Mistrz i makieta. Leszno Romana Kosmali

kulturaupodstaw.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: fot. z archiwum Romana Kosmali


Aleja Juliusza Słowackiego w Lesznie

Kilka lat temu rozpoczęła się rewitalizacja Alei Słowackiego w Lesznie. Zniknęło szpecące ogrodzenie, pojawiła się ścieżka pieszo-rowerowa, stojaki na rowery, nowe nasadzenia zieleni, ławki oraz kosze na śmieci. Sporym przeobrażeniom poddany został biegnący wzdłuż alei industrialny budynek dawnej Fabryki Pomp. w tej chwili mieści w swoich imponujących, nietynkowanych murach m.in. kawiarnię z letnim ogrodem.

U zbiegu alei Słowackiego z ulicą Narutowicza realizowane są kulturalne wydarzenia, choćby takie jak kino letnie czy koncerty muzyczne. To właśnie na przecięciu tych traktów stanęła makieta Leszna autorstwa Romana Kosmali.

Teren wokół makiety bardzo gwałtownie stał się jednym z ulubionych miejsc wypoczynku lokalnej społeczności.

Artysta

„Kamień i metal pragnę nasycić ciepłem, miłością i nadać im siłę rodzącą marzenia, pozwalającą, przenosić w nieznane obszary naszej wyobraźni” – to fragment kredo artysty, które nie pozostawia wątpliwości, iż w swoją prace wkłada całe serce.

O artystycznym geniuszu Romana Kosmali świadczyć mogą zdobyte dyplomy: na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Biologii i Nauk o Ziemi (1972), a także dwa dyplomy z wyróżnieniem w poznańskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych: na Wydziale Wychowania Plastycznego (1991) oraz na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby, w pracowni prof. Józefa Petruka (1993).

Z kolei o tym, iż jest artystą wszechstronnym, przekonuje swoimi realizacjami. Warto wskazać m.in. realizacje sakralne (kompozycje ołtarzowe i figuralne), pomniki (np. Romana Wilhelmiego w Poznaniu), tablice (np. hrabiego Edwarda Raczyńskiego na gmachu Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu), rysunki (np. cykl Miejsca chronione), medale czy makiety.

Rozmowa z Romanem Kosmalą

Mateusz Gołembka: Często bywa pan w Lesznie?

Roman Kosmala: Mamy w Lesznie przyjaciół i rodzinę. Mieszkała tutaj moja bratowa Wiesława Kosmala-Nowak, interesująca się historią miasta. Bardzo cieszyła się z moich dokonań w swoim ukochanym Lesznie. przez cały czas mieszka tutaj moja bratanica.

MG: Świadomie rozpocząłem od pytania o Leszno. Jaka jest różnica podczas pracy nad makietą rodzinnego Poznania a wspomnianego Leszna?

RK: Różnica była tutaj bardzo spora. Przede wszystkim ze względu na fakt, iż w przypadku Leszna mówimy o makiecie całego miasta. Natomiast dla Poznania są to wybrane fragmenty (plac im. Adama Mickiewicza, Stary Rynek, Ostrów Tumski) albo konkretny obiekt (Stadion Miejski). Przygotowanie makiety Leszna to było wielkie wyzwanie.

MG: Z całą pewnością. Makieta przedstawia Leszno sprzed pożaru w 1790 roku, a sporo dokumentacji uchodzi za zaginioną.

RK: Wielki pożar miasta był tematem przewodnim pracy. Otrzymałem plan Leszna z tamtego okresu. Plan sformatowano do docelowego rozmiaru makiety i wytyczono rozmieszczenie zabudowy 1 do 1. Z udziałem zespołu archeologów oraz Miejskiego Konserwatora Zabytków wytypowano obiekty, wymagające dopracowania.

Makieta placu Mickiewicza, fot. M. Gołembka

Ratusz, synagoga, pałac oraz kościoły zostały dopracowane na podstawie odrębnej dokumentacji, aby możliwie zachować realny wygląd.

Natomiast w przypadku miejskich bram znajdujących się w obrębie wałów korzystano z dostępnych reprodukcji i rysunków, możemy tutaj powiedzieć zatem o częściowej konfabulacji.

MG: Przy okazji leszczyńskiej makiety powstała także płaskorzeźba.

RK: To kolejny czynnik wyróżniający. Po raz pierwszy makiecie towarzyszyła właśnie płaskorzeźba, stanowiąca spore wyzwanie rzeźbiarskie. Jej celem było oddanie iluzji przestrzeni. Na płaskorzeźbie widzimy Bramę Kościańską wraz z prowadzącym do niej mostkiem i figurką Jana Nepomucena.

MG: Czy wspomniany plan stanowi podstawę pracy nad makietą?

RK: Mając plan, wiem, iż nie błądzę. Znam rozkład ulic, miejsca, gdzie się zbiegają. Zadaniem makiety jest w końcu realne przedstawienie miasta na podstawie dostępnych źródeł, a nie opowiadanie baśni. Odrębny temat stanowią kwestie techniczne, dobór kamienia na postument, ustalenie wysokości, rodzaju powierzchni. Na cały proces składa się wiele żmudnych i skomplikowanych etapów.

MG: Czy jest coś, co jeszcze łączy wykonane makiety?

RK: Za każdym razem staram się oddać realny wygląd. Należy pamiętać także o względach bezpieczeństwa, choćby w przypadku iglic na kościołach. Nie mogą one stanowić zagrożenia dla osób niedowidzących czy dzieci. Najczęściej na makietach pojawiają się również informacje zapisane alfabetem Braille’a. Niestety nie znalazły się w projekcie leszczyńskiej makiety.

MG: Wędrówka szlakiem pana makiet to doskonały pomysł na zwiedzenie Poznania oraz kompleksu kórnicko-rogalińskiego.

RK: Dobrze, jeżeli pobudzają wyobraźnię, prowokują do dyskusji czy zachęcają do wycieczek. Niestety zdarzają się także dewastacje. Z poznańskiej makiety placu Mickiewicza zaginął właśnie pomnik patrona, a rynkowej makiecie kilka lat temu uszkodzono wieżę ratuszową. Naprawy są kosztowne i czasochłonne. Nie da się tego zrobić na miejscu, makieta musi zostać zdemontowana.

MG: Pozostaje ufać, iż więcej takich incydentów nie będzie. Chciałby jeszcze zapytać o pańską drogę zawodową. Sztuki plastyczne nie były pierwszym wyborem?

RK: Ukończyłem technikum chemiczne. Perspektywa pracy w tej branży niosła jednak pewien niepokój. Na studia wybrałem biologię, której nie miałem w szkole średniej. Wymagało to ogromnej samoorganizacji oraz poświęcenia mnóstwa czasu w naukę, zgłębianie wiedzy z niezliczonej liczby książek. Dzięki takiej decyzji spędziłem jednak pięć ciekawych lat na wymagającym kierunku, wzbogaconym o liczne zajęcia w terenie, jak obrączkowanie ptaków.

MG: A po studiach biologii podjął pan pracę…

RK: …w służbie zdrowia. W tym samym czasie trudniłem się już tworzeniem mebli artystycznych. Pasję do takich prac z pewnością mam po ojcu, uzdolnionym stolarzu.

MG: I w końcu porzucił pan posadę w służbie zdrowia?

RK: Tak, przyjąłem ofertę pracy, dzięki której mogłem rozwijać się artystycznie. Zakład ten jednak po dwóch latach zakończył działalność. Wtedy rozpocząłem pracę jako instruktor w Domu Kultury w Tarnowie Podgórnym.

MG: I to umożliwiło dalszy rozwój?

RK: Tak. Po pewnym czasie pojawiła się możliwość podjęcia studiów dla instruktorów. Zdecydowałem się na studia z wychowania plastycznego.

Makieta poznańskiego stadionu, fot. M. Gołembka

Po ich ukończeniu z wyróżnieniem studiowałem dalej na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby. Te drugie studia, już w trybie dziennym, rozpocząłem od razu od trzeciego roku. Ich ukończenie z wyróżnieniem było dla mnie niezwykle ważne.

W tym czasie bardzo fascynowałem się brązem, a na moją pracę dyplomową składało się 30 rzeźb. Studia były także doskonałą okazją do tego, by uświadomić sobie, co potrafię, a czego muszę się nauczyć.

MG: Biologii jednak pan nie porzucił?

RK: Wykładałem biologię przez 18 lat. Wspólnie z żoną opracowaliśmy autorski program do nauki biologii w liceach plastycznych.

MG: I przez cały czas jest pan z nią związany?

RK: Mam przyjemność dokumentować artystycznie dzieje poznańskiej biologii. Z okazji 90-lecia wydziału biologicznego na uniwersytecie w Poznaniu przygotowałem medal. Dekadę później pojawiła się tablica na Morasku. Jestem także honorowym członkiem Towarzystwa Koła Naukowego Biologii.

MG: Pana nazwisko zapisało się także w świecie biologii w inny, dość nietypowy sposób.

RK: Profesor Jakub Kosicki, uczeń mojej żony, dziś nasz serdeczny przyjaciel, zaproponował biologom, którzy odkryli nowy gatunek niesporczaka, aby nazwać go moim nazwiskiem. Oczywiście po uprzednim uzgodnieniu tego ze mną. Czułem się zaszczycony i wyraziłem zgodę.

MG: Na koniec proszę uchylić rąbka tajemnicy: nad czym pan w tej chwili pracuje?

RK: Przygotowuję miniaturę zakopiańskiego pomnika Zamoyskiego, która stanie w Kórniku. Pracuję także nad tablicą Józefa Englicha, która pojawi się na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan.

MG: Dziękuję za rozmowę i oczywiście zapraszam jak najczęściej do Leszna!

Idź do oryginalnego materiału