Loki, sezon 2 – recenzja serialu. Wierzę w boga

popkulturowcy.pl 10 miesięcy temu

Loki 2 to bez dwóch zdań nowa wizytówka Toma Hiddlestona. Co jeszcze jednak oferuje nam nowy sezon, prócz pokazu kunsztu aktorskiego?

Loki, sezon 2 jako najnowsza serialowa produkcja MCU miała jednocześnie zarówno pod górkę, jak i z górki. W dobie ostatnich wątpliwej jakości wypocin studia kilka trzeba było, by dostarczyć fanom coś lepszego niż zwykle. Jednocześnie jednak zadanie nie było wcale aż takie proste, jak mogłoby się wydawać. Wcześniej już przecież widzieliśmy przygody boga psot; poprzedni sezon zawiesił poprzeczkę na całkiem niezłym poziomie i trzeba było zadbać, by kontynuacja nie obniżyła w stosunku do niego lotów. Produkcję pokarano także cięciami kosztów, a na domiar złego powstała ona podczas jednego z największych kryzysów MCU. Mowa tu chociażby o komplikacjach związanych z sytuacją Jonathana Majorsa, oskarżonego o napaść.

W sześciu nowych odcinkach Loki mierzy się z konsekwencjami wydarzeń z poprzedniego sezonu. Po zabiciu Tego, który Trwa, Sylvie zniknęła, a TVA – wraz z multiwersum – rozpada się. Opis ten może wydawać się niezwykle zwięzły, aczkolwiek trudno byłoby dodać do niego cokolwiek więcej. Przygody Laufeysona przypominają tutaj belgijkę. Dwa kroki do przodu, jeden krok wstecz, gdzieniegdzie jakiś skok. Wprawdzie dobrze się to ogląda, ale można się pogubić. W kontekście zawiłości multiwersum i przewrotów czasowych scenarzyści też przez cały czas walą do nas działami ciężkiego kalibru. Bez pełnego skupienia na oglądaniu łatwo przestać za tym wszystkim nadążać. Jednocześnie, podobnie jak w pierwszym sezonie, zaprezentowana historia jest naprawdę interesująca – a jej najlepszy element to bezpardonowość ukazywania konsekwencji działań głównego bohatera.

Mam jednak zarzuty co do tempa, jakie twórcy jej nadali. Drugi sezon ma w sobie o wiele mniej akcji, przyciętej na rzecz dialogów i powtarzających się scen. Bywa to trochę nużące. Świadomość, iż osiemdziesiąt procent serialu odbywa się w tych samych lokacjach, demaskuje z kolei niższy budżet. Żałuję też, iż ostatnie dwa odcinki poświęcono na zawiłości związane ze skakaniem w czasie i nieco oklepane zabawy w metodę prób i błędów. Gdyby seria liczyła nie sześć, a na przykład osiem odcinków, takie spowolnienie akcji byłoby dobrym zabiegiem, jednak kiedy dotyka to ścisłego finału sezonu, to czuć niedosyt.

Fot. Kadr z drugiego sezonu serialu Loki

Tym, co skutecznie odratowuje to spowolnienie, jest gra aktorska. Tom Hiddleston wspiął się na wyżyny aktorstwa. Jego Loki jest niezmiennie charyzmatyczny, zarówno w kontekście boskim, jak i ludzkim. Sposób oddawania przez niego emocji tylko podkreśla, jakim strzałem w dziesiątkę był ten casting. Podobnie Owen Wilson, który uzupełnia postać odgrywaną przez wspomnianego aktora. Mobius to ciepły, doświadczony przez życie pracownik, którego spokój wnosi dużo do relacji obu panów. Ich przyjaźń jest o wiele bardziej autentyczna niż niejedna romantyczna relacja zaprezentowana na wielkim ekranie. Obaj muszą podjąć bardzo ważne decyzje, w czym wzajemnie sobie pomagają.

Nie mógłbym nie wspomnieć tu również o Sophii Di Martino i Ke Huy Quanie, którzy, jako postacie drugoplanowe, dorzucają do pieca swoje kreacje. Sylvie została zepchnięta z piedestału w porównaniu z sezonem pierwszym, ale mimo tego wciąż stanowi ona istotny element historii i daje z siebie wszystko. Uroboros z kolei jest dokładnie tym, czego można było oczekiwać od laureata tegorocznych Oscarów. Postać poprowadzono z humorem, a przy tym ujmuje ona swoją wiedzą oraz serdecznością. Można powiedzieć, iż rola stworzona dla Ke Huy Quana.

Fot. Kadr z drugiego sezonu serialu Loki

Warto też napomknąć co-nieco o warstwie wizualnej. Mimo mniejszego budżetu, efekty specjalne chyba pierwszy raz od dłuższego czasu w MCU wyglądają naprawdę przyzwoicie. Niestety w zamian za to zubożała sceneria. Nie mam tu na myśli poziomu realizacji rekwizytów, bo one wyglądają w porządku; chodzi głównie o powtarzalność. Otrzymujemy tu tylko kilka pomieszczeń agencji, z których część pokrywa się z poprzednim sezonem. To bardzo zacieśnia obszar, w którym realizowane są wydarzenia i sprawia, iż serial powoli zaczyna wyglądać jak spektakl teatralny. Na szczęście charakteryzacja postaci w czasach Victora Timely nie zawodzi i potrafi wykreować świat przedstawiony na wysokim poziomie. Pomaga w tym wszystkim oczywiście muzyka Nathalie Holt, która motywem przewodnim dopełnia akcję, a nordyckimi akcentami uderza tam, gdzie trzeba.

Podsumowując, Loki 2 to wciąż jeden z lepszych tworów MCU. Po obejrzeniu pierwszego sezonu oczekiwałem nieco więcej, ale jednocześnie się nie zawiodłem. Duży wpływ ma na to jednak obecny stan produkcji studia, który skutecznie zaniża poprzeczkę. Niemniej wciąż uważam, iż ta historia oferuje dość dużo. Nie jest to zrobione z takim samym rozmachem jak sezon pierwszy, jednak z opresji nową historię ratuje to, iż widać w tym serce. Scenarzystom zwyczajnie się chciało i czuć, iż lubią te postaci, zależy im na nich. Pogłębienie psychologii poszczególnych bohaterów, a także jedno z mocniejszych i odważniejszych zakończeń tylko to podkreśla. Z tego względu polecam tę produkcję i trzymam kciuki za ciąg dalszy. Tak mi dopomóż Loki.

Źródło obrazka wyróżniającego i plakatu: Disney+

Idź do oryginalnego materiału