Lato nocy – recenzja książki

popkulturowcy.pl 4 godzin temu

Dan Simmons to pisarz starszej generacji, tak jak i z resztą Stephen King. Tych panów łączy nie tylko pochodzenie i wspólne pokolenie, ale i pasja do tworzenia długiej fabuły grozy. Lato nocy tak naprawdę kilka różni się od książki pt. To. Ta pierwsza jest zdecydowanie lepsza, do czego spróbuję was zaraz przekonać.

Lato 1960 roku. Old Central School to potężny, mroczny gmach w miasteczku Elm Haven w Illinois. Dla bohaterów ta szkoła właśnie przechodzi do historii. Ostatni dzień nauki jest również ostatnim dniem dla tajemniczego, skrywającego wiele tajnych przejść budynku, o którym przez lata krążyły legendy. Ma zostać zamknięty, a w niedługim czasie również wyburzony. Kiedy w Elm Haven zaczynają ginąć dzieci, nikt nie przypuszcza, iż w miasteczku zagnieździły się demoniczne siły. Garstka dzieciaków odkrywa tajemnicę związaną z Old Central oraz z pewnym dzwonem, którego złowieszcze dźwięki rozlegają się po nocach w całym miasteczku. Od tej chwili zło zdaje się deptać im po piętach, a dzieci nie mają wiele czasu – opracowują plan działania i stają do nierównej walki z siłami, o których istnieniu nie zdawały sobie dotąd sprawy.

– opis wydawcy

Przyznam się, iż nie znałam wcześniej książek Dana Simmonsa. Czytałam za to parę powieści Stephena Kinga, którego osobiście nie nazwałabym mistrzem grozy. W mojej opinii nie wychodzi mu dłuższa forma. To przeczytałam od deski do deski, ale czułam się, jakby autor podważał moją pamięć i inteligencję. Wyżej wspomniany tytuł mógł być z powodzeniem skrócony o co najmniej trzysta stron, jak nie więcej. Wydaje się, iż zauważył to jego kolega po fachu Dan Simmons i pod wpływem inspiracji grupką dzieciaków w Derby, stworzył swoją Brygadę RR niewinnych jedenastolatków, walczących z największym złem tego świata, poświęcając im tylko sześćset stron.

Autor na łamach swojej powieści przedstawił małych dorosłych. Jak już zostało wspomniane, mamy kilku bohaterów, którymi są m.in.: uczniowie szkoły Old Central School: bracia Dale i Lawrence Stewart, Mike O’Rourke, Duane McBride, Kevin Grumbacher, Jim Harlen, Cordie Cooke. Ich powieściowe sylwetki zdecydowanie nie pasują do współczesnych realiów. Nie jestem jednak zdania, iż urąga to realizmowi fabuły stworzonej przez Simmonsa. Pokolenie tzw. baby boom przeżyło swoją młodość w zupełnie innych czasach, szybciej dorastając. Oczywiście nie jest to tendencja ówczesnego świata, zwłaszcza względem psychologicznych sylwetek bohaterów. Tym samym Simmons zbliża się do uniwersalizacji swojej powieści, pokazując dzieci, które chcą ocalić swoje miasto. W końcu kto z nas nie chciał być superbohaterem?

Zobacz również: Magiczny świat Słowian – recenzja książki. Śladami przodków

Dla mnie najciekawsi są McBride’owie – zarówno ojciec, syn, jak i wujek, których relacje otrzymały najwięcej miejsca w książce. Inni dorośli bohaterowie zostali bardzo słabo zarysowani i są wręcz przezroczyści. Pomimo dysfunkcyjności rodzin Elm Haven, razem jako społeczność wydają się zgrani. Mają bogate życie towarzyskie, organizują grille, odwiedzają się nawzajem. Co innego mają robić w latach 60.? Ten obraz wydaje się czasami zbyt sentymentalny. Widzę w tym pewną odautorską chęć powrotu do swojego azylu i tej dziecięcej szczęśliwości, gdy wydaje się nam, iż jesteśmy niezniszczalni, a świat wokół jest tak szalenie ciekawy.

Nie jest to jednak proza, którą czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Ma ona swoje naprawdę obrzydliwe, przerażające momenty, co jest zdecydowanie na plus oraz nie pozwala się nudzić. Simmons uzyskał ten zabieg, żonglując perspektywą. Z pozycji trzecioosobowego, wszechwiedzącego narratora przyglądamy się każdej z osób. Wprowadza to nie tylko większą dynamikę akcji, ale miejscowo zamęt fabularny. Podczas lektury niejednokrotnie zdarzyło mi się pomylić bohaterów i zgubić się w fabule. Wracając jednak do plusów, których jest zdecydowanie więcej, dobrym posunięciem autora było nawiązanie do rzeczywistych postaci jak Aleister Crowley. Na pewno pozytywnie odbiorą to osoby zainteresowane historią magii i tajnych stowarzyszeń. Jednak zestawienie papieskiego dzwonu z małym, zabitym dechami miasteczkiem w Ameryce jest dla mnie odrobinę nieprawdopodobne, a choćby bardziej mnie uderza swoją fantastycznością niż pojawiające się w książce zjawy.

Podsumowując, pomimo iż nie jest to bardzo nowoczesny pomysł – jest mocno inspirowany prozą Kinga, ale na szczęście pozbawiony scen orgii młodych bohaterów, które zdecydowanie nic nie wnoszą do akcji charakterystycznych dla książki To. Sposób pisania Dana Simmonsa bardzo intryguje i trzyma czytelnika w napięciu. Ciężko się oderwać od lektury Lata nocy, chociaż łatwo się pogubić w fabule, w której jest wiele chaotycznych przeskoków. Jest to książka, którą mimo pewnych błędów chce się czytać, choć rozwiązania fabularne mogą – tak jak we mnie – budzić różne emocje. Podczas czytania, należy jednak pominąć wstęp, w którym autor, niestety ujawnił cały przebieg akcji powieści. Notka o takiej treści zdecydowanie nie powinna się znaleźć na początku książki. Lato nocy mogę zdecydowanie polecić nie tylko tym, którzy szukają czegoś podobnego do dzieł Stephena Kinga, ale i pozostałych fanów grozy, a zwłaszcza tej osadzonej w wieku XX.


Autor: Dan Simmons
Wydawnictwo: Vesper
Tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
Premiera: 28 sierpnia 2024r.
Oprawa: twarda
Stron: 612
Cena katalogowa: 99,90 zł

Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Vesper. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Vesper)
Idź do oryginalnego materiału