Masoneria w gnieźnieńskim MOK

kulturaupodstaw.pl 2 tygodni temu
Zdjęcie: fot. Paweł Bartkowiak


Loża masońska, o której mowa, znajdowała się w obecnym budynku Miejskiego Ośrodka Kultury w Gnieźnie i to jej pierwotnie służył gmach z czerwonej cegły przy ul. Łubieńskiego. Założona 1 stycznia 1804 roku, czyli w okresie zaborów, na początku podlegała Wielkiej Narodowej Loży – Matce Trzech Globów (Grosse National – Mutterloge zu den drei Weltkugeln) i z większym lub mniejszym powodzeniem działała aż do 1938 roku, kiedy to prezydent Ignacy Mościcki swym dekretem rozwiązał wszystkie organizacje wolnomularskie w Polsce. Zrobił to po nagonce przeciwników, w tym Kościoła rzymskokatolickiego, jaka chwilę wcześniej rozpętała się wokół lóż i ich członków.

Niezwykłe menu z uczty i ewangelicki katechizm

Dlaczego, po dokładnie 220 latach, gnieźnieński MOK postanowił wrócić do historii masonów, która od czasu do czasu bywa zdawkowo przytaczana przy wspomnieniach z przeszłości budynku? Okrągła rocznica będzie tu tylko jednym z powodów, ale ważniejsze od niej zdają się niedawne odkrycia podczas generalnego remontu i rozbudowy ośrodka kultury w 2023 roku.

To wtedy bowiem w okolicy sceny w sali widowiskowej znaleziono przedmioty należące do wolnomularzy – menu z ich uczty zwanej agapą z 1913 roku, oraz katechizm kościoła ewangelickiego. I to te artefakty – umieszczone teraz w gablotach w holu przy dawnym głównym wejściu do MOK – stały się „bazą” dla ekspozycji.

Natomiast jej „nadbudowa” utkana została z plansz historycznych o początkach wolnomularstwa, jego symbolice i rytuałach oraz z literatury i współczesnych pamiątek lożowych, wypożyczonych z Pracowni Zbiorów Masońskich Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu.

Co ważne, uzupełniają ją tak bazowe rzeczy, jak spis gnieźnieńskich masonów oraz wizerunek ich pieczęci. Jednak zanim więcej o eksponatach, to jeszcze chwilę o początkach.

fot. Paweł Bartkowiak

„Ta wystawa zrodziła się między innymi z licznych zapytań dotyczących naszego budynku i jego historii, dlatego szczególnie po remoncie zdecydowaliśmy się na nie odpowiedzieć. Już od 1803 roku funkcjonowała tutaj loża Pod Uwieńczonym Sześcianem. Postanowiliśmy zatem opowiedzieć tę historię i jako partnerów do współpracy zaprosiliśmy Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. To jedyna uczelnia w kraju, która prowadzi biblioteczny dział wolnomularski. Ma w swoim zasobie ponad 80 tysięcy woluminów, jest to zatem duży zbiór. jeżeli gdzieś takie zbiory istnieją, to są one zamknięte. A nasz uniwersytet prowadzi swój w formule otwartej.” – przyznał na wernisażu dyrektor MOK Dariusz Pilak.

Kuratorka ekspozycji Marta Karalus-Kuszczak dodaje:

„Masoneria działa na wyobraźnię filmowców, komiksiarzy, pisarzy. To jest temat, który fascynuje i jest powodem snucia teorii spiskowych. Bo wydaje się on tajemniczy. Ale po zapoznaniu się z literaturą okazuje się, iż o tym zagadnieniu wiemy bardzo dużo. Sama tematem wolnomularzy zajmowałam się już zawodowo, kiedy pracowałam jeszcze jako muzealniczka w Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy i teraz ten temat do mnie wrócił.”

Wracając zaś do znalezionych przedmiotów, trzeba dodać, iż menu z masońskiej uczty w 1913 roku informuje, iż była to Schwestern Fest, czyli „siostrzana impreza”, a więc wydarzenie z udziałem kobiet. I choć kobiece loże już wówczas istniały, to było ich o wiele mniej i działały jako samodzielne żeńskie stowarzyszenia, mimo iż nazywano je „adopcyjnymi”, lub tzw. loże białe, które zrzeszały żony, narzeczone i krewne wolnomularzy.

W Gnieźnie najpewniej funkcjonowała loża biała, a na przywołanej uczcie podawano m.in. lody ananasowe. Z kolei katechizm był autentycznie używany, o czym świadczą notatki na jego stronicach.

W drodze ku doskonałości

„Wolnomularstwo to świecki, międzynarodowy i ponadreligijny ruch ideowy, którego dyskrecja wzbudzała od początku jego istnienia wielkie zainteresowanie. Celem każdego wolnomularza jest doskonalenie się moralne, intelektualne i duchowe oraz poszanowanie zasad obowiązujących w stowarzyszeniu.” – pisze Marta Karalus-Kuszczak w folderze do wystawy.

Jeśli wolnomularstwo było ruchem świeckim, to skąd w nim przywołany katechizm? Ano dlatego, iż masoni, mimo iż nie byli związani z konkretną religią, to jednak odwoływali się do biblijnej symboliki, a historycznie wywodzą się od budowniczych katedr, w tym tej najbardziej znanej – „Notre Dame”.

fot. Paweł Bartkowiak

Poza tym, w zależności od duchowych odwołań, możemy wyróżnić konserwatywne i „religijne” loże anglosaskie oraz liberalne i „humanistyczne” loże francuskie.

Natomiast chcąc poznać bliżej masońską symbolikę, wystarczy spojrzeć na kobierzec używany podczas ceremonii kolejnych stopni wtajemniczeń, którego wzór zawisł na jednej ze ścian Znajdujący się na nim obraz można bowiem zinterpretować następująco: profani, czyli osoby z zewnątrz, które chcą wstąpić do loży, przychodzą z Zachodu, bo Wschód to doskonałość, do której należy dążyć. Podłoga przed wejściem to czarno-biała szachownica symbolizująca różnorodność osób, które mogą być masonami, lub dobro i zło, a następnie mamy siedem stopni i drzwi z dwiema kolumnami po bokach z literami J i B, czyli Jakin oraz Boaz, które nawiązują do kolumn przy wejściu do świątyni Salomona i ustawione wewnątrz każdej loży oznaczają stałość i siłę.

Z innych symboli wymienić należy też słońce (znak rozumu i światła), księżyc (drugie z mniejszych świateł wolnomularstwa obok słońca i mistrza loży) czy gwiazdę gorejącą (reprezentacja boskości) z literą G w środku (G jak God, czyli Bóg, ale też Geometria będąca fundamentem nauk ścisłych czy Gnosis – wiedza).

Jednak to nie wszystkie symbole i przedmioty, ponieważ wolnomularze, których nazwa wzięła się po prostu od „wolnych murarzy”, to wspomniani budowniczowie, dlatego w tym składzie nie może zabraknąć takich rzeczy jak cyrkiel (mądrość, wiedza, nauki ścisłe) i węgielnica (porządek, uczciwość i szczerość) – występujących najczęściej w logotypach lóż, ale też pionu (równowaga i prawo moralne), kielni (codzienna praca nad sobą), poziomicy (równość i harmonia) czy wreszcie fartucha (znak pracy) i nieociosanego oraz obrobionego kamienia (symbol nieustannej pracy nad sobą zarówno jako uczeń, czeladnik i mistrz czcigodny).

fot. Paweł Bartkowiak

Warto dodać, iż w logotypie – pieczęci gnieźnieńskich masonów nie ma ani cyrkla, ani węgielnicy. Są za to dwa lwy, a na pewno duże koty, siedzące przy sześcianie ozdobionym wieńcem oraz dłoni podającej kolejną wiązankę. Nawiązanie do nazwy loży jest tu oczywiste.

Swoją wiedzą dzieliła się współpracująca przy wystawie Karolina Tomczyk-Kozioł ze wspomnianej Pracowni Zbiorów Masońskich Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu . Podczas swojego wykładu pod chwytliwym tytułem „Masoneria – pierwszy stopień wtajemniczenia”, który towarzyszył otwarciu ekspozycji, opowiedziała więcej o wolnomularzach budujących świątynie, którzy z biegiem wieków stali się przedstawicielami różnych zawodów i rzemiosł, o zabiciu mistrza Hirama – budowniczego świątyni Salomona, którego postać pojawia się na masońskich fartuchach, czy o strukturze organizacyjnej tej społeczności.

Spis polskich i gnieźnieńskich masonów

Stanisław August Poniatowski, Jan Henryk Dąbrowski, Gabriel Narutowicz, Janusz Korczak czy prof. Tadeusz Cegielski, to tylko kilku znanych polskich wolnomularzy, którzy zostali podani jako przykłady na gnieźnieńskiej wystawie, i których w kraju jest dziś około tysiąca.

A masoni z grodu Lecha? Ich spis pojawił się oczywiście na jednej z plansz, choć nie jest łatwo go rozczytać, bo zapisany został niemiecką szwabachą i potrzeba chwili, aby ją rozszyfrować. Kiedy jednak to się udaje, wyłaniają się z niego osoby, których nazwiska do dziś można spotkać w Gnieźnie… Zatem jak to jest z tymi tajemnicami w loży? –

„Największą tajemnicą masonerii jest to, iż tych tajemnic nie ma.” – przekonywała podczas swego wykładu Karolina Tomczyk-Kozioł, choć jak to bywa w życiu, sprawa jest bardziej skomplikowana.

Otóż wolnomularz, jeżeli widział taką potrzebę, mógł się ujawnić, podobnie też znane są symbole czy przedmioty kojarzone z tym ruchem. Jednak bez zgody swoich współtowarzyszy miał zakaz ich dekonspiracji, chyba iż miną lata i loża stanie się historią, tak jak ta gnieźnieńska. Natomiast zawsze tajne pozostają rytuały dla kolejnych stopni wtajemniczenia uczniów, czeladników i mistrzów czcigodnych oraz przebieg samych spotkań.

Znana jest za to struktura organizacyjna loży, która ma charakter bardzo zadaniowy i przypomina trochę stowarzyszenie. W związku z tym mamy w niej m.in. członków honorowych, którymi mogą być byli mistrzowie czcigodni, skarbnika zbierającego składki na potrzeby loży, ale też jałmużnika, który pozyskuje datki na zewnętrzne, najczęściej charytatywne cele, sekretarza, witającego okolicznościową przemową na zebraniach mówcę czy „urzędników”, w tym dozorców, którzy opiekują się uczniami i dbają o to, żeby dobrze się czuli w organizacji oraz rozwijali.

fot. Paweł Bartkowiak

Warto dodać, iż to była pierwsza tak bogata wystawa o historii gnieźnieńskiej loży Pod Uwieńczonym Sześcianem oraz poukładane, bogate w eksponaty i niezmiernie interesujące źródło informacji o samych wolnomularzach.

Teraz na swoje odkrycie czeka… druga z gnieźnieńskich lóż o nierozszyfrowanej, choć ponoć popularnej nazwie „Andrzej w Zgodzie”, która była lożą szkocką i powstała w 1806 roku, czyli dwa lata później niż pierwsza, oraz stała się miejscem dla bardziej wtajemniczonych. Jej siedzibą był zaś równie zabytkowy i piękny pruski budynek z czerwonej cegły, który w tej chwili stoi pusty przy ulicy Kościuszki 7 w Gnieźnie.

Idź do oryginalnego materiału