"Krzesła" to najbardziej porąbana komedia tego roku – recenzja serialu HBO od Tima Robinsona

serialowa.pl 3 godzin temu

Od dziś biblioteka platformy HBO Max powiększyła się o jeszcze jeden tytuł warty uwagi. Dlaczego „Krzesła” to jeden z najbardziej nietypowych seriali tego roku?

Ostatnimi czasy o HBO nie raz, nie dwa dyskutowano, iż lata świetności marka ma daleko za sobą. choćby jeżeli w tym bolesnym stwierdzeniu jest nieco prawdy, to warnerowskim decydentom nie można zupełnie odmówić ryzyka. Najbardziej żyznym gruntem dla programowej brawury spółki zależnej od WBD w ciągu kilku ostatnich lat stała się komedia – i to taka zwrócona w stronę autorskich pomysłów.

Krzesła – o czym jest serial komediowy HBO?

John Wilson i jego dokumentalne „Dobre rady„, Julio Torres ze swym surrealistycznym „Fantasmas” czy wreszcie Nathan Fielder, który w „Próbie generalnej” przesuwa granicę tego, czym adekwatnie może być telewizja – wszystko to są odważne i ryzykowne przedsięwzięcia, które najpewniej nigdy nie powstałyby u konkurencji. Od dziś do tego grona dołączają „Krzesła” zrodzone w niesamowitym umyśle Tima Robinsona („Saturday Night Live”), a przed nami jeszcze projekty sygnowane takimi nazwiskami jak Rachel Sennott („Na dnie”) czy Larry David („Pohamuj swój entuzjazm”).

Liczące osiem odcinków „Krzesła” (przedpremierowo widziałem wszystkie oprócz finału pilnie strzeżonego przez HBO) to godny reprezentant „odważnej komedii”, który nie stara się trafić w gusta przeciętnego widza. „The Chair Company” – bo tak brzmi tytuł serialu w oryginale – oferuje odrębny świat; taki, który mógł stworzyć wyłącznie Tim Robinson. Nieznany w Polsce i uwielbiany za oceanem komik ma szansę trafić na usta szerszego grona odbiorców, a wielu z nich odruchowo zareaguje szczerym: „WTF”.

„Krzesła” (Fot. HBO)

Serial ma niezwykle prosty, a zarazem przenikliwy punkt wyjścia, którego nie opiszę wam ze szczegółami w obawie przed rabunkiem przyjemności z seansu. Głównym bohaterem jest Ron (Robinson), jankeski everyman w średnim wieku, z sukcesami w korporobocie, domkiem na przedmieściach Ohio, rodziną z prawie dorosłymi dziećmi, i nie do końca spełnionymi aspiracjami o mitycznym amerykańskim indywidualizmie. Wszystko to ulega zmianie w momencie, gdy w pracy Ronowi przydarza się niefortunny wypadek.

Coś, co większość z nas zamieniłoby w żart i gwałtownie odsunęło w niepamięć, wytrąca Rona z równowagi na tyle, by zaburzyć jego całą dotychczasową egzystencję. Pomimo najlepszych starań biedaczek wpada w króliczą norę coraz głębiej i zamiast Krainy Czarów odkrywa… szeroko zakrojony spisek. Ten nie tylko miesza mu w życiu zawodowym i prywatnym, ale też stawia na drodze galerię barwnych postaci – wśród nich jeden wyjątkowy sojusznik (Joseph Tudisco, „Ryzyko”) wyrastający na najbardziej osobliwego bohatera telewizji w tym roku.

Krzesła to komedia, jakiej jeszcze nie widzieliście

Ci z was, którzy znają dotychczasowy autorski dorobek Robinsona (i współtwórcy serialu, Zacha Kanina), doskonale wiedzą, iż pozornie błahe wydarzenia mogą prowadzić do naprawdę nietypowych sytuacji. Najlepszym punktem odniesienia dla „Krzeseł” będzie stworzony przez nich odcinkowy zbiór skeczów „I Think You Should Leave„, w którym sceny rodzajowe w absolutnie cudowny sposób mieszają się z surrealistycznym humorem i podkręconym do maksimum krindżem. Polecam potraktować go jako swoisty wstęp do serialu (znajdziecie go na Netfliksie).

W „Krzesłach” Robinson, Kanin, a także producenci Andrew DeYoung (reżyser świetnej komedii „Friendship”) i Adam McKay (tak, ten Adam McKay – od „Legendy telewizji”, „Braci przyrodnich” i oscarowego „Big Short”) idą o krok dalej. Nie mamy tutaj do czynienia z kilkuminutowymi gagami, ale pełnoprawną fabułą rozciągniętą na osiem półgodzinnych odcinków, z których każdy natychmiast staje się jeszcze bardziej niedorzeczny niż poprzedni. Robinsonowska formuła – doskonale wyrażana za sprawą aktorstwa na granicy drwiny i obłędu – odnajduje w serialowej narracji godnego sprzymierzeńca.

„Krzesła” (Fot. HBO)

Wychodząc od absurdalnej komedii, serial fenomenalnie pogrywa sobie m.in. z konwencją kina detektywistycznego. Tyle tylko, iż zamiast amanta z przyklejoną do pięknej facjaty cygaretą mamy sfrustrowanego ojca-neurotyka, a skąpane w mroku Los Angeles ustępuje przestrzeni sterylnych biur i przedmieść Środkowego Zachodu. Podczas pościgu za nie-do-końca-wiadomo-czym co rusz zastanawiamy się, czy Ron rzeczywiście jest na tropie czegoś wielkiego, czy może to po prostu przejawy kryzysu wieku średniego.

Na obsesji Rona tracą zarówno kwestie zawodowe, jak i relacje rodzinne z żoną (Lake Bell, „Harley Quinn”), córką (Sophia Lillis, „To”) stojącą u progu potencjalnie nieudanego małżeństwa czy synem (Will Price, „Gęsia skórka”) stojącym u progu… alkoholizmu. Choć widzimy, iż bohater usiłuje godzić obowiązki, to szeroko zakrojony spisek pochłania go bez reszty. Brzmi znajomo? Przypomnijcie sobie ostatni raz, kiedy wasz ojciec zabrnął o jedną rolkę albo o jeden post na Facebooku za daleko.

Podobnie jak we wspomnianym „Friendship” i niektórych skeczach z „I Think You Should Leave” Robinson raz jeszcze przygląda się pokoleniu znerwicowanych ojczulków z klasy średniej, snując niesamowite historie, w których pulsuje męska niepewność, zagubienie i poszukiwanie celu. Wyjątkowo czułe rodzinne sceny w „Krzesłach” dowodzą, iż Ron sprawdza się jako ojciec i mąż, a my – obawiając się o jego zdrowie psychiczne – chcemy, by śledztwo nie okazało się wydmuszką. Po siedmiu z ośmiu odcinków naprawdę nie wiem, jaki będzie końcowy rezultat.

Krzesła – czy warto oglądać serial komediowy HBO?

Kuriozalny ton serialu przypomina coś, co mogliby razem stworzyć Larry David i David Lynch. W jednej z najbardziej zdumiewających scen Ron wchodzi do restauracji, w której ludzie obrzucają się jedzeniem, napastują innych klientów i tłuką talerze o podłogę. Nikt nie zwraca uwagi, iż to nietypowe zachowanie; w „Krzesłach” to część świata przedstawionego. „Czasem to się po prostu zdarza” – powiedziałby mały chłopiec z „Magnolii”, który bez większego zdziwienia obserwował deszcz żab w kultowym filmie Paula Thomasa Andersona.

Oprócz rzeczy podpisanych nazwiskiem Robinsona na serialowej mapie „Krzesła” najłatwiej byłoby usytuować nieopodal świetnego „The Curse” Nathana Fieldera, w którym dziwaczne rzeczy narastały co odcinek po to, by w pamiętnym finale dosłownie wylecieć w powietrze. Zresztą, weterana „SNL” łączy z twórcą „Próby generalnej” więcej, niż można dostrzec na pierwszy rzut oka. Iście kafkowsko opresyjna przestrzeń z ich seriali w perfekcyjny sposób ilustruje stan psychiki ich wiecznie niespokojnych bohaterów. To, iż raz za razem się śmiejemy, pokazuje, jak wiele mamy z nimi wspólnego.

„Krzesła” (Fot. HBO)

Powiedzieć, iż rodzaj humoru, który oferuje Robinson, nie trafi do wszystkich, to jak nie powiedzieć nic. Komedia w „Krzesłach” to coś w rodzaju niepisanej zgody między twórcą i widzem, by uczestniczyć w doświadczeniu o określonej formie i treści. Fakt, iż im głębiej w króliczą norę zabrniemy z Ronem, tym dziwniej będzie w serialu, to po prostu jeden z zapisów umowy. Albo bierzecie to wszystko z dobrodziejstwem inwentarza, albo dajcie sobie spokój, bo „normalniej” już nie będzie.

Absurdalno-surrealistyczny wydźwięk „Krzeseł” mógłby zostać negatywnie sprowadzony przez niektórych do lynchowskiej łatki „widocznie geniuszowi wolno wszystko” (jeśli czegoś nie rozumiemy, to musi być wyjątkowo przenikliwe, prawda?), z tym iż większość gagów – choćby tych najbardziej przypadkowych – wydaje się mieć skryte między wierszami uzasadnienie. Jasne, część żartów mogłaby zostać przemilczana albo poprowadzona inaczej, niemniej te, które trafiają w sedno, zostają w głowie na jakiś czas.

Jeśli miałbym namówić was do czegoś niniejszą lekturą, to chciałbym, byście wpuścili Tima Robinsona do swoich głów. Po trzech sezonach „I Think You Should Leave”, fenomenalnym filmie „Friendship” i „Krzesłach” trudno mi sobie wyobrazić, jak wygląda wnętrze jego głowy. Wiem tylko, iż to jeden z najbardziej oryginalnych twórców współczesnej komedii, i iż zasługuje na waszą uwagę. Tak samo, jak opisywany wyżej serial. Drugiego takiego nie znajdziecie. I samo w sobie jest to wspaniałe.

Krzesła – nowe odcinki w poniedziałki na HBO i HBO Max

Idź do oryginalnego materiału