Nintendo wyjątkowo mocno przywiązuje się do swoich marek. Trochę jak mały samolubny chłopiec, który boi się, iż koledzy popsują mu jego ulubione zabawki. Doprowadziło to do sytuacji, w której zapomnieć możemy o pograniu w przygody Mario czy łapaniu Pokemonów na platformach innych, niż te od wielkiego N. Na szczęście, od czasu do czas pojawia się któryś ze starszych braci przypominający, iż nie wszystko należy do naszego rozwydrzonego przyjaciela.
Z wielką euforią przyjęłam fakt, iż Capcom wciąż ma dużo do powiedzenia w kwestii MonHunowych spin-offów i zarówno pierwsza, jak i druga część "Monster Hunter Stories" pojawiają się na konsoli Sony. Użyję tu trochę wyświechtanego stwierdzenia, ale regularne odsłony polowań na wielkie bestie wpisują się raczej w kategorię gier "nie dla wszystkich". Wysoki poziom trudności i miejscami archaiczny gameplay zmusił już wielu odważnych do odwrotu. Tym bardziej warto zerknąć w stronę opowieści ze świata łowców potworów.
Niech nie zwiedzie Was cukierkowa oprawa. Pod paletą uroczych kolorków skrywają się wciągające historie o przyjaźni, lojalności i umiłowaniu dzikiej przyrody. Akcenty z tropienia jednego potwora przez bitą godzinę przerzucono na szybkie i łatwe do zrozumienia potyczki. Wszystkie rozgrywać się będą w trybie papier-kamień-nożyce, choć z biegiem czasu uraczeni zostaniemy drobnymi modyfikacjami tego systemu. Ataki oparte o technikę, siłę i szybkość będą miały różną efektywność w zależności od dzierżonej broni. Całość jest mocno intuicyjna, a liczne tutoriale pozwolą z łatwością zrozumieć wszystkie aspekty rozgrywki.
Poza walką spędzimy też dużo czasu w eksploracji i przekopywaniu gniazd w poszukiwaniu jajek. To z nich wykluwamy naszych nowych kompanów. Od powolnych, mało wytrzymałych roślinożerców po agresywne, wypełnione żądzą krwi drapieżniki. Ba, przy dobrych wiatrach szeregi drużyny zasilą najpotężniejsze i niemalże legendarne bestie prosto z koszmarów. Wachlarz dostępnych potworków jest imponujący i zobaczenie ich wszystkich z pewnością zajmie graczom sporo czasu.
Spin-offy pozwalają złapać nieco inną perspektywę na przemierzające kontynent stworzenia. To nie bezmyślne, kierujące się wyłącznie instynktem gady. jeżeli otoczymy je opieką oraz zapewnimy im odrobinę uczucia, one w zamian staną przy naszym boku i będą walczyć do upadłego w obronie naszych ideałów. Dosiadanie rozentuzjazmowanego Velocipreya to zaledwie początek, a na odkrycie czeka jeszcze wiele innych intrygujących bestii.
Szczególnie zadowoleni powinni być fani pierwszej części. Gdy w 2017 r. gra wpadła na już lekko dogorywającego 3DSa, Capcom obiecał graczom trzy aktualizacje wprowadzające do gry nowe zadania i potworki. Z zapewnień wywiązał się tylko częściowo. O ile Japończycy dostali wszystkie obiecane funkcjonalności, o tyle reszta świata musiała zadowolić się jednym patchem. Remaster "Monster Hunter Stories" wreszcie zaoferuje graczom pełnię doznań i uczyni grę kompletną. Mi samej nie udało się przebrnąć przez pierwszą część na 3DSie. Z tym większym entuzjazmem podchodzę do remastera, licząc na to, iż przeniesienie tego tytułu na duży ekran naprawi bolączki, które odrzuciły mnie od oryginału. Wreszcie piksele nie będą mi wybijać oczu dzięki poprawionym modelom postaci, wzbogaconym teksturom i lepszemu operowaniu światłocieniem – przynajmniej na tyle, na ile możliwe to jest w grze opartej w dużej mierze o stylistykę chibi.
Zadbano również o polską wersję językową. Była ona co prawda dostępna w "Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin", ale jej obecność w pierwszej części to kompletna nowość. Tym samym, uniwersum otwiera się trochę bardziej na młodszych graczy. Ponadto, poszerzono też listę udźwiękowionych dialogów dla zarówno japońskiej, jak i angielskiej wersji językowej.
Capcom długo walczył o wzrost rozpoznawalności i popularności jednej ze swoich sztandarowych serii. W tym roku po raz kolejny szykuje dla graczy długie godziny rozgrywki. Będą one z pewnością wypełnione eksploracją, walką i odkrywaniem licznych sekretów kryjących się w kolorowych światach. "Monster Hunter Stories" oraz "Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin" mają szansę zyskać w te wakacje drugie życie.
Z wielką euforią przyjęłam fakt, iż Capcom wciąż ma dużo do powiedzenia w kwestii MonHunowych spin-offów i zarówno pierwsza, jak i druga część "Monster Hunter Stories" pojawiają się na konsoli Sony. Użyję tu trochę wyświechtanego stwierdzenia, ale regularne odsłony polowań na wielkie bestie wpisują się raczej w kategorię gier "nie dla wszystkich". Wysoki poziom trudności i miejscami archaiczny gameplay zmusił już wielu odważnych do odwrotu. Tym bardziej warto zerknąć w stronę opowieści ze świata łowców potworów.
Niech nie zwiedzie Was cukierkowa oprawa. Pod paletą uroczych kolorków skrywają się wciągające historie o przyjaźni, lojalności i umiłowaniu dzikiej przyrody. Akcenty z tropienia jednego potwora przez bitą godzinę przerzucono na szybkie i łatwe do zrozumienia potyczki. Wszystkie rozgrywać się będą w trybie papier-kamień-nożyce, choć z biegiem czasu uraczeni zostaniemy drobnymi modyfikacjami tego systemu. Ataki oparte o technikę, siłę i szybkość będą miały różną efektywność w zależności od dzierżonej broni. Całość jest mocno intuicyjna, a liczne tutoriale pozwolą z łatwością zrozumieć wszystkie aspekty rozgrywki.
Poza walką spędzimy też dużo czasu w eksploracji i przekopywaniu gniazd w poszukiwaniu jajek. To z nich wykluwamy naszych nowych kompanów. Od powolnych, mało wytrzymałych roślinożerców po agresywne, wypełnione żądzą krwi drapieżniki. Ba, przy dobrych wiatrach szeregi drużyny zasilą najpotężniejsze i niemalże legendarne bestie prosto z koszmarów. Wachlarz dostępnych potworków jest imponujący i zobaczenie ich wszystkich z pewnością zajmie graczom sporo czasu.
Spin-offy pozwalają złapać nieco inną perspektywę na przemierzające kontynent stworzenia. To nie bezmyślne, kierujące się wyłącznie instynktem gady. jeżeli otoczymy je opieką oraz zapewnimy im odrobinę uczucia, one w zamian staną przy naszym boku i będą walczyć do upadłego w obronie naszych ideałów. Dosiadanie rozentuzjazmowanego Velocipreya to zaledwie początek, a na odkrycie czeka jeszcze wiele innych intrygujących bestii.
Szczególnie zadowoleni powinni być fani pierwszej części. Gdy w 2017 r. gra wpadła na już lekko dogorywającego 3DSa, Capcom obiecał graczom trzy aktualizacje wprowadzające do gry nowe zadania i potworki. Z zapewnień wywiązał się tylko częściowo. O ile Japończycy dostali wszystkie obiecane funkcjonalności, o tyle reszta świata musiała zadowolić się jednym patchem. Remaster "Monster Hunter Stories" wreszcie zaoferuje graczom pełnię doznań i uczyni grę kompletną. Mi samej nie udało się przebrnąć przez pierwszą część na 3DSie. Z tym większym entuzjazmem podchodzę do remastera, licząc na to, iż przeniesienie tego tytułu na duży ekran naprawi bolączki, które odrzuciły mnie od oryginału. Wreszcie piksele nie będą mi wybijać oczu dzięki poprawionym modelom postaci, wzbogaconym teksturom i lepszemu operowaniu światłocieniem – przynajmniej na tyle, na ile możliwe to jest w grze opartej w dużej mierze o stylistykę chibi.
Zadbano również o polską wersję językową. Była ona co prawda dostępna w "Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin", ale jej obecność w pierwszej części to kompletna nowość. Tym samym, uniwersum otwiera się trochę bardziej na młodszych graczy. Ponadto, poszerzono też listę udźwiękowionych dialogów dla zarówno japońskiej, jak i angielskiej wersji językowej.
Capcom długo walczył o wzrost rozpoznawalności i popularności jednej ze swoich sztandarowych serii. W tym roku po raz kolejny szykuje dla graczy długie godziny rozgrywki. Będą one z pewnością wypełnione eksploracją, walką i odkrywaniem licznych sekretów kryjących się w kolorowych światach. "Monster Hunter Stories" oraz "Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin" mają szansę zyskać w te wakacje drugie życie.