- W maju 2024 r. doszło do wypadku w kopalni Mysłowice-Wesołe, zadzwoniła do mnie telewizja śniadaniowa z zaproszeniem, żebym to na świeżo skomentowała. Podziękowałam, wydaje mi się nieetyczne, by między kawą a herbatą rozmawiać o śmierci i czyimś nieszczęściu
- Babcia pewnej studentki opowiadała, iż miała zakaz pracy w rękawicach, przebierała węgiel manualnie, choćby nie było płuczki, tylko sortownia. Co to zrobiło z jej rękami, z jej słuchem… Ona nie potrafi funkcjonować w ciszy, potrzebuje tego huku
- Ostatnio zwaliła mnie z nóg opowieść żony zawodowego ratownika górniczego. Myślę, iż bardzo świadomie mąż i żona nie dopuszczają nawzajem do wyparcia, wypracowali mechanizmy radzenia sobie z traumą towarzyszącą każdej akcji ratowniczej
- Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
*Dr Monika Glosowitz: Jechałam do pracy, kiedy mijały mnie karetki. choćby przez chwilę nie pomyślałam, iż jadą na kopalnię Knurów-Szczygłowice (mowa o wypadku w kopalni 22 stycznia). Gdy wracałam, wiedziałam już, co się stało, słuchałam wiadomości. Informacją były dla mnie nie słowa lekarzy o obrażeniach doznanych przez górników, ale to, co nie zostało powiedziane. Wiem to po opowieści żony górnika. Mąż nauczył ją rozpoznawania rodzaju komunikatów, kiedy nic już nie da się zrobić, wyczytywania spomiędzy wierszy.
Beata Dżon-Ozimek: Ta tragedia zdarzyła się w twoim sąsiedztwie.
Górnicy, którzy zginęli w kopalni Szczygłowice, to też mieszkańcy mojej dzielnicy i sąsiedniej Czerwionki-Leszczyn. Na to nie da się przygotować. Mnie za każdym razem porusza i wzrusza, iż całe społeczności jednoczą się wtedy w modlitwie, zresztą rola kościoła jest tu ogromna. Nie mamy domu kultury, jest straż pożarna z biblioteką i kościół. A to są te pierwsze, szalenie istotne reakcje zbiorowe, które pozwalają przetrwać rodzinie, tym, którzy zostają sami z takim ciężarem. Dzień po dniu pojawiały się przecież informacje, iż kolejni górnicy umierali od poparzeń.
Czy w środowisku górniczym mówi się o jakichś znakach?
To nie metafizyka, ale mówimy, iż występują czarne serie. Były Szczygłowice, potem kopalnia Marcel – tam zginął górnik, zaraz Mysłowice-Wesoła. To idzie cyklami, jak nieustanna, zapętlająca się żałoba. Rok temu był wstrząs w Mysłowicach, już nieobecny w świeżej pamięci, zginęło trzech górników. W rodzinie, która została dotknięta tragedią, każde doniesienie o śmierci będzie zawsze otwierało traumę. Nie wyobrażam sobie tych ataków bólu po każdej informacji o wypadku. To element, który warunkuje nasze życie jako społeczności, od gminnej po regionalną. I chyba nigdy dość uświadamiania, iż wpływa na nas na każdym poziomie funkcjonowania jako zbiorowości. Chyba jest tak, iż im bardziej niebezpieczne warunki życia, tym silniejsze mechanizmy solidaryzowania się. Dlatego np. związki zawodowe mają tu taką pozycję.
Pracujesz z kobietami z rodzin górniczych nad wydobywaniem i zachowaniem pamięci o nich.
To już prawie cztery lata, nie myślałam, iż to będzie taka część mojego życia. Na początku razem ze Stowarzyszeniem Ruch Rozwoju Gminy Czerwionka-Leszczyny zaprosiliśmy tamtejsze kobiety na warsztaty. Wyrosłam w dzielnicy obok, w Leszczynach mieszkali moi dziadkowie. Dziadek pracował na kopalni. Używam sformułowania „kobiety z rodzin górniczych”, to te, które pracowały czy pracują w górnictwie, w infrastrukturze przemysłowej Górnego Śląska, powolutku zamykanej, i oczywiście żony górników, ale też ich krewne – matki, córki, siostry, wnuczki.
I zabrzmiał głos kobiecy.
Pojawiały się opowieści, kobiety przynosiły na warsztaty różne rzeczy, powstała wystawa i cykl fotoportretów w ważnych dla portretowanych miejscach. Zrobiła je Karolina Jonderko, znakomita fotografka, córka górnika.

Trzeci etap konkursu był adresowany do kobiet z całego województwa śląskiego z włączonym automatycznie Zagłębiem. Śląskie zaskoczyło mnie różnorodnością. Wydaliśmy oddolnie książkę – gromadziła opowieści mówione, pisane w formie tekstów, zdjęcia, ale i dokumenty, choćby przepisy. Poprawiona, trochę zmieniona wersja ukazała się pod koniec 2024 r. nakładem Wydawnictwa Biblioteki Śląskiej jako „Opowieści kobiet z rodzin górniczych”.
Pojawiają się w niej górniczki.
Odkrycie opowieści górniczek było dla mnie piorunujące. Ubiegłoroczny plakat konkursu na pamiętniki powstał na podstawie archiwalnego zdjęcia kobiet pracujących na płuczce. W odpowiedzi na wezwanie konkursowe pojawiły się opowieści pracownic, głównie zakładów przeróbczych, o tym, iż kobiety zjeżdżały na dół. Babcia pewnej studentki opowiadała, iż miała zakaz pracy w rękawicach, przebierała węgiel manualnie, choćby nie było płuczki, tylko sortownia. Co to zrobiło z jej rękami, z jej słuchem… Ona nie potrafi funkcjonować w ciszy, potrzebuje tego huku.
Ośmieliłaś kobiety górniczego Śląska i Zagłębia, by uwierzyły, iż ich opowieść jest ważna.
Czegoś takiego się nie spodziewałam. Myślałam, iż zbiorę teksty i opracuję je naukowo jako literaturoznawczyni wychylona w stronę antropologii, szeroko pojętych badań społecznych. A tu powinno zostać uruchomionych wiele narzędzi, żeby kompleksowo opowiedzieć o doświadczeniach kobiet i o ich pamiętnikach jako zjawisku. Istnieje biała plama nie tylko w badaniach, ale też w pamięci zbiorowej, pamięci kulturowej regionu. Brakuje opowieści samych kobiet z rodzin górniczych, brakuje szeroko zakrojonej refleksji o ich roli i miejscu w historii, choćby w tutejszej ekonomii, jako fundamentu gospodarki uprzemysłowionego regionu, który za chwilę zmierzy się z własnym odprzemysłowieniem.
Uważa się, iż rodzina górnicza powinna mieć w swoim DNA gotowość na nieszczęście, na wypadek pod ziemią.
Pytanie o strach pojawia się często, media są nim bardzo zainteresowane. W maju 2024 r. doszło do wypadku w kopalni Mysłowice-Wesołe, zadzwoniła do mnie telewizja śniadaniowa z zaproszeniem, żebym to na świeżo skomentowała. Podziękowałam, wydaje mi się nieetyczne, by między kawą a herbatą rozmawiać o śmierci i czyimś nieszczęściu. To wielki temat, który przegaduję z innymi dziećmi z rodzin górniczych.
Rozmawiamy o determinizmie, który jakoś definiuje życie rodziny górniczej. Wyrastałyśmy w często chyba nieuświadomionym strachu o to, iż tata nie wyjedzie. Ta obawa nie była głośno wyrażana w mojej rodzinie. To wspólny mianownik opowieści kobiet z rodzin górniczych w naszej książce. Strach jest niedopowiedziany, funkcjonuje w opowieściach na ukrytym poziomie, choć wyartykułowanych deklaracji lęku też jest sporo. To nie jest tak, iż można się przygotować i iż kobiety z rodzin górniczych są bardziej gotowe mierzyć się z tego rodzaju tragedią jak śmierć męża.
Muszą z tym lękiem żyć każdego dnia, one i dzieci.
Następuje coś, co obejmuje całą rodzinę, pewnego rodzaju wyparcie tego strachu, konieczne, żeby funkcjonować na co dzień. To wyparcie przybiera inną formę u mężczyzn, którzy, jak wynika z opowieści kobiet, najczęściej nie rozmawiają o tym ze swoimi rodzinami, oszczędzają im historii z dołu. I prawdopodobnie determinuje nasze zachowania, wypracowujemy mechanizmy radzenia sobie z lękiem, dziedziczymy je być może w wyniku socjalizacji w rodzinach górniczych. Te mechanizmy przekładają się na nasze sposoby komunikacji niewerbalnej, rodzaj napięcia, które nam towarzyszy. W moim przypadku, a nie jestem przecież jedyna, to są także historie rodzin dysfunkcyjnych. To skomplikowany, nawarstwiający się proces. Same diagnozujemy napięcie i szukamy jego przyczyn, te domorosłe autoterapeutyczne narracje mogą być, jak sądzę, przekute w hipotezy badawcze.
Każda bohaterka ma swój sposób obchodzenia się ze strachem.
Przypominam sobie opowieść młodej dziewczyny, żony sztygara górniczego z mojej ulicy, która ma taki sposób: wysyła SMS-a, wie, iż jest niedostarczony, a jak mąż wyjeżdża, SMS wskakuje, odebrał. Są też sytuacje związane z eskalacją strachu, opowieść pani Moniki, kiedy była dzieckiem: „Dzień dobry, możemy prosić dla taty ubranie na zmianę? Świat mi się zawalił. To był już koniec. Uczucie bezsilności. – Tacie ukradli ubranie z haka, czeka w ręczniku… – wyjaśnił gwałtownie drugi”. To ma wymiar zbiorowy i myślę, iż potrzebna jest nam jako rodzinom górniczym – czy tej społeczności, regionalnie – jakiegoś rodzaju terapia.
Twoje warsztaty dały wiele tym kobietom.
W pewnym momencie byłam przerażona, iż przeradzają się ze zbiorowej opowieści w próbę terapeutyzowania się poprzez akt wypowiadania na głos własnego bólu, strachu, żalu. Jednak dzięki temu, iż mają charakter długofalowy i relacyjny, iż nigdy żadna z nas nie zostaje sama z ciężarem tych opowieści, wykształciło się z nich nie kółko literackie, ale grupa wsparcia. Poznałyśmy się z częścią pań w roku 2022, jesteśmy cały czas w kontakcie, przychodzą na kolejne uroczystości, poznają się z paniami z następnych etapów, nawiązują więzi, dzielimy się wzruszeniami, jak po spektaklu „Mianujom mie Hanka”. Ta relacja się pogłębia, zmieniają się konfiguracje i to sprawia, iż wielokrotnie różne sprawy otwierają się we mnie na nowo i mogę z różnymi tematami głęboko pracować. Zaskoczeń i wzruszeń jest wciąż dużo.
Zbierasz kolejne historie, jakbyś wydobywała je z głębszych pokładów.
Pracuję z kilkoma instytucjami, chcemy kontynuować tradycję konkursu na pamiętniki. We współpracy z Muzeum Górnictwa Węglowego robimy warsztaty, a później nagrywamy te opowieści audio-wideo. Ostatnio zwaliła mnie z nóg opowieść żony zawodowego ratownika górniczego. Myślę, iż bardzo świadomie mąż i żona nie dopuszczają nawzajem do wyparcia, wypracowali mechanizmy radzenia sobie z traumą towarzyszącą każdej akcji ratowniczej. Jak mąż przyjeżdża z akcji, ona go o nic nie pyta, siadają przed białą ścianą, którą mają w domu, w ciszy patrzą na tę ścianę, jakby oczyszczając się z obrazów. Potem idą to „wychodzić”. Ona wie, on wie. Stała się dla niego mocną podporą w tym procesie przepracowywania, by nie zostawać z obrazami spod ziemi w momencie wypadku, czasem doświadczeniem niemożności ratowania. Nie chcemy sobie wyobrażać, dokąd zjeżdżają ratownicy.

Jak jest z kobiecymi głosami w innych regionach górniczych świata?
Niedawno wróciłam z konferencji o dezindustrializacji w Glasgow, mogłam skonfrontować swój pomysł z tym, co się dzieje w temacie pamięci w innych regionach górniczych. Takie projekty są podejmowane zwykle wiele dekad po dezindustrializacji. Są choćby zawężane do opowieści o roli kobiet w strajkach, gdy Margaret Thatcher zamykała kopalnie. To było coś niezwykle budującego – taka transnarodowa sieć badawczo-interwencyjna, u nas jeszcze interwencyjna. W Asturii, gdzie pomysł mi wykiełkował, w 2014 r. zamknięto przedostatnią kopalnię, jedna pozostało czynna, a reszta to już ekomuzea. To trend europejski: rewitalizujemy i przekształcamy kopalnie w taki dziwny twór.
Może warto byłoby się spotykać w różnych miejscach w Polsce, opowiadać o prawdziwym życiu regionu górniczego?
Na pewno też o tym, iż można chcieć jednocześnie mieć pracę w kopalni i mieć czyste powietrze. O tym, iż można godzić ruch na rzecz godności pracowniczej z ruchem na rzecz czystego środowiska. Może trzeba przestać mówić jedynie o tym, iż górnicy są roszczeniowi i palą opony? Jasne, iż kto tego nie doświadcza na co dzień, nie jest w stanie zrozumieć, ale mógłby posłuchać, dowiedzieć się, przekonać.
To boleśnie widać w chwilach katastrof górniczych.
Z zewnątrz dociera współczucie warunkowe: współczujemy wam tragedii, śmierci mężów, ojców, ale kopalnie i tak są do zamknięcia. Współczujemy, ale to nie zmienia faktu, iż jesteście zbędni. Nie da się choćby w tak dramatycznych momentach wyłączyć dyskursu związanego z oceną ekonomiczną przemysłu górniczego jako tego, który powinien odejść. Odzywają się też resentymenty, często mierzę się z nimi w swojej pracy, są głęboko utrwalone, zakorzenione. Tego sobie chyba nie poukładaliśmy w debacie publicznej, w narracji, która nie byłaby tylko doraźnym komentarzem dotyczącym kolejnych prób restrukturyzacji górnictwa.
*Dr Monika Glosowitz – literaturoznawczyni, krytyczka literacka (Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Śląskiego). Córka górnika, wnuczka górników. Pod jej redakcją ukazały się „Opowieści kobiet z rodzin górniczych”.