji.

Pachinko sezon 2 – losy Koreańczyków na tle historii

Tematycznie „Pachinko” to dokładnie ten sam serial, który pamiętacie, łączący w sobie rozbudowaną sagę koreańskiej rodziny, obejmującą aż cztery pokolenia, z uniwersalną opowieścią o imigrantach rzucanych przez los i historię w dalekie od przyjaznych miejsca. Opowieścią o rodzinie, miłości, zdradzie, odwadze i jej braku, tęsknocie za czymś, czego czasem w ogóle się nie doświadczyło, życiu w zgodzie z tradycją i przełamywaniu tradycji, największym szczęściu i najpotężniejszych tragediach, odkrywaniu tego, jak wielki jest świat – i iż niekoniecznie będzie należał do nas.

„Pachinko” (Fot. Apple TV+)

Serial Soo Hugh, oparty na bestsellerowej powieści pisarki i dziennikarki Min Jin Lee, w swoim rdzeniu był i pozostaje prostą historią o zwyczajnych ludziach idących przez życie – prostą historią, od której nie da się oderwać i która zachwyca widza tysiącem detali, uzmysławiających często w subtelny sposób wielkie dylematy, poruszające dramaty i setki lat tradycji stojące za każdą decyzją podejmowaną przez bohaterów.

Pod tym względem nic się nie zmieniło, oczywiście poza epoką historyczną. Czuć jednak, iż „Pachinko” w 2. sezonie robi to, co było wyśmienite już przed dwoma laty, jeszcze lepiej, sprawniej łącząc ze sobą różne osi czasu, do tego stopnia iż nie zawsze od razu zauważycie przejście z jednej do drugiej – to zasługa ekipy reżyserskiej, którą tym razem tworzą Leanne Welham („Mroczne materie”), Arvin Chen („Mama Boy”) i Lee Sang-il („Gniew”). Znakomicie też pogłębia swoje postacie i dodaje do fabuły kolejne tajemnice (gdzie jest Noa?), z których część pozostanie bez odpowiedzi aż do 3. sezonu.

Znacznie częściej w tym sezonie będziecie oglądać Hansu i znacznie rzadziej będziecie czuć wobec niego obrzydzenie. To prawda, iż już 1. sezon, na czele z odcinkiem o trzęsieniu ziemi, rzucił nieco światła na jego najmroczniejsze zachowania – ale teraz jednak wchodzi to na zdecydowanie nowy poziom, tak iż nie da się już jednoznacznie zdefiniować tej postaci, a niesmak zastępują inne uczucia, w tym współczucie i podziw. Krótko mówiąc, Hansu, ze swoimi pragnieniami posiadania rodziny, wpasowania się, dojścia do czegoś w życiu, jest po prostu bardzo ludzki – i w 2. sezonie mocno to widać.

Pachinko sezon 2 – Japonia pod koniec II wojny światowej

W nowym sezonie, znów, jeszcze sprawniej niż w poprzednim, „Pachinko” łączy ze sobą prostotę rodzinnej sagi, gdzie do rangi wydarzeń odcinka urastają codzienne, wręcz banalne sprawy, z pełną rozmachu opowieścią o wielkiej historii dziejącej się na oczach bohaterów. Nie brakuje odcinka o ataku atomowym na Hiroszimę i Nagasaki – rozpoznacie go błyskawicznie po czarno-białym początku i braku roztańczonej czołówki, którą dostaliśmy w zupełnie nowej wersji – i, podobnie jak w przypadku odcinka z trzęsieniem ziemi w Yokohamie z 1. serii, jest to historia znacznie wychodząca poza to, co jest powszechnie znane, bo dotykająca bezpośrednio kogoś z bliskich Sunji.

„Pachinko” (Fot. Apple TV+)

Z drugiej strony, trudno uznać za mniej znaczącą scenę, w której starsza Sunja i Naomi gotują razem kolację, w oszczędnych słowach zgodnie stwierdzając, iż jedzenie nie jest tylko jedzeniem, czy wspólne momenty Sunji z jej nowym przyjacielem albo dziecięce zapewnienia Mozasu (Eunseong Kwon to, tak na marginesie, najlepszy nowy casting w 2. sezonie „Pachinko” – czysta energia, rozbrajająca charyzma i po prostu żywe srebrno), iż chce być bogaty, bo tylko to rozwiąże wszystkie życiowe problemy jego mamy.

Imigranckie traumy przybierają w serialu wiele oblicz i dotykają także tych, którzy nie uważają się za straumatyzowanych, wydarzenia historyczne zmieniają ludzkie życia, ale często to te najdrobniejsze, najbardziej prywatne sprawy poruszają najbardziej.

Pachinko sezon 2 – oglądajcie, bo to małe arcydzieło

Tkając skomplikowane, splątane ze sobą losy Koreańczyków i Japończyków na przestrzeni kilku dekad, „Pachinko” było i pozostaje bardzo klarownie poprowadzoną fabułą. Scenariusz to była i jest pierwsza klasa, a do tego wypada dorzucić komplementy na temat absolutnie każdej możliwej strony przedsięwzięcia. Apple nie należy do tych platform streamingowych, które oszczędzają na czymkolwiek, więc na najwyższym poziomie jest dosłownie każdy aspekt serialu, począwszy od zdjęć, reżyserii, aktorstwa, scenografii i kostiumów, a skończywszy na oprawie muzycznej.

„Pachinko” (Fot. Apple TV+)

To tak w zasadzie blisko ośmiogodzinne kinowe widowisko, będące jednocześnie bardzo tradycyjnie skonstruowanym serialem, gdzie każdy odcinek otwiera długa czołówka, a następnie otrzymujemy osobny mały rozdział większej opowieści. W czasach bezkształtnych „wielogodzinnych filmów”, przycisków „przewiń czołówkę” i spotów reklamowych wjeżdżających na napisy końcowe seriale Apple’a generalnie są jak powiew świeżego powietrza, a „Pachinko” pod względem jakości to absolutny top.

Kiedy serial startował wiosną 2022 roku, często zestawiano go z sytuacją ukraińskich uchodźców. Tematyczną bliskość dziejącej się w Azji historii dosłownie się wtedy czuło. I to wrażenie nie zmienia się wraz z kolejnym rozdziałem. „Pachinko” przełamuje wiele barier, opowiadając sagę rodziny Sunji uniwersalnym popkulturowym językiem i stawiając na totalne emocje oraz czyste piękno zaklęte w obrazach z codziennego życia. Oglądajcie, bo to małe arcydzieło. Nie ma teraz niczego lepszego w streamingu.

Pachinko sezon 2 – kolejne odcinki w piątki na Apple TV+

Idź do oryginalnego materiału