25 października 2024 r. o godzinie 20:00 w Warszawie przy ul. Marszałkowskiej 103 nastąpiło uroczyste otwarcie nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Twórcy i miłośnicy aktualnych trendów w sztuce czekali na ten moment 18 lat.
Historia powstania długo oczekiwanej placówki kultury mogłaby posłużyć za kanwę dramatu filmowego, a może choćby thrillera pełnego nagłych zwrotów akcji, nieoczywistych decyzji, z dużymi pieniędzmi w tle. Informacje na ten temat łatwo znaleźć w zasobach internetu, zatem losy instytucji można pominąć.
Krótko rzecz ujmując: w śródmieściu stolicy, pomiędzy Domami Towarowymi „Centrum”, których estetyczna świetność minęła jakieś 40. lat temu a Pałacem Kultury i Nauki, będącym nieaktualnym symbolem przyjaźni Polski Ludowej i Związku Radzieckiego, i smukłymi wieżowcami ze stali i szkła posadowiono biała budowlę, która może kojarzyć się z magazynem produktów farmaceutycznych, szpitalem chorób zakaźnych, pudełkiem na buty, domem dla białych szczurów czy, jak mówią miejscowi, z klocem. Obiekt jest szpetny i kompletnie wyrwany z urbanistycznego kontekstu.

Jakub Głaz w artykule „Koszmar czy majstersztyk? By ocenić Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, trzeba odczekać dziesięć lat”, jaki ukazał się w miesięczniku „Architektura & Biznes” słusznie zauważył:
(…) Niezależnie od dobrych proporcji i przyzwoitego wykonania betonowe prostopadłościany o zwartych gładkich murach (z małą liczbą okien) niemal zawsze będą odbierane jako opresja i oceniane jako „bezduszne pudło”. Zwłaszcza jeżeli staną tam, gdzie — jak to bywa w miejskiej tkance — oczekujemy zróżnicowania, rytmu, dobrej relacji wnętrze–zewnętrze. MSN stoi w pokancerowanym miejscu Warszawy, które wręcz woła o te miejskie cechy, ale — nic z tego. I uprzedzając polemikę: nie, nie chciałbym, żeby Muzeum udawało szereg różnych kamienic bądź biurowców. Nie marzę o fikuśnej ikonie i efekcie „wow”. Chodzi mi jedynie o przetransponowane na obiekt muzealny przyjazne wrażenie, które daje zróżnicowana miejska zabudowa albo efektowny budynek.
Bo, zgodnie z tym, co podpowiada nam i doświadczenie, i najnowsze badania mózgu, gładkie betonowe ściany rodzą odmienne uczucia: niechęć, pragnienie ucieczki, nudę. Kulturowo przynależą do tak przyjaznych kategorii jak więzienie, warownia, magazyn, silos, supermarket. Owszem, zdarza się, iż doceniamy dobre proporcje i bryły takich budowli, zwłaszcza z oddali i wśród zieleni, ale przebywamy tuż obok nich bez przyjemności. Bywa tak też z innymi warownymi muzeami (wystarczy przejść się kilometr do Narodowego). Prawdopodobnie będzie tak i z MSN, które obiektywnie ma przyzwoite proporcje i skalę, interesujące podziały elewacji, ale subiektywnie może jednak odpychać, co pojmuję, bo — jak dotąd — czuję to samo. Rozumiem, ale raczej nie pokocham (…).
Jest jeszcze jeden bardzo istotny aspekt: nie wydaje się możliwe, aby MSN mogło funkcjonować w integracji z najbliższym otoczeniem chyba, iż kogoś pociąga „betonoza” i zdecyduje się rozłożyć kocyk na kamiennych płytach. Z tego względu Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski i Zachętę — Narodową Galerię Sztuki porównać można do wygodnych, pluszowych foteli, a MSN do krzesła elektrycznego, dla niepoznaki pomazanego na biało.

We wnętrzu jest lepiej: surowo, jasno, świetliście i dość przestronnie, ale łatwo dostrzec braki w ergonomii. Część kawiarniana jest zdecydowanie zbyt mała, a miejsce obsługi wręcz ciasne, podobnie powierzchnia wydzielona na sklepik i księgarnię. Najgorzej wypada recepcja, gdzie znajdują się jedynie trzy stanowiska kasowe; tak fatalnie zaprojektowanego punktu obsługi próżno szukać gdziekolwiek indziej. Pod tym względem krakowski MOCAK bije MSN na głowę.

Ogólne wrażenie z pobytu uznać można za mocno rozczarowujące, jednak najważniejsze nie jest opakowanie ale zawartość. O wystawach będzie można przeczytać w kolejnym sprawozdaniu z wizyty w Muzeum. Teraz tylko dwa zdania o prezentacji zatytułowanej „Czy złożyłabyś tu jaja? – Nawiedzone krajobrazy miejskiego mokradła” przygotowanej przez Grupę Zakole w składzie: Zuzanna Derlacz, Krystyna Jędrzejewska-Szmek, Aleksandra Knychalska, Olga Roszkowska i Pola Salicka.
W opisie ekspozycji znalazły się następujące stwierdzenia:
Wystawa podejmuje temat styku między miastem i mokradłem, w którym przyroda i miejska infrastruktura wzajemnie się przenikają, tworząc napięcia, nawiedzenia i współzależności. Działania w Galerii A czerpią z praktyk pracy w terenie i bezpośredniego doświadczania miejsca. Tytułowe pytanie „Czy złożyłabyś tu jaja?” zostało zainspirowane dyskusją podczas społecznej inwentaryzacji płaziej na Zakolu Wawerskim, położonym zaledwie kilka kilometrów od centrum stolicy.
Wielogłosowa opowieść o duchach miejskiego mokradła wytwarza przestrzeń do spotkań i odpoczynku, zaprasza do zagłębienia się w jej zakamarki i współtworzenia historii. „Otwierając się na zagmatwanie mokradłowego świata, będziemy lepić, nucić, czytać, pleść, skakać, nasłuchiwać, planować, negocjować, śnić i snuć wizje zakolskich przeszłości i przyszłości” – zapraszają artyski tworzące grupę ZAKOLE.
Na wystawie zobaczymy nie tyle tradycyjne obiekty, co „obiekto-historie”, które przywołują opowieści z perspektywy więcej-niż-ludzkiej, czyli zwierząt, roślin, ludzi i sił kształtujących miejskie mokradło.
Instalacja tekstylna, projekcje wideo i rzeźby, a także działania aktywujące przestrzeń w ramach programu publicznego, przybliżają złożoność dzikich terenów w mieście, zachęcając do budowania z nimi osobistych relacji.
Kawałki trzciny i liści, nasiona, muszelki, drobne kamyki, kulki styropianu, zlepione razem w strukturę klejoną na ślinę. Muszelka po muszelce, kamyk po kamyku, kulka po kulce – tak larwa chruścika buduje swój dom, łącząc w nim różne porządki i opowieści. Kolekcję tę nosi cały czas ze sobą, powoli przemierzając bagienne niecki. Kiedy jest na to gotowa, radykalnie zmienia swoją tożsamość, wylatując z bezpiecznego schronienia i zostawiając za sobą zlepek wodnych znalezisk.

Nie bardzo wiadomo, jak zrecenzować to, co przygotowały młode kobiety, chyba jedynie jako żart i to niezbyt wyszukany, bo jeżeli ktoś ma życzenie przyjrzeć się jak wyglądają podniszczone koce i narzuty, a także wyłowione z wody śmieci, to zdecydowanie lepiej wybrać się do sklepu z używanymi rzeczami albo na wysypisko odpadów. To samo dotyczy przykrych zapachów, lepszym miejscem do realizacji aktywności poznawczej będzie wyjazd w okolice oczyszczalni ścieków.
A jeżeli komuś zabrakło wrażeń mógł w muzealnym sklepiku wzmocnić doznania kupując za 39 zł zeszyt w kratkę, szklankę za 105 zł albo dziwaczny kubek do napojów za 590 zł.
Ceny biletów: 30 zł – normalny, 20 zł – ulgowy.
→ (mb)
3.04.2025
• foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska
• więcej o wystawach plastycznych: > tutaj